środa, 13 stycznia 2016

Epilog cz.2

w poprzednim rozdziale:
 
- Kiedy miałaś ostatnio okres? - zapytał łagodnym, ale jednocześnie poważnym tonem. Zamrugałam kilkakrotnie i byłam pewna, że z przerażenia zrobiłam się cała blada.
- Kurwa - wyszeptałam tylko.
________

(Amy)

- Amy? Wszystko w porządku? Zrobiłaś ten test?
Po tym jak zdałam sobie sprawę, że od początku września nie miałam okresu Louis poszedł do apteki kupić mi test ciążowy. Od trzech i pół miesiąca nie miałam miesiączki i nawet tego nie zauważyłam. Fakt, byłam bardzo zapracowana i nie zwracałam na to uwagi, ale myśl o tym, że mogę być w ciąży była dziwna. Od pięciu minut siedziałam na brzegu wanny patrząc na leżący na pralce patyczek, który specjalnie położyłam odwrotną stroną, ponieważ nie chciałam widzieć wyniku.
- Amy? - Louis ponowił próbę kontaktu ze mną. Byłam pewna, że opiera się o drzwi łazienki, co robił zawsze, kiedy ja byłam zła i się tutaj zamykałam, a on mnie przepraszał.
- Nie spojrzę na to. Nie jestem w ciąży - powiedziałam na głos wypowiadaną w myślach mantrę.
- Wchodzę.
Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Louis. Uklęknął przede mną i położył jedną rękę na moim kolanie. Drugą złapał mnie za brodę i zmuszając żebym na niego spojrzała.
- Wszystko będzie okej, tak? - powiedział, a ja oczywiście pokiwałam głową na zgodę.
Chłopak wstał i podszedł do pralki. Rzucił na kafelki instrukcję dołączoną do opakowania testu ciążowego, a następnie spojrzał na trzymany w dłoni patyczek. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie, które sekundę później zostało zastąpione szczęśliwym uśmiechem. Dostrzegłam również, że jego oczy zrobiły się zaszklone.
- Myślę, że powinniśmy zacząć urządzać pokoik dla dziecka.
Louis rzucił test na podłogę i podszedł do mnie. Ukucnął przede mną i położył głowę na moich kolanach, przykładając rękę do mojego brzucha.
- Tam jest nasze maleństwo - wyszeptał.
Nasze spojrzenia się spotkały i widząc łzy w oczach Louisa zdałam sobie sprawę, że również płaczę.
Będziemy rodzicami. Ta myśl mnie przerażała. Za jakiś czas miałam zostać matką, a ja nie wiedziałam, jak mam się odnaleźć w tej roli. Oczywiście nie raz zajmowałam się Ryanem, Magie czy Toby'm, ale to będzie moje dziecko. Dzieci płaczą, są nieznośne i słodkie jednocześnie, a ja nie wiem czy dam radę sprostać takiemu wyzwaniu. Nigdy nie myślałam o tym, że kiedyś założę rodzinę, ale świadomość biegającej po domu małej kopii Louisa sprawiała, że moje serce biło mocniej. Dam radę, ponieważ to będzie dziecko Louisa. Nasze dziecko, które będzie miało najbardziej kochających rodziców na świecie. Chcę mu zapewnić jak najlepsze życie i będę zawsze dla niego, kiedy będzie mnie potrzebowało. Postaram się być dobrą matką i wiem, że mi się to uda, ponieważ jest ze mną mój narzeczony i dzięki temu stworzymy najszczęśliwszy dom dla naszego maluszka.
Nieświadomie wypuściłam z siebie szloch, tym samym niepokojąc Louisa. Chłopak złapał moją twarz w obie dłonie i pomału zaczął scałowywać łzy z moich policzków.
- Hej, nie płacz. Wszystko będzie dobrze, obiecuję - powiedział i przycisnął wargi do mojego czoła.
- Będziemy rodzicami, Louis. Będziemy mieli dziecko - wyszeptałam i nagle przerażenie zostało zastąpione szczęściem.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, a chłopak podniósł mnie do góry. Owinęłam nogi w jego pasie i wtuliłam twarz w złączenie szyi.
- Potrzebujesz czegoś, kochanie? - zapytał, kiedy wyszedł ze mną na rękach z łazienki.
- Chcę spać.
Louis spełnił moje życzenie i zaniósł mnie do sypialni. Położył mnie na łóżku i odszedł do okna zasłonić rolety. Była dopiero piąta po południu, jednak emocje i wszystko wzięło nade mną górę i naprawdę potrzebowałam snu.
- Zostaniesz ze mną? - zapytałam nie chcąc żeby Louis mnie zostawiał.
- Oczywiście, kochanie.
Brunet zrzucił koszulkę, a następnie zdjął swoje czarne obcisłe spodnie i położył się obok mnie na łóżku. Wyciągnął lewą rękę, dając mi znać, że mogę się do niego przytulić, a później przykrył nas kołdrą. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i przez chwilę rysowałam palcem kontury jego tatuaży na prawej ręce. Zmarszczyłam brwi, gdy zauważyłam wytatuowaną małym druczkiem datę przy złączeniu jego łokcia: '02.09.14'. Była jeszcze zaczerwieniona, więc musiał go zrobić kilka dni temu.
- Co to za data? - zapytałam i przycisnęłam palec po miejsca, w którym był tatuaż.
- Dzień w którym się w tobie zakochałem - powiedział patrząc mi prosto w oczy, które były pełne miłości.
- Kocham cię - wyznałam czując się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
- Kocham cię, moja księżniczko. Kocham was oboje.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w pierś mojego narzeczonego. Chłopak otoczył mnie ramieniem przyciągając bliżej siebie i składając pocałunek na czubku mojej głowy. Zasnęłam przy miarowym biciu serca Louisa. Byłam w moim ulubionym miejscu na świecie. W ramionach chłopaka, którego kocham. W moim osobistym domu.

***

Dwa dni później miałam wizytę u lekarza. Wzięłam wolne, ponieważ miałam wstawić się w klinice w samo południe. Louis również nie poszedł do pracy, bo koniecznie musiał być w tym czasie ze mną. Właściwie to się cieszyłam, bo jego obecność dodawała mi otuchy.
Zostałam wywołana do gabinetu doktor Marin. Oboje wstaliśmy i weszliśmy do środka. Moja lekarka kazała położyć mi się na łóżku i podciągnąć koszulkę do biustonosza. Następnie rozsmarowała na moim brzuchu zimny żel i rozpoczęła badanie.
- Wszystko w porządku? - zapytał Louis, kiedy doktor Marin przez dłuższy czas nie odzywała się i obserwowała uważnie ekran komputera. Mój narzeczony cały czas trzymał mnie za rękę i kreślił kółka na zewnętrznej stronie mojej dłoni.
- Wszystko wskazuje na to, że jest to jakiś piętnasty tydzień - powiedziała.
Szybko cofnęłam się wstecz i zdałam sobie sprawę, że zaszłam w ciążę dosłownie w dniu naszych zaręczyn. Zawsze brałam tabletki antykoncepcyjne, ale będąc zbyt podekscytowaną wywiadem z Justinem Bieberem zapomniałam wziąć ich do Nowego Jorku. Właściwie jakby w ogóle zapomniałam, że powinnam je zażyć.
- Czy z dzieckiem wszystko w porządku? - zapytaliśmy z Louisem równocześnie i posłaliśmy sobie uśmiech.
- Właściwie... - zaczęła doktor Marin, a zaniepokojony tym słowem Louis natychmiast jej przerwał.
- Coś nie tak?
- Będziecie mieć bliźniaki.
Otworzyłam szeroko usta będąc w całkowitym szoku. Miałam w głowie wizję jednej małej kopii któregoś z nas, ale nie dwóch. Byłam przerażona takim obrotem sprawy, ale przecież i nawet jeśli będziemy mieli dwoje dzieci za jednym razem nie oznacza to, że będę któreś mniej kochać.
- Może być ciekawie - powiedział Louis również będąc w wielkim szoku.

(Louis)

30 maja 2019

Nigdy bym nie pomyślał, że można być tak kurewsko przerażonym i podekscytowanym jednocześnie. Była dziewiąta wieczorem. Amy już spała, jednak ja nie byłem jeszcze ani trochę senny. Po ucałowaniu dziewczyny w czoło wyszedłem z naszej sypialni. Po kolei zaszedłem do dwóch dziecięcych pokoików. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, jak trzy miesiące temu sprzeczaliśmy się o to, na jaki kolor pomalować ściany. Ostatecznie Amy zdecydowała, że w pokoju naszego synka będzie zielony, a ja wybrałem jasny fiolet do pokoju naszej córeczki. Moja narzeczona była w dziewiątym miesiącu ciąży i mogła urodzić w każdej chwili. Wiem, że była zmęczona, często nie mogła spać w nocy i mówiła, że wygląda, jak słoń i po porodzie będzie miała rozstępy. Nie uważałem jej za grubą, w końcu nosiła nasze dzieci i nawet z tym cholernie wydętym brzuchem wciąż była dla mnie piękna. Wiedziałem, że gdyby miała te wszystkie pozostałości po ciąży i tak będę ją kochał, ponieważ dla mnie jest idealna w każdym calu.
Zgasiłem światło w korytarzu i przeszedłem do salonu. Włączyłem telewizor i x-boxa, a następnie uruchomiłem Fifę'19. Uwielbiałem w nią grać godzinami. Liam tworząc całą grafikę przeszedł samego siebie, a efekt był nieziemski. Położyłem nogi na stoliku do kawy, na którym leżały dziesiątki magazynów ślubnych. Mieliśmy się pobrać z Amy we wrześniu, a dokładniej drugiego. Wspólnie wybraliśmy tę datę, ponieważ tego dnia będzie równe pięć lat odkąd się w sobie zakochaliśmy i kochamy do dziś. Stresuję się trochę ślubem i całą uroczystością i gdyby ktoś pięć lat temu zapytał mnie co będę teraz robić nigdy nie powiedziałbym, że zakładałbym rodzinę. W życiu nigdy nie wiesz co cię spotka, a na miłość nigdy nie mamy wpływu. Ja na pewno nie miałem, ponieważ mój sen stał się rzeczywistością, a ja wpadłem po uszy, kiedy spojrzałem w te czekoladowe oczy Amy, które błyszczą się dla mnie wciąż w taki sam sposób, jak wtedy gdy pocałowałem ją po raz pierwszy.
Rozłożyłem się wygodniej na sofie i wybrałem drużyny. Korzystając z okazji, że gram na konsoli za przeciwnika wybrałem sobie LA Galaxy, w którym grał Harry i również był w grze. Tylko w taki sposób mogłem skopać mu tyłek, ponieważ nie grając dwa lata wyszedłem z wprawy i teraz to mój przyjaciel był najlepszym piłkarzem. Rozegrałem cztery mecze, każde wygrywając, kiedy doszedł mnie jej przerażony głos.
- Louis - Amy nie krzyczała, ale wiem, że gdyby mogła zrobiłaby to.
Natychmiast odrzuciłem pada na bok i sądząc po głośnym uderzeniu, musiał spaść na podłogę. Zerwałem się z kanapy i pobiegłem do naszej sypialni. Amy siedziała na łóżku trzymając się na brzuch, a w jej oczach lśniły łzy.
- Chyba się zaczęło - powiedziała, a później zgięła się z bólu, gdy przeszedł ją potężny skurcz.
Wziąłem głęboki oddech chcąc się opanować.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą - powiedziałem kurewsko spanikowany.
Nawet nie pamiętam, jak znaleźliśmy się w szpitalu. Jechałem jak wariat, łamiąc tysiące przepisów. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce lekarze zajęli się Amy, a ja pobiegłem za nimi do sali. Nie wiem ile to wszystko trwało, ale wszystkie pielęgniarki, lekarze chodzący wokół Amy irytowali mnie, jak kurwa. Stałem, siedziałem przy jej łóżku, na którym leżała i trzymała mnie mocno za rękę. Kiedy przechodził ją skurcz jej ucisk był nawet bolesny i byłem zdziwiony, że ta drobna dziewczyna ma w sobie tyle siły. Amy momentami krzyczała, chwilami głośno oddychała lub z jej ust wychodziły nieludzkie jęki. Była wycieńczona, jej oczy były szkliste, twarz oblana potem i byłem pewien, że wyglądałem podobnie. Byłem zły, że nie mogę nic zrobić by jej pomóc. Momentami mówiłem jej różne głupie rzeczy, które miały ją podnieść na duchu, ale wiem, że gówno dawały i gdybym mógł cały ten ból wziąłbym na siebie, byle tylko Amy nie musiała się tak męczyć. W pewnym momencie aparatura, do której była podłączona zaczęła szybciej pikać, a w sali zrobił się jeszcze większy chaos. Coś się działo z dziećmi albo z moją narzeczoną, a ja nie mogłem być przy boku Amy, ponieważ zostałem wyrzucony przez jednego z pielęgniarzy na korytarz.
Bałem się. Tak kurewsko się bałem, że coś może pójść nie tak. Starałem się odgarnąć złe myśli, chociaż one nie przestawały napływać do mojego mózgu. Zostałem wyrzucony z sali porodowej, ponieważ pojawiły się jakieś jebane komplikacje. Nie wiedziałem, co dokładnie, ale byłem przerażony, że któreś z mojej najukochańszej trójki może odejść. Właściwie nie byłem pewien czyjej straty obawiałem się bardziej. Nie, Amy nie mogłaby mnie zostawić. Umarłbym bez niej, wszystko straciłoby sens. Moje dzieci miały przyjść na świat i wspólnie z ich matką miałem je wychować. Nie było innej możliwości, jak to, że będziemy wszyscy razem we czwórkę.
Osunąłem się na najbliższe krzesło na korytarzu i złapałem się za głowę. Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do moich przyjaciół.
Minęła chyba godzina, może dłużej, a drzwi za którymi znajdowała się Amy wciąż się nie otworzyły. Odchodziłem od zmysłów, ponieważ dlaczego do kurwy to wszystko trwało tak długo. Siedziałem ze spuszczoną głową tępo patrząc na moje vansy. Miałem ochotę wejść do sali dowiedzieć się, co się dzieje, jednak zanim zdążyłem się podnieść, usłyszałem odgłos kroków szybko zbliżających się w moją stronę. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Angelę. Moja przyjaciółka była ubrana w szare dresy i parę czarnych conversów. Jej oddech był nierównomierny, co świadczyło, że musiała się spieszyć.
- Hej - powiedziała, jak tylko usiadła obok mnie i ucałowała w policzek.
- Hej - odpowiedziałem i oparłem głowę na dłoniach.
- Coś wiadomo?
- Nie. Jakąś jebaną godzinę temu wyrzucili mnie z sali i teraz te chuje nie dają znaku życia! - warknąłem, będąc całkowicie złym, że nie miałem pojęcia co się teraz dzieje z moją Amy. - Boshe, co jeśli któreś z nich...
Mój głos się załamał i nie zdołałem dokończyć. Angela zrozumiała do czego zmierzałem i natychmiast mnie przytuliła. W tym momencie byłem pieprzoną ciotą, że załamywałem się przed dziewczyną, ale na swoje usprawiedliwienie brałem to, że przerażenie o utracie ukochanych osób wzięły górę.
- Wszystko będzie dobrze. Amy jest silna, tak? Wszystkie wyniki ma dobre, dzieci są zdrowe. Po prostu poród czasem tyle trwa. Wiem co mówię.
- Nie mogę jej stracić, jest dla mnie najważniejsza. Kocham ją - wyszeptałem.
- Nie stracisz. Obiecuję.

- Angela, wracaj do domu. Nie ma sensu żebyś siedziała tu ze mną - powiedziałem pół godziny później. Było już po północy i nie chciałem żeby moja przyjaciółka zarywała z mojego powodu noc, którą powinna spędzić z mężem i dzieckiem
- Jest okej. Od tego są przyjaciele, żeby być z tobą w trudnych chwilach.
- Harry wrócił z Miami? - zapytałem choć trochę chcąc odejść od otaczającej mnie rzeczywistości.
- Tak, został z Jasonem - Angela uśmiechnęła się promiennie na myśl o swoim półrocznym synku. Razem z Amy byliśmy jego rodzicami chrzestnymi i często spędzaliśmy z nim czas. Był cudownym maluchem o zielonych oczach i dołeczkach w policzkach, dokładnie takich samych jak u Harry'ego.
- Jak to jest być rodzicem? - zapytałem nagle.
Właściwie od czasu, kiedy dowiedziałem się o ciąży nie przyłożyłem do tego większej uwagi. To znaczy byłem podekscytowany, że będziemy z Amy mieli dzieci. Jednak wiem, że to duży obowiązek. Będę musiał włożyć wszelkie siły w ich wychowanie, tak aby wyrosły na porządnych ludzi. Dzieci są słodkie, urocze, ale też humorzaste i często płaczą. Nie byłem pewien czy sobie z tym poradzę, tym bardziej gdy staną się już nastolatkami i wtedy nie będzie tak łatwo.
- To najcudowniejsza rzecz na świecie - powiedziała moja przyjaciółka i spojrzała na wygaszacz w swoim telefonie, na którym miała zdjęcie Harry'ego i malutkiego Jasona. - Oczywiście często nie mam siły i marzę o przynajmniej jednym wolnym dniu, ale później zdaję sobie sprawę, że nie wytrzymałabym pięciu minut bez Jasona. Kiedy na niego patrzę, a on na mnie, moje serce się zatrzymuje, ponieważ wiem, że ten malutki chłopczyk, który nie jest jeszcze świadomy świata darzy mnie bezgraniczną miłością. Każdy jego ruch, to jak się zmienia jest dla mnie czymś niesamowitym. Jason jest moim małym słoneczkiem, nadzieją na kolejny dzień.
- Myślisz, że poradzę sobie w roli ojca?
- Tommo, spójrz na mnie. Czy rok temu widziałbyś mnie w roli matki? - pokręciłem przecząco głową mając na twarzy bezczelny uśmiech. - Byłam przerażona zmienianiem pieluch, karmieniem, wszystkim. Ale dałam sobie radę. Oczywiście miałam chwile słabości, ale zawsze był ze mną Harry. Louis, jestem przekonana, że będziesz świetnym ojcem.
- Taaa - westchnąłem i spojrzałem na drzwi. - Dlaczego to wszystko tyle trwa?
Dokładnie w tym momencie wyszedł lekarz w białym fartuchu. W ręku trzymał kartotekę i wyglądał na porządnie zmęczonego. Wstałem i szybko podszedłem do niego.
- Co z Amy? Co z dziećmi? Wszystko dobrze? Już po? - zarzuciłem lekarza pytaniami, a ten się uśmiechnął.
- Spokojnie, panie Tomlinson. Już po wszystkim. Ma pan dwójkę uroczych dzieci.
Poczułem jak łzy wypełniają moje oczy, bicie serca przyspiesza, a mnie zalewa ulga i olbrzymie szczęście.
- Mogę ich zobaczyć?
Lekarz skinął głową na znak zgody i odszedł do swojego gabinetu. Cofnąłem się do tyłu i przytuliłem z całych sił Angelę.
- Puszczaj mnie głupku - zaśmiała się, a ja odsunąłem się od mojej przyjaciółki.
- Jestem tak kurewsko szczęśliwy, przysięgam Angela.
- Wiem. Mówiłam, że wszystko będzie dobrze - dziewczyna otarła łzy z mojej twarzy. - Idź do Amy, zadzwonię jutro, a teraz wrócę do domu, okej?
- Dzięki, że jesteś - powiedziałem przyjaciółce na pożegnanie.
- Zawsze, Lou.

- Jak damy im na imię?
Trzymałem na rękach malutką dziewczynkę delikatnie kołysząc ją do snu. Miała na główce kilka brązowych włosków i niebieskie oczy w dokładnie takim samym odcieniu, jak moje. Już teraz wiedziałem, że będzie córeczką tatusia. Uśmiechnąłem się do dziecka, kiedy złapało mój mały palec w swoją drobną piąstkę.
- Luke - powiedziała Amy.
Leżała na szpitalnym łóżku karmiąc naszego synka. Również miał brązowe włosy, a czekoladowe tęczówki były identyczne jak jego mamy. Zgodziłem się na propozycję Amy, chociaż byłem pewien, że nie miałbym prawa głosu. Zastanowiłem się chwilę nad imieniem dla naszej córki. Spojrzałem na dziewczynkę, która smacznie spała w moich ramionach. Jej powieki lekko drgały i miały kolor jasnoróżowej lilii. Była śliczna.
- Lily -powiedziałem i spojrzałem na Amy.
Uśmiechnęła się szczęśliwa i pokazała wolną ręką żebym usiadł koło niej. Położyłem Lily i Luke'a w ich szpitalnych kołyskach, a później zająłem miejsce, koło dziewczyny, którą kocham. Amy położyła głowę na mojej piersi i przytuliła się do mnie.
- Mogłabym teraz umrzeć - powiedziała spokojnie, a ja spojrzałem na nią zszokowany.
- O czym ty kurwa mówisz? - krzyknąłem ściszonym głosem nie wierząc w to co usłyszałem.
- Mam wszystko, o czym mogłabym marzyć. Jestem szczęśliwa.
- Nie waż się więcej tak mówić, rozumiesz? Ja też jestem szczęśliwy - dodałem łagodniej i złożyłem miękki pocałunek na jej skroni.
- Nigdy nie myślałam, że tyle osiągnę w życiu. Miałam depresję i kiedy postanowiłam rozpocząć nowe życie poznałam chłopaka, który sprawił, że odżyłam. Kocham go bardzo mocno i mimo tych wszystkich przeszkód, które były na naszej drodze jestem szczęśliwa, że wpadłam patrząc w jego oczy. Nigdy nie czułam się tak dobrze, jak przez ostatnich kilka lat. Uratowałeś mnie, Lou.
W oczach dziewczyny błyszczały łzy, które spłynęły po jej policzkach, dlatego szybko je starłem pocałunkami.
- Kocham cię, księżniczko - powiedziałem patrząc prosto w oczy Amy i mogłem przysiąc, że widziałem w nich te sam błysk co lata temu.
- Kocham cię, Louis - odpowiedziała, a następnie złączyłem nasze usta całując dziewczynę powoli, słodko, wkładając w to całą swoją miłość jaką ją darzę.

24 grudnia 2024 (Lily i Luke - 5 lat)

- Tatusiu! Wstawaj!
Poczułem dwie pary stóp na swoim brzuchu i jęknąłem w bólu. Przetarłem zaspane oczy i spojrzałem na Lily i Luke tulących się do mojego ciała. Potargałem im włosy, na co dzieci zachichotały.
- Co tam? - zapytałem i miałem nadzieję, że szybko się ich pozbędę ze swojego łóżka i będę mógł jeszcze chwilę pospać.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli i rzucili się na mnie zarzucając swoje małe rączki na szyję.
- Dziękuję. Teraz dajcie mi spać.
Zrzuciłem Lily, która kurczowo się mnie trzymała. Z zamkniętymi oczami próbowałem wymacać ręką Amy, ale strona jej łóżka była zimna.
- Tatusiu! - spojrzałem na Lily, która patrzyła na mnie swoimi przenikliwymi niebieskimi oczami. Robiła dokładnie to samo co ja, gdy chciałem kogoś do czegoś zmusić. Była do mnie taka podobna.
- Co chcesz?
- Mamy dla ciebie niespodziankę!
- Nie może poczekać? - sprawdziłem godzinę w telefonie. - Jest dziesiąta rano!
- Nie! - wykrzyknął Luke i uderzył mnie swoją małą piąstką w ramię, a następnie razem ze swoją siostrą zaczęli się śmiać.
- No chodź - błagali ciągnąc moje ręce do góry, tak żebym się podniósł.
Wypuściłem z siebie gniewny okrzyk, ale w końcu wyszedłem z łóżka. Poprawiłem swoje krótkie spodenki, w których spałem i będąc ciągniętym przez dwójkę moich dzieci zostałem zaprowadzony do kuchni. Uśmiechnąłem się szeroko widząc stół z przygotowanym dla mnie śniadaniem. Obok stała Amy opierając się o wyspę kuchenną i patrzyła na naszą trójkę z lekkim uśmiechem na twarzy. Lily podbiegła do niej, a moja żona schyliła się żeby wysłuchać, co mała szepcze jej na ucho. Zaśmiała się i podała naszej córeczce kolorową kartkę. Dziewczynka podeszła do mnie i podała mi ją. Był to rysunek przestawiający całą naszą czteroosobową rodzinę z napisem 'Wszystkiego najlepszego tatusiu!'. Podziękowałem dzieciom i ukucnąłem przed nimi przytulając ich mocno do siebie. Luke zapiszczał, a Lily zaśmiała się głośno. Byli cudownymi dziećmi i nie sprawiały żadnych kłopotów. Kochałem spędzać z nimi czas i patrzeć, jak uczą się nowych rzeczy. Pamiętam swoją radość, gdy okazało się, że pierwszym słowem Lil było 'tata', z kolei Amy cieszyła się, że Luke pierwsze, co powiedział to 'mama'. Po kilku minutach tulenia się do mnie, dzieciaki znudziły się i odbiegły do swoich pokoi.
Wstałem i podszedłem do Amy. Miała na sobie jeansy, które w seksowny sposób opinały jej tyłek i czarny T-shirt. Jej włosy były krótsze niż kilka lat temu i rozjaśnione na końcach. Była tak samo piękna, jak wtedy w pokoju Angeli, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy, jeśli nie piękniejsza. Objąłem ją w pasie przyciągając do swojej piersi i trąciłem nosem jej policzek.
- Wszystkiego najlepszego - powiedziała i pocałowała mnie w usta.
Uśmiechnąłem się przez pocałunek i chwilę później pogłębiłem go. Złączyłem nasze usta i posadziłem Amy na blacie, tak że obejmowała mnie nogami w pasie. Zachichotała, gdy włożyłem ręce pod jej bluzkę i złapałem jej pełne piersi. Jej dłonie ciągnęły mnie za włosy, a ja kochałem jak to robiła. Odsunęliśmy się od siebie, gdy oboje byliśmy bez tchu.
Amy sięgnęła za siebie i podała mi ozdobne pudełko. Przewróciłem oczami, ponieważ mówiłem jej, że ma nie wydawać na mnie pieniędzy, ale ona i tak nigdy nie słuchała. Otworzyłem prezent i moim oczom ukazał się srebrny zegarek Rolex'a.
- Mówiłem ci coś - zacząłem, ponieważ to było ekstremalnie drogie, chociaż oboje i tak dobrze zarabialiśmy i mogliśmy sobie na to pozwolić, ale jednak.
- Nie możesz mi po prostu podziękować?
- Oczywiście, że ci podziękuję - powiedziałem unosząc w znaczącym geście brwi do góry, na co się zaśmiała.
- W to nie wątpię.
- Nie możesz odwołać tej imprezy?
- Co? Nie!
Westchnąłem poddany. Amy wymyśliła, że z okazji moich trzydziestych urodzin urządzi dla mnie dużą imprezę. Będzie cała nasza grupa mieszkająca w LA, Josh i Calum, tata Amy z Sam i Ryanem, a także mój ojciec z dziećmi i Hannah. Miała przylecieć też moja mama i zostać na święta, ale jej mąż złamał nogę, więc musieli zostać w Doncaster. Oczywiście cieszyłem się spędzeniem urodzin z moimi wszystkimi bliskimi, ale wystarczyłaby mi tylko kolacja z żoną i dziećmi.
- Będzie super - powiedziała podekscytowana, więc kim musiałbym być, żeby psuć jej humor.
- Możemy wrócić do łóżka? Muszę podziękować ci za prezent.
Kuchnię ogarnął śmiech Amy, ale głęboki pocałunek utwierdził mnie w przekonaniu o jej zgodzie, dlatego złapałem ją za uda i zaniosłem do naszej sypialni.

2 czerwca 2034 (Lily i Luke - 15 lat)

- Znowu skopałem ci tyłek!
Odrzuciłem pada na bok i wyrzuciłem w górę ręce ciesząc się z kolejnego zwycięstwa w Fifę. Luke posłał mi wkurzone spojrzenie i wstał z kanapy. Patrzyłem jak idzie do kuchni i chwilę później wraca z dwoma puszkami coli. Wróciłem dzisiaj wcześniej do domu, ponieważ wieczorem miałem razem z Amy pojawić się na jakiejś ważnej gali. Zostałem nagrodzony w jakimś konkursie na najlepszą wytwórnię w Stanach Zjednoczonych i byłem cholernie z tego dumny. Moja firma cieszyła się wielką popularnością i największe gwiazdy chciały nagrywać u mnie swoje albumy.
- Rewanż? - zapytałem Luke'a, gdy usiadł obok mnie.
Wziąłem od niego napój i włączyliśmy grę. Kolejny mecz wygrał mój syn, na co powiedziałem mu, że specjalnie pozwoliłem sobie przegrać.
- Gdzie mama? - zapytał chwilę później.
- Na zebraniu w szkole. Twoja siostra ma przejebane za te wszystkie ucieczki z lekcji. Właśnie, gdzie ona jest?
- Na imprezie z Darcy i Jasonem.
- Ty nie poszedłeś?
- Nie. Wychodzę później ze swoją grupą na skatepark.
Wzruszyłem tylko ramionami i zacząłem grać. Kiedy moje dzieci urodziły się myślałem, że najgorszym okresem będzie pierwsze kilka lat, ale dopiero teraz, gdy są nastolatkami zaczęły się prawdziwe problemy. Lily jest dokładnie jak ja. Wszędzie jej pełno, lubi robić wszystkim wkoło głupie żarty, kocha imprezy i mogłaby nie chodzić do szkoły, tak samo jak ja w jej wieku. Jest też bardzo emocjonalna, jednak wszystko skrywa za grubą maską, a kiedy jest zraniona wścieka się, ponieważ to jej mechanizm obronny. Dobrze się z nią dogaduję, bo tylko ja mogę przemówić jej do rozsądku, ale to wcale nie oznacza, że Amy nie ma z Lily dobrego kontaktu. Dużo rozmawiają i często chodzą na wspólne zakupy. Gdyby nie różnica wieku powiedziałbym, że są jak siostry.
Luke jest jak jego matka. Jest skryty, spokojny i spędza dużo czasu w domu oglądając filmy lub grając na gitarze. Oczywiście wcale to nie oznacza, że jest frajerem i osobą aspołeczną. Trzyma się swojej małej grupy, z którą się spotyka i wtedy wcale nie czytają Biblii. Ostatnio nie mogłem przestać zwijać się ze śmiechu, a Amy o mało nie dostała zawału, gdy zobaczyliśmy rano przy śniadaniu naszego syna z malinkami na szyi i na kacu po wcześniejszej imprezie.
Zatrzymałem grę, gdy usłyszałem odgłos zatrzaskiwanych drzwi wejściowych, a następnie krzyki mojej córki.
- Nie, Darcy! Nawet nie broń swojego głupiego brata! Jest dupkiem i nienawidzę go!
Zobaczyłem jak Lily przechodzi koło salonu razem z Darcy, córką Harry'ego i Angeli i idzie do swojego pokoju.
- Cześć wam - przywitała się Darcy, a następnie zaczęła dalej mówić do swojej przyjaciółki. - Oboje jesteście takimi idiotami, przysięgam.
- Wiesz co Darcy? Wracaj na imprezę. Chcę zostać sama.
- Jesteś pewna?
- Tak.
Usłyszałem trzask drzwi, co oznaczało, że Lily zaszyła się w swoim pokoju. Darcy przeszła koło nas i zatrzymała się żeby zagadać do Luke'a.
- Pokłóciła się z Jasonem? - zapytałem dziewczynę. Darcy pokiwała tylko głową, a po tym, jak umówiła się z Lukiem, że dołączy wieczorem do niego na skateparku wyszła z naszego mieszkania.
- Stawiam dziesięć dolców, że Jason pojawi się tu w ciągu godziny - powiedział Luke i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Przyjmuję - przeciąłem nasze dłonie i wstałem z kanapy.
Wyrzuciłem pustą puszkę po coli do kosza na śmieci i zrobiłem dwie gorące czekolady z piankami marshmallow. Niosąc gorący napój podszedłem do pokoju Lily i nogą zapukałem do jej drzwi. Musiałem odczekać pełną minutę zanim moja córka raczyła je otworzyć i wpuścić mnie do środka. Była zapłakana i nie odzywała się, tylko usiadła na swoim dużym łóżku. Postawiłem kubki na stoliku nocnym i usiadłem obok niej.
- Co się stało księżniczko? - zapytałem i spojrzałem na nią.
- Nie mów tak na mnie, tato. Mam piętnaście lat - powiedziała Lily i otarła ręką łzy.
- Zawsze będziesz moją księżniczką, tak samo jak twoja mama.
- Tato, dlaczego to musi być takie trudne?
Lily rozpłakała się, a ja rozłożyłem swoje ramiona i pozwoliłem jej się przytulić. Głaskałem jej plecy i czułem jak moja koszulka robi się mokra od łez.
- O co wam poszło? - zapytałem, gdy Lily trochę się uspokoiła.
Odsunęła się ode mnie i oparła się o zagłówek swojego łóżka przyciągając nogi do piersi. Wziąłem kubek gorącej czekolady, a drugi podałem córce. Napiliśmy się równocześnie i zaśmialiśmy się, ponieważ zrobił nam się czekoladowy wąs.
- Na tej imprezie Jason nie zwracał na mnie uwagi, więc zaczęłam rozmawiać z Ollim. Wiedziałam, że go tym wkurzyłam, bo on zawsze jest zazdrosny i nienawidzi go najbardziej na świecie. Oczywiście nie zrobiłabym tego, gdybym wiedziała, że Jason na moich oczach, zaznaczam celowo, pocałuje Jesy. Boli mnie cholernie, że to zrobił i jest największym dupkiem i nienawidzę go z całego serca.
- Mówisz, że nienawidzisz go, a kochasz, mam rację?
- Tak. Co mam robić? Zależy mi na nim i nie chcę go stracić.
- Musicie porozmawiać o swoich uczuciach. Nie bój się mu tego powiedzieć. Uwierz mi, że jeśli oboje pozostajecie w nieświadomości, że drugie go kocha, będzie wiele nieporozumień - powiedziałem, przypominając sobie długą drogę pełną przeszkód pomiędzy mną a Amy.
- Chciałabym, żeby Jason pokochał mnie, tak jak ty mamę.
- Nawet nie wiesz, jak trudne były nasze początki. Ale kocham ją każdego dnia mocniej. Kiedyś zrozumiesz, że nie warto czekać na czyjś pierwszy krok i nie należy się niczego bać. Lepiej powiedzieć coś i zostać zranionym teraz, niż cierpieć później.
- Więc jest nadzieja dla mnie i Jasona?
- Jasne, że jest. Byłem największym dupkiem, a twoja mama została ze mną i jest do dziś.
- To cudowne widzieć was zakochanych tak bardzo, jakbyście byli nastolatkami.
- To prawda, tacy jesteśmy - powiedziałem.
Rozmawiałem chwilę z Lily, a kiedy usłyszałem, że Amy wróciła, przytuliłem córkę i wyszedłem z pokoju. Zaniosłem kubki do kuchni i wrzuciłem je do zmywarki. Wróciłem do salonu i zobaczyłem Amy siedzącą z Lukiem, który pytał się jej co powinien ubrać na wieczór, ponieważ razem z jego grupą miała iść dziewczyna, która mu się podobała i chciał zrobić na niej dobre wrażenie. Dołączyłem do nich i wciągnąłem moją żonę na kolana. Pocałowałem ją w szyję na co zachichotała i wróciła do rozmowy z synem. Luke opowiedział jej o kolejnej kłótni Lily z Jasonem, na to co ta się trochę zmartwiła, ale wyszeptałem jej do ucha, że wszystko będzie dobrze i wiem, że mi uwierzyła. Sam w to wierzyłem. Zależało mi na szczęściu moich dzieci, ponieważ były moim szczęściem. One i Amy.
Dziesięć minut później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Luke wstał i chwilę później zobaczyliśmy idącego do pokoju Lily Jasona. Przyszedł do nas się przywitać, jednak musiałem grać troskliwego ojca, dlatego posłałem mu mordercze spojrzenie.
- Wisisz mi dziesięć dolców - powiedział zadowolony z siebie Luke.
- Kurwa, znowu - jęknąłem przegrany.
- Język - Amy uderzyła mnie lekko w tył głowy, ponieważ nie powinienem był przeklinać przy dzieciach.
Wyciągnąłem z kieszeni portfel i dałem chłopakowi pieniądze. Luke wyszedł z salonu, ponieważ musiał się przygotować do wyjścia. Włączyłem telewizor i położyłem głowę na kolanach Amy. Bawiła się moimi włosami, kiedy ja przeskakiwałem po kanałach szukając czegoś interesującego.
- Jestem z ciebie taka dumna. Osiągnąłeś tak dużo - pochwaliła mnie, gdy zeszliśmy na temat gali, która miała odbyć się za trzy godziny.
- Nie zrobiłbym tego bez ciebie. Jesteś moją największą motywacją - powiedziałem i złapałem ją za tył szyi chcąc ją pocałować.
W pocałowaniu Amy przeszkodziło mi czyjeś odchrząknięcie, dlatego szybko usiadłem prosto i zobaczyłem stojącą nade mną Lily. Za nią w wejściu do salonu stał Jason i uśmiechał się patrząc na moją córkę. Spojrzałem na moją kopię, na której teraz twarzy nie było już łez tylko szeroki uśmiech. Lily przytuliła mnie i pocałowała w policzek.
- Dzięki, tato. Jesteś najlepszy - powiedziała.
Następnie wstała i przytuliła swoją mamę, po czym oznajmiła nam, że wychodzi. Odeszła od nas i wskoczyła na plecy Jasona. Zanim wyszli z salonu zdążyłem krzyknąć:
- Jason! Jeśli zranisz moją córeczkę masz przejebane! - groźba była prawdziwa, ponieważ, gdyby Lily naprawdę przez niego cierpiała, nie wahałbym się skopać chłopakowi tyłka, nawet jeśli był moim chrześniakiem i synem moich najlepszych przyjaciół.
Amy się zaśmiała, a po tym jak Lily i jej chłopak wyszli przytuliła się do mojego boku.
- Jesteś takim dobrym ojcem - przyznała i złożyła pocałunek na moim ramieniu.
- I dobrym mężem? - zapytałem nawiązując z nią kontakt wzrokowy. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy i widziałem w nich ten sam błysk i miłość, którą darzyła mnie codziennie od prawie dwudziestu lat.
- Najlepszym. Kocham cię najmocniej na świecie, Lou.
- Kocham cię bardziej, księżniczko.

____________________

Teraz to już jest naprawdę koniec :( 
Jest mi naprawdę ciężko się z Wami rozstawać, ponieważ przywiązałam się do tego fanfiction i do Was. Chciałam Wam wszystkim podziękować za to, że ze mną byliście i śledziliście losy Loumy. Zdaję sobie sprawę, że czasami wystawiałam waszą cierpliwość na próbę, zwłaszcza, gdy kończyłam rozdział w niewyjaśnionym momencie, ale zawsze starałam się Wam to wynagrodzić w kolejnym. Nie znam Was, ale gdybym mogła napisałabym do każdego z Was z osobna i podziękowała za to, że czytaliście Spaces. To naprawdę świetne uczucie, kiedy po ciężkim tygodniu mogłam w piątek włączyć komputer i dodać post na bloga, a później czytać Wasze komentarze i patrzeć jak liczba wyświetleń wzrasta z każdym dniem coraz bardziej. 
Czasami nachodziły mnie chwile zwątpienia i miałam ochotę zawiesić bloga, skończyć z pisaniem lub na końcu wszystkich uśmiercić (do czego kilka razy zmierzać, przepraszam Was bardzo). Mimo tych wszystkich momentów kontynuowałam to, ponieważ wiedziałam, że jesteście ze mną i kocham Was za to najbardziej na świecie! 
Myślę, że na największe podziękowania zasługuje moja przyjaciółka. Gdyby nie ona, nie byłoby tej historii, a tym bardziej bloga! Mała, wiem, że czasami miałaś mnie dość, gdy mówiłam Ci, że ta historia jest chujowa (przepraszam za to bardzo) albo sprawiałam, że się na mnie wściekałaś, bo urwałam w najbardziej tragicznym momencie, a ty umierałaś z niepewności, co będzie dalej. Chciałam Ci bardzo, ale to bardzo podziękować. Właściwie nie tylko za to, że spełniłam swoje marzenie o pisaniu, ale za to, że jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie! I serio mam nadzieję, że kiedyś zrobimy sobie "Onesie Night" tak, jak Angela i Amy, bo przecież to my! ILYSM <3
Ta notka jest już naprawdę długa, ale piszę ją, bo zdaję sobie sprawę, że to koniec i nie chcę tego. Dlatego proszę Was, żeby każdy, kto to przeczytał zostawił komentarz pod rozdziałem (nawet jeśli jesteś tu w 2035roku!). Chcę wiedzieć, że śledziliście losy Loumy, ponieważ nic mnie bardziej nie ucieszy, jak Wasza obecność tutaj. (:

Na sam koniec mam dla Was małe pocieszenie. "Spaces" dobiegło końca, jednak nie rozstaję się z pisaniem i zapraszam Was na moje nowe fanfiction (rozdziały w piątki, jak zwykle!)

Jeśli chcecie wiedzieć co u mnie lub macie jakieś pytania, znajdziecie mnie na TT @harrymniekocha_ (:

ilysm, Angela x

12 komentarzy:

  1. Świetny (: szkoda że już koniec :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale jak to koniec? :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Okey chcę zacząć od początku...
    Kilka dni temu znalazłam to ff i czytałam je.
    Przeżyłam tu wiele szczęśliwych chwil. Kilka chwil załamania...
    Płakałam...
    Śmiałam się...
    Aż do teraz...
    Naprawdę chcę ci za to wszystko podziękować.
    Napisałaś to i włożyłaś w to całe swoje serce, którgo można ci pozazdrościć.
    Marzę o tym, żeby kiedykolwiek napisać takie ff, które kogokolwiek zainteresuje.
    Tobie się to udało i jestem z ciebie naprawdę dumna. Dziękuję chociaż i tak nawet jakbym Ci napisała z kwartylion podziękowań nie zrobiłabym tego dobrze.
    Odwaliłaś kawał zajebiście dobrej roboty...
    W długim komentarzu nie może zabraknąć słowa "dziękuję" dla twojej przyjaciółki, chcę jej podziękować, bo bez niej ten blog by nie istniał...
    Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI
    Kocham Mentally ♥ ♥ ♥
    Ps.
    Przepraszam, że użyłam tyle słowa dziękuję, ale inaczej nie mogłam tego napisać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśteś świetna! pisz dalej ff, bo to jedne z najlepszych jakie czytałam (:
    (inspirowałaś się TD i TOTGA? <3)

    OdpowiedzUsuń
  6. Znalazłam się tu przypadkiem, nawet nie pamiętam jak. Aczkolwiek ani troche nie żałuję! Pokochałam ten blog. Śmiało mogłabym stawiać go na równi z blogami wysokiej rangi, np. DARK, FURIOS. Pierwszy raz komuś to piszę :o ale no, taka prawda. Rozdziały zajebiście długi, akcji nigdy nie brakowało. Czasami doprowadzał do łez, czasami leżałam i nie mogłam ze śmiechu. Poprostu ideał. Wrócę tu zapewnie jeszcze nie raz. Szkoda, że pewnie i tak nie zobaczysz mojego komentarza. Poprostu kocham cie dziewczyno. Obowiązkowo przeczytam inne blogi twoje. Pozdrawiam serdecznie, Maggie xx

    OdpowiedzUsuń
  7. To najlepsze opowiadanie jakie czytałam. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedno z moich ulubionych opowiadań. Kocham

    OdpowiedzUsuń
  9. To było cudowne opowiadanie nie mogłam w nocy i cały czas myślałam ci będzie dalej z bohaterami KOCHAM CIĘ za tego bloga a na nowego życzę weny zaraz na niego spojrzę bo jeszcze nie miałam okazji wpaść
    Pozdrawiam Weronika S.
    xoxo ��❤

    OdpowiedzUsuń