piątek, 30 października 2015

Rozdział 26. I wish you were here.

- Louis! - krzyknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej.
Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu i zorientowałam się, że jestem w swoim pokoju, a to co przed chwilą się działo, to tylko okropny koszmar. Moje ciało było zalane potem, ciężko dyszałam, a po moich policzkach spłynęło kilka łez.
Spojrzałam na zegarek w telefonie. Była dopiero trzecia w nocy. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i oparłam się o blat.
Czułam się wyczerpana. Nie fizycznie, byłam zmęczona psychicznie. Ostatnie dwa tygodnie były moją męczarnią i już chyba nawet nie zamierzam wmawiać sobie, że jest inaczej.
To całe rozstanie z Louisem boli mnie bardziej niż sama nasza kłótnia. Wciąż nie wybaczyłam mu, że całował się z Eleanor zaraz po tym jak wyszłam z imprezy i wiem, że jeszcze przez długi czas ta wizja będzie mnie prześladowała.
Wyjechałam do Londynu chcąc uporządkować swoje myśli, ale nie mam pewności czy to cokolwiek da. Moje serce nie wytrzyma bez Louisa, tak bardzo jestem w nim zakochana. Staram się jednak nie myśleć o nim za dużo, ponieważ próbuję przeżyć bez niego chociaż jeden dzień. O ile w dzień jakoś to mi się udaje, w nocy jest gorzej. Śnię o niebieskookim brunecie każdego pieprzonego dnia, ale to nie to jest w tym najgorsze. Odkąd poznałam Louisa śniłam o nim, ale przez cały pobyt w Londynie, Louis zawsze ode mnie odchodzi. Codziennie budzę się ciężko dysząc i modląc się żeby sen nie okazał się prawdą.
Dzisiejszy sen był najgorszy ze wszystkich. Lou powiedział mi, że mnie kocha, a następnie wyszedł i zdarzył się wypadek. W mojej głowie pojawiła się myśl, że to prawda. Natychmiast zakryłam dłonią usta nie chcąc wydać z siebie szlochu.
To nigdy się nie wydarzy. Louis będzie żyć przez długie lata, będzie miał wymarzoną pracę i idealną rodzinę. Trochę boli mnie to, że prawdopodobnie nie założy tej rodziny ze mną, ale świadomość, że będzie szczęśliwy koi moje zranione serce.
Odstawiłam pustą szklankę do zlewu. Wróciłam do pokoju i położyłam się do łóżka. Przykryłam się ciepłą kołdrą po samą szyję i zamknęłam oczy.

***

- Nie wiem co ubrać - powiedziałam ze smutkiem przeglądając zawartość mojej walizki.
Wiedziałam, że wolę nie ryzykować idąc z wizytą do mojej matki w spodniach. Carla zawsze kazała mi ubierać się w święta w sukienki czy spódniczki, ponieważ przynajmniej raz będę wyglądać jak typowa dziewczyna.
Była jedenasta, a ja planowałam być u mojej mamy równo w południe. Trochę się stresowałam spotkaniem z nią, ponieważ nie rozmawiałyśmy ze sobą od czasu rozwodu rodziców. Właściwie odkąd wyjechałam do Ameryki, rzadko do siebie dzwoniłyśmy.
- Ubierz sukienkę, którą ci wczoraj dałam - zaproponowała Sam.
- Będzie pasować do tych botków?
- Oczywiście, że tak. Mogę cię uczesać?
Zgodziłam się i pół godziny później moje włosy były spięte w niskiego koka przyozdobionego warkoczem. Spojrzałam w lustro i byłam pod wrażeniem swojego wyglądu.
- Zawsze czesałam Lilian - powiedziała cicho Sam.
Przerwałam malowanie swoich rzęs i spojrzałam na moją macochę. Uśmiechała się sama do siebie, na miłe wspomnienia o swojej zmarłej siostrze. Doskonale ją rozumiem. Wiem jak to jest stracić rodzeństwo.
- Dobrze wyglądam? - zapytałam dziesięć minut później, kiedy miałam gotowy makijaż i zapięłam zamek sukienki.
- Wyglądasz ślicznie. Twój chłopak musi cię pewnie pilnować, co Amy?
- Nie mam chłopaka - powiedziałam i spojrzałam w dół na swoje botki.
Złapałam za swój lewy nadgarstek, który nagle stał się obciążony przez nieobecną na nim bransoletkę, którą Louis dał mi na urodziny.
- Myślałam, że jesteś z Louisem.
- Nie jesteśmy razem - odpowiedziałam szybko i sądząc po minie Sam musiało to zabrzmieć niemiło.
- Przepraszam, nie chciałam poruszać niezręcznego dla ciebie tematu - blondynka zreflektowała się i uśmiechnęła się blado.
- Jest okej. Chyba będę już jechać.
Wzięłam małą torebkę, którą pożyczyłam od Samanthy i wyszłyśmy z pokoju. Zeszłyśmy na dół i z salonu wyszedł tata.
- Ładnie wyglądasz, Amy - powiedział, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem. Przeszłam do korytarza i założyłam swoją parkę.
- Tato? - zapytałam słodko, zanim wyszłam z domu.
- Chcesz mój samochód, mam rację? - ojciec domyślił się o co mi chodzi.
Szybko pokiwałam głową. Obserwowałam jak tata wyjmuje z kieszeni kurtki wiszącej na wieszaku klucze i wręczył mi je.
- Tylko jedź ostrożnie - polecił.
- Kocham cię - powiedziałam szybko i przytuliłam ojca, a później Sam. - Wrócę wieczorem.

***

Zaparkowałam na podjeździe przed domem mojej matki. Zanim wysiadłam z samochodu, siedziałam w nim chwilę, próbując zebrać myśli. Spojrzałam na nie za duży dom. Z zewnątrz wyglądał tak samo jak dawniej, jednak wiem, że wnętrze zmieniło się całkowicie. Wyjechałam z tego domu cztery miesiące temu, a mam wrażenie jakby to było lata temu. Nie czuję, że na pierwszym piętrze znajduje się mój pokój, jestem tu już tylko gościem. Te cztery ściany nie są już zamieszkiwane przez rodzinę, do której kiedyś należałam. Ta rodzina nie istnieje od kilku miesięcy, każdy z nas rozpoczął nowe życie, odcinając się od tego poprzedniego.
Założyłam zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Wyjęłam ze stacyjki kluczyki, wzięłam małą torebkę i wysiadłam z samochodu. Upewniłam się, że pojazd jest dobrze zamknięty, a następnie przeszłam przez podwórko. Weszłam po trzech schodkach i zatrzymałam się przed drzwiami. Nie byłam pewna czy rzeczywiście chcę zapukać do nich czy może uciec stąd póki mam jeszcze taką możliwość.
Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi. Zaczęłam się bawić nerwowo palcami, czekając aż ktoś mnie przywita. Doszłam w myślach do dwudziestu, a drzwi się otworzyły i pojawił się w nich wysoki brunet mający lekko ponad czterdzieści lat.
- Ym, cześć. Zastałam Carlę Snow? - zapytałam, ponieważ nie miałam pojęcia kim jest mężczyzna stojący przede mną.
- Carla, ktoś do ciebie - krzyknął nieznajomy odwracając głowę za siebie. - O co chodzi?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ u boku mężczyzny pojawiła się moja matka, na której twarzy malowało się zdziwienie. Przestąpiłam z nogi na nogę czując napiętą atmosferę.
- Amy? Dziecko, co tu robisz? Wchodź, tak się cieszę, że cię widzę! - krzyknęła moja mama.
Przewróciłam w myślach oczami, ponieważ to było głupie. Tak bardzo za mną tęskniła, a nie odzywała się do mnie prawie dwa miesiące.
Weszłam do środka i dostrzegłam, że wewnątrz domu nie zaszły żadne zmiany. Powiesiłam swoją parkę na wieszaku i przeszłam do salonu.
- Jak się miewasz? Długo jesteś w Londynie?
- Kilka dni. Wszystko dobrze - odpowiedziałam i usiadłam na jednym z foteli.
Mama i prawdopodobnie jej partner usiedli na sofie naprzeciwko mnie. Założyłam nogę na nogę i przyjrzałam się im dokładnie. Moja matka nie zmieniła się wcale, jak zwykle wyglądała niesamowicie elegancko. Brunet siedzący koło niej był mniej więcej w jej wieku. Dobrze wyglądał, ale nie zaliczał się do mojej grupy przystojnych mężczyzn.
- Nie przedstawisz mi swojego kolegi, mamo? - zapytałam, chociaż przypominając sobie rozmowę z Sam, byłam pewna, że to Greg.
- Och, oczywiście. Amy poznaj Grega, mojego partnera. Greg to Amy, moja córka - powiedziała mama.
Podniosłam się z siedzenia i wyciągnęłam dłoń w stronę mężczyzny.
- Cześć.
- Miło mi cię poznać, Amy. Twoja mama wiele o tobie mówiła - Greg stwarzał wrażenie miłego gościa.
- Na pewno same pozytywne rzeczy - powiedziałam z sarkazmem i uśmiechnęłam się do matki.
Przed śmiercią Ryana byłam istnym koszmarem, chociaż rodzice i tak nigdy nie zwracali na mnie uwagi.
- Napijesz się czegoś? - zapytała mama.
- Poproszę herbatę.
Kiedy Carla zamierzała wstać, Greg ją wyprzedził i zaoferował, że on się tym zajmie, jako że pewnie chcemy spędzić trochę czasu razem.
Jak tylko zostałyśmy same nastała cisza i nie miałam pojęcia o czym mówić.
- Na jak długo przyjechałaś?
- Jeszcze nie wiem, to zależy - odpowiedziałam.
- Zależy od czego?
Od tego, ile wytrzymam bez Louisa, odpowiedziałam w myślach.
- Muszę odpocząć. Nauka w collegu jest męcząca - skłamałam.
- Jeśli chcesz, możesz zatrzymać się u nas. Twój pokój wciąż jest pusty.
- U nas?
- Greg też tutaj mieszka.
- Oczywiście, że tak. Co u ciebie?
Moja matka zaczęła opowiadać mi nie to, co działo się w jej życiu, lecz o firmie. Naprawdę sprawy jej pracy obchodziły mnie jak zeszłoroczny śnieg, dlatego tylko kiwałam głową w zrozumieniu.
Greg przyniósł mi gorącą herbatę i dosiadł się do nas.
- Jak długo się spotykacie? - zapytałam, chociaż i tak znałam już odpowiedzieć.
Moja matka spojrzała na Grega, niepewna co powiedzieć. Zaśmiałam się pod nosem i upiłam łyk gorącej herbaty.
- Dajcie spokój, wszyscy jesteśmy dorośli, a ty jesteś po rozwodzie - wskazałam na mamę uśmiechając się ironicznie.
Odkąd jestem w Londynie stałam się bardziej pyskata. Możliwe, że moje dawne alter ego chce wyłonić się spod powierzchni ziemi.
- Od połowy lutego - powiedziała mama.
Chciałam dodać jakąś niemiłą uwagę, ale uniemożliwiło mi to małe dziecko, które w radosnych podskokach wbiegło do salonu.
Co do kurwy?!
- Mamo, kto to? - zapytała dźwięcznym głośnikiem dziewczynka.
Zakrztusiłam się herbatą i wytrzeszczyłam szeroko oczy. Mamo?!
- Zoey, to Amy. Moja córka - odpowiedziała Carla i pozwoliła dziecku wspiąć się na swoje kolana.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Amy, to córka Grega.
- Dlaczego mówi do ciebie mamo?
- Zoey straciła swoją matkę, a ja teraz jestem z Gregiem, więc poniekąd ją wychowuję - wyjaśniła spokojnie.
- To popieprzone - powiedziałam.
- Język - ostrzegł Greg.
Wywróciłam oczami i wpatrzyłam się w Zoey. Była ładną dziewczynką, urodę musiała odziedziczyć po swojej matce, ponieważ z jej ojcem łączył ją tylko ten sam kolor włosów.
Patrzyłam jak moja mama pozwala się jej bawić swoimi bransoletkami i kołysze ją na kolanach. Zachowywała się w stosunku do niej tak opiekuńczo, jakby Zoey była jej własnym dzieckiem.
Próbowałam wrócić wspomnieniami do okresu swojego dzieciństwa, ale nie pamiętam żebym kiedykolwiek doświadczyła takich zachowań ze strony mojej matki. Zawsze była zapracowana, a ja więcej czasu spędzałam z opiekunką niż mamą. W tym momencie chciałam wyjść stąd. To nie był już mój dom, czułam się tu obco, jakbym była intruzem.
- Amy? - głos Grega wyrwał mnie z zadumy. - Carla pyta czy zjesz z nami obiad?
- Co? Tak, oczywiście. Pomóc ci, mamo?
- Nie trzeba, kochanie - powiedziała i wyszła z pokoju.
Zostałam sama z Zoey, kiedy Greg wyszedł odebrać telefon. Mała dziewczynka siedziała na sofie i bawiła się swoim misiem. Mierzyłam dziecko groźnym spojrzeniem, a ono najwyraźniej się mnie bało, ponieważ unikało mojego wzroku i siedziało cicho. Zawsze lubiłam małe dzieci i podczas gdy kochałam rodzeństwo Louisa, nie mogłam znieść córki Grega. Oczywiście Zoey była mała śliczna i słodka i miała urocze dołeczki w policzkach, kiedy się uśmiechała do swojego ojca czy macochy, ale na mnie to nie działało. Patrząc na to dziecko i na to jak moja matka okazuje jej swoją miłość czułam cholerną zazdrość, ponieważ ja nigdy tak nie miałam, a przecież ja byłam jej córką a nie Zoey.
Nie mogąc dłużej wytrzymać w tym samym pomieszczeniu, w którym była dziewczynka, postawiłam z głośnym hukiem wciąż pełny kubek herbaty i wyszłam z salonu. Przeszłam na korytarz, a następnie udałam się na pierwsze piętro, gdzie był mój pokój. Otworzyłam drzwi, nie będąc pewną co w nim zastanę. Uderzyła mnie mocna zieleń ścian. Wszystko pozostało niezmienione. Oparłam się o framugę. Na moim małym łóżku wciąż leżała fioletowa pościel, a sufit był zapełniony tysiącem plakatów moich idoli. Podeszłam do regału, na którym były kiedyś moje książki i inne drobiazgi. Teraz mebel stał pusty, a ja przejechałam palcem po półce, zbierając na swojej opuszce grubą warstwę kurzu. Strzepnęłam ją natychmiast i obserwowałam jak wiruje w dół, po to aby upaść na podłogę. Chciałam już wyjść, ale moją uwagę przykuło zdjęcie stojące na biurku. Byłam na nim z Blair, Samem i Adamem. Przypomniałam sobie dzień, w którym zrobiliśmy to zdjęcie. Wracaliśmy wtedy z Manchesteru. Były wakacje, a my postanowiliśmy wybrać się tam nie mówiąc o tym nikomu. Moi rodzice nie zwrócili na to uwagi, ponieważ tak długo jak nie stwarzałam problemów było okej, ale pamiętam wkurzony wyraz twarzy Ryana, kiedy przekroczyłam próg domu. Wtedy byłam szczęśliwa i myślałam, że wspólnie z tą trójką, tworzę świetną grupę przyjaciół, ale teraz wiem, że nigdy tak nie było. Spojrzałam na zdjęcie i bez mrugnięcia okiem porwałam je na drobne kawałki, które rozsypały się na biurku.
Odwróciłam się i zeszłam na dół, akurat w tym momencie, kiedy moja mama postawiła na stole świąteczne potrawy. Usiedliśmy w czwórkę i po życzeniu sobie smacznego, zaczęliśmy jeść posiłek. Nie odzywałam się tylko słuchałam tego jak chłopak matki rozmawiał ze swoją córką o ich wycieczce do Disneylandu.
- Twój ojciec mówił mi, że poznał twojego chłopaka - zagadała do mnie Carla. Przewróciłam oczami i odstawiłam talerze, nie będąc w stanie więcej zjeść.
- Już nie pamiętam, o którym mógł ci powiedzieć - skłamałam, ponieważ nie chciałam, żeby moja matka wiedziała o moich sprawach sercowych.
- Więc twoje życie towarzyskie musi być interesujące - od kiedy obchodzi cię moje życie, zapytałam w myślach.
- Mieszkam w Nowym Jorku, tam wszystko jest interesujące.
Mój sarkazm nie spodobał się Gregowi, ponieważ zmierzył mnie srogim spojrzenie, a ja miałam ochotę coś mu powiedzieć, bo nie miał prawa zwracać mi uwagi. Nie jestem jego córką.
Moja rozmowa się zakończyła, dlatego pozostałam siedząc w ciszy i obserwując mieszkańców mojego dawnego domu.
Ciekawe co robi teraz Louis... Była godzina druga po południu, co oznaczało, że w Nowym Jorku jest dopiero dziewiąta rano, więc chłopak pewnie jeszcze śpi. Nie mogłam dłużej rozmyślać o nim, ponieważ głos mojej matki wyrwał mnie z zadumy.
- Amy, chcieliśmy ci coś powiedzieć.
- O co chodzi? - odpowiedziałam i spojrzałam na mamę trzymającą za rękę Grega.
- Kochamy się z Gregiem, mieszkamy razem, Zoey traktuje mnie jak matkę...
- Przejdź do rzeczy - pośpieszyłam ich, jednak nie spodziewałam się usłyszeć tego, co usłyszałam.
- Zamierzamy się pobrać - powiedział Greg, a ja wciągnęłam głośno powietrze.
- Co do kurwy?! - podniosłam swój ton i zmierzyłam siedzącą naprzeciwko mnie parę.
- Język, Amy - ostrzegła matka.
- Och, daj spokój. Znacie się niecały rok i już zamierzasz ponownie wkładać na palec obrączkę, kiedy jesteś miesiąc po rozwodzie?!
- Kocham Grega, a on kocha mnie.
- Przestań pieprzyć. Miłość to dziwka - zacytowałam Louisa i w tym momencie chciało mi się śmiać.
To było irracjonalne wychodzić za faceta, którego poznało się kilka miesięcy temu, który dodatkowo miał dziecko z inną kobietą.
- Chciałabym żebyś była druhną na moim ślubie - powiedziała spokojnie mama, najwyraźniej nie przejmując się tym, co przed chwilą powiedziałam.
- Zapomnij o tym. Nie przyjdę na ten pieprzony ślub.
- Przemyśl to, proszę. To wiele znaczy dla twojej mamy. Dla mnie też. Będziemy rodziną.
Przewróciłam oczami. Podniosłam lewą rękę do góry chcąc założyć kosmyk włosów za ucho, ale szeroko otwarte oczy mamy, wpatrujące się w mój nadgarstek sprawiły, że zaprzestałam swoich czynów. Spojrzałam na miejsce, w które patrzyła i zdałam sobie sprawę, że matka zobaczyła moje wciąż widoczne rany po cięciach. Strzeliłam sobie w myślach w twarz, ponieważ zapomniałam nałożyć bransoletek, a sukienka miała trzy-czwarty rękaw i odsłaniała moje blizny.
Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam przed siebie, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
- Amy pomożesz mi posprzątać? - powiedziała mama i spojrzała na mnie sugestywnym wzrokiem, mówiącym mi, że nie mogę odmówić. Kurwa.
Podniosłam się z krzesła i wzięłam półmisek z pieczenią i zaniosłam go do kuchni. Oparłam się o blat, krzyżując ręce na piersi. Chwilę później do pomieszczenia weszła moja mama i stanęła jakiś metr przede mną, mierząc mnie surowym wzrokiem.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć? - zapytała i również skrzyżowała ramiona.
Przez chwilę stałyśmy tak mierząc się morderczymi spojrzeniami.
- Odpowiedz mi - zażądała.
- Nie mam ci nic do powiedzenia.
- Jesteś chora?! Postradałaś zmysły, że się tniesz?
- Może miałam powód?
- Miałaś powód?! Wiesz, że jeśli ktoś to tutaj zobaczy, reputacja firmy legnie w gruzach?
- Martwisz się o firmę zamiast o własną córkę?! - również podniosłam ton.
- Jak długo to trwa? Ojciec wie?
- Od śmierci Ryana. Tata wie, że przeżyłam załamanie.
- Co takiego? Nie wiedziałam, przepraszam - powiedziała mama i nagle poczuła skruchę.
Spojrzałam na nią kpiącym wzrokiem.
- Trochę za późno na przeprosiny. Myślę, że zauważyłabyś, że twoja córka ma depresję, gdybyś nie pieprzyła się z doktorkiem, dodatkowo zdradzając tatę!
Po tych słowach opuściłam kuchnię i przeszłam do korytarza. Zarzuciłam parkę na ramiona i wzięłam swoje rzeczy. W momencie, kiedy złapałam klamkę pojawiła się moja mama. Patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, jednak mnie to nie obchodziło. Niech poczuje, jak ja cierpiałam kilka miesięcy temu.
- Amy, zaczekaj! - krzyknęła za mną.
- Do widzenia, matko - powiedziałam obojętnie i wyszłam z domu, głośno trzaskając za sobą drzwiami.

***

Po tym jak wsiadłam do samochodu, wyjechałam z podjazdu tak szybko, jak mogłam. Przez godzinę jeździłam po prawie pustych ulicach Londynu. Ruch był niewielki zważywszy na to, że są święta i większość ludzi spędza je w domu z rodziną. Zegarek na desce rozdzielczej wybił godzinę czwartą, kiedy zatrzymałam się na dużym parkingu przy cmentarzu.
Wysiadłam z samochodu i oparłam się o maskę. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo byłam zła, ponieważ moja dłoń się trzęsła, gdy zapalałam fajkę. Na dworze było kompletnie ciemno, a ja w oddali widziałam palące się znicze na cmentarnych grobach.
Zamknęłam samochód i ruszyłam w kierunku bramy wejściowej. Zobaczyłam otwarty sklepik, więc po skończeniu palenia weszłam do środka i kupiłam mały znicz.
Szłam przez cmentarz, który w ciemności cholernie mnie przerażał, ale musiałam to zrobić. Skręciłam w odpowiednią alejkę i oświecając telefonem nazwiska na nagrobkach w końcu odnalazłam ten właściwy.
'Ryan Jason Snow. Urodzony 5.01.1989, zmarł 27.02.2014. Spoczywaj w pokoju', przeczytałam napis na tablicy, a następnie ukucnęłam i zapaliłam znicz stawiając go w nogach grobu.
Usiadłam na ławce i patrzyłam w mały płomień, który oświetlał miejsce, w którym spoczywał mój brat. Naciągnęłam kaptur na głowę, kiedy niska temperatura zaczęła dawać mi się we znaki. Nie było wiatru, jednak kwiaty na grobie zafalowały, a ja poczułam obecność brata. Zamknęłam oczy i oddałam się wspomnieniom.

- Znowu oglądamy Kardashianki? - zapytałam, jak tylko rzuciłam się na kanapę koło Ryana.
- Kim ma duży tyłek - wyjaśnił mój brat i wdrążył się w fabułę.
Przewróciłam oczami i zarzuciłam swoje stopy na jego kolana. Zerknęłam na ekran telewizora, jednak nie przykuł mojej uwagi, ponieważ widziałam już ten odcinek. Patrzyłam w sufit, potwornie się nudząc. Postanowiłam podroczyć się z Ryanem, śpiewając piosenkę jego "ulubionej" gwiazdy pop.
- I came in like a wrecking ball. I never hit so hard in love. All I wanted was to break your walls. All you ever did was wreck me. [1]
- Wyłączę to, ale skończ śpiewać inaczej dostaniesz takim samym młotkiem, jaki był w teledysku - powiedział Ryan i wyłączył telewizor.
W myślach odnotowałam kolejne zwycięstwo nad bratem. Usiadłam na kanapie krzyżując nogi i chwytając ozdobną poduszkę.
- Jedziemy w przyszłym tygodniu na narty? - zapytałam.
- Jeśli nie dostanę dyżuru w szpitalu to tak.
- Super. Ashton też przyjedzie?
- Am, jesteś dzieckiem, nie będziesz umawiać się z moimi kumplami.
- Mam szesnaście lat.
- Właśnie, a my dwadzieścia trzy i jesteśmy dorośli - zauważył Ryan i zmierzwił mi włosy.
- Skoro jesteś taki stary, czemu wciąż mieszkasz z rodzicami?
- Bo nie opłaca mi się płacić za mieszkanie skoro rodziców i tak większość czasu nie ma. Poza tym ktoś musi ratować ci tyłek, dzieciaku.
- Następnym razem nie zadzwonię żebyś po mnie przyjeżdżał - mruknęłam.
- Lepiej zadzwoń, jeśli mnie potrzebujesz
- Tak, jasne.
Położyłam głowę na oparciu kanapy i zaczęłam podrzucać poduszkę w górę.
- Co u Beth? - zapytałam nagle.
- Co do kurwy? Skąd o niej wiesz?
- Ponieważ widziałam ją wczoraj rano w naszej kuchni?
- Myślałem, że jesteś u Sama.
- Zmieniłam plany i wróciłam do domu. Więc była dobra? - zapytałam i poruszałam brwiami.
- Nie będę ci mówił o dziewczynach, które pieprzę.
- A więc ją pieprzyłeś! Nawet nie pytałam...
- Am, zamknij się - powiedział groźnie Ryan.
- Miała duże cycki - zaśmiałam się głośno.
- Am, mówię poważnie.
- Tyłek też miała duży. Musiałeś być w nieb...
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ w moją twarz trafiła poduszka. Podniosłam się i rzuciłam swoim jaśkiem w Ryana, a po chwili mieliśmy istną wojnę na poduszki.


- You're always there, you're everywhere, but right now I wish you were here / Zawsze tam jesteś, jesteś wszędzie, ale właśnie teraz chciałabym żebyś tu był - zaśpiewałam cicho. [2]
Brakowało mi mojego brata, ale zdałam sobie sprawę, że to nie jego brak obecności przy mnie miałam na myśli.
Poczułam łzy, płynące z moich oczu, ale zignorowałam je i wyjęłam z torebki swojego iPhona. Drżącymi dłońmi odblokowałam telefon. Wciągnęłam głośno powietrze, kiedy połączyłam się z numerem, który był na pierwszym miejscu w moich ulubionych kontaktach, a później zaczęłam się modlić, żeby jednak nikt nie odebrał tego połączenia.
- Halo? - usłyszałam znajomy głos, a łzy popłynęły mi jeszcze bardziej, ponieważ tak dawno go nie słyszałam i uświadomiłam sobie, jak bardzo za nim tęskniłam.

[1] Miley Cyrus - "Wrecking Ball"
[2] Avril Lavigne - "Wish You Were Here"

____________________
Okej, znów możecie mnie zabić, ponieważ Louis i Amy wciąż się nie pogodzili, ale przynajmniej Tommo żyje! Nie spodziewałam się, że zakończeniem ostatniego rozdziału wzbudzę takie poruszenie, za co jestem Wam mega wdzięczna! (:
Czytasz, zostaw po sobie komentarz (: 

+ zobacz nowy trailer (:
https://www.youtube.com/watch?v=7VNJrL48lEs

5 komentarzy:

  1. Jest niesamowity <3 czekam na następny <33
    Nie przestawaj pisać !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez cały tydzień miałam nadzieję że Louisowi nic się nie stało 😊. Jak zwykle idealny. Czekam ma następny ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Super,super,super
    Dobrze ze Louis żyje ale szkoda że jeszcze sie nie pogodzil z Amy...
    Czekam na nastepny rozdzial :-) :-* ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. O moj jezu moje życie znowu jest kompletne, że Louis żyje :D ostatnio mało ich razem :( mimo to cudny :*

    OdpowiedzUsuń