piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 9. Nie wiem, czego ona tu chce.

(Amy)

Było przed północą, kiedy zostałam obudzona przez Louisa. Czułam się dobrze, alkohol w części opuścił mój organizm. Zamówiliśmy trzy taksówki, które zawiozły nas do klubu. Jechałam razem z Lou, Joshem i Calumem. Przez całą drogę czułam na sobie wzrok Horana, którym bacznie mi się przyglądał. Klub, do którego jechaliśmy nazywał się Lemon i mieścił się gdzieś na Manhattanie. Jego właścicielem był jakiś Ashton, dobry znajomy Liama. Wyszliśmy z samochodów i całą grupą poszliśmy do bramek. Podaliśmy ochroniarzom nasze nazwiska i zostaliśmy wpuszczeni do środka. Mieliśmy zarezerwowaną dużą lożę, przy której stał pewien chłopak. Liam poszedł pierwszy i przywitał się z nim, a później z resztą. Był wysoki i miał jasne włosy. Wydawało mi się, że już go gdzieś widziałam. Ostatecznie, chłopak podszedł do mnie.
- Amy? - zapytał i przyjrzał mi się. Teraz zobaczyłam go w całej okazałości. To był Ashton Irwin, mój dawny sąsiad.
- Irwin? Nie miałeś być w Sydney? - zapytałam i podeszłam bliżej. Chłopak złapał mnie w talii i okręcił wokół swojej osi śmiejąc się.
- O boshe, jak ja cię dawno nie widziałem! Co robisz z Nowym Jorku?
- To wy się znacie? - zapytał Liam.
- No jasne - odpowiedział Ashton i otoczył mnie ramieniem. Zobaczyłam jak Louis marszczy brwi. - Ta mała mieszkała na przeciwko mnie w Londynie. Była we mnie zakochana.
- Wcale nie! - wykrzyknęłam i wywinęłam się spod jego ramienia. Wszyscy się zaśmiali z mojej reakcji. Fakt, Ashton mi się kiedyś podobał, ale był kolegą mojego brata i nie zwracał na mnie uwagi, a ja miałam niecałe piętnaście lat.
- Przyniosę wam zaraz drinki, siadajcie - powiedział blondyn i odszedł, a my zajęliśmy nasze miejsca.
Usiadłam pomiędzy Joshem a Louisem. Panowała między nami dziwna atmosfera. Bałam się spojrzeć na Josha, ponieważ nie wiedziałam co mam sądzić o zajściu w łazience. Louis jakby trochę przygasł i teraz siedział grzebiąc coś w swoim telefonie. Po pewnym czasie do stolika wrócił Ashton z drinkami dla nas i zajął miejsce koło Louisa. Napiłam się swojego cosmopolitana i wychyliłam głowę w stronę swojego dawnego sąsiada.
- Opowiadaj co u ciebie. Minęły cztery lata - zaczęłam. Chłopak uśmiechnął się do mnie.
- Po tym jak wyjechałem przez rok mieszkałem w Sydney. Później przeniosłem się tutaj i otworzyłem klub. A co u ciebie? Co tu robisz?
- Idę na papierosa - powiedział Louis wstając i odszedł. Coś było nie tak, widziałam to, po tym w jaki sposób marszczył brwi.
- Właśnie zaczęłam studia na Brooklyn College.
- Jaki kierunek?
- Anglistyka. Może będę starać się o dyplom z dziennikarstwa, jeszcze nie wiem.
- Mała Amy studiuje. Nie mogę w to uwierzyć. Pamiętam cię jak chodziłaś z tym różowym aparatem na zęby, a teraz jesteś już dorosła.
- Naprawdę to pamiętasz? Miałam wtedy dziewięć lat - zaśmiałam się.
- Oczywiście, że pamiętam. A co u twojego brata? Wciąż jest tym samym kretynem co kiedyś? - zapytał Ashton. Mój uśmiech zgasł, a twarz pobladła. Przełknęłam ślinę czując olbrzymią gulę w moim gardle.
- On... nie żyje. Zginął w wypadku pół roku temu - powiedziałam cicho, a mój głos prawie się załamał przy ostatnich słowach.
- Nie wiedziałem nic. Tak bardzo mi przykro - powiedział przybity Ashton i przytulił mnie. Zrobiło mi się smutno. Wciąż czułam ogromny ból po stracie brata, jednak za radą Angeli nie mogłam się tym zamartwiać, to by zaprowadziło mnie na dno. Napiłam się swojego cosmo.

Milczałam przez dłuższy czas przysłuchując się rozmowom toczącym się wokół mnie. Było trochę gorąco i głośno, jednak nikomu to nie przeszkadzało. W końcu wszyscy z wyjątkiem mnie i Josha wstali i poszli tańczyć.
- Amy? - zapytał chłopak przysuwając się do mnie.
- Tak?
- Wszystko w porządku?
- Jasne, czemu pytasz?
- Bo, nie wiem. Wtedy, jak weszłaś do łazienki... Dziwnie się z tym czuję. To znaczy, chodzi mi o to, że my też się całowaliśmy i nie chcę żeby panowała pomiędzy nami niezręczna sytuacja - wyjaśnił Josh.
- Och, w porządku. To było dla mnie zaskoczenie. Jest okej - zapewniłam go.
- Więc, przyjaciele? - zapytał i wyciągnął dłoń.
- Przyjaciele - odpowiedziałam i uścisnęłam jego rękę.
Kiedy skończyłam czwartego drinka, zrezygnowałam z upicia się i wspólnie z Joshem poszliśmy tańczyć. Wirowałam po parkiecie i czułam się naprawdę swobodnie. Piosenki przechodziły jedna w drugą, a ja zatańczyłam ze wszystkimi z naszej grupy. To znaczy ze wszystkimi z wyjątkiem Louisa, który wyszedł na papierosa i gdzieś zniknął.
Zrobiło mi się gorąco, więc postanowiłam wyjść na zewnątrz. Wzięłam swoją torebkę i zarzuciłam na ramiona marynarkę Louisa i udałam się do wyjścia. Na murku przed budynkiem dostrzegłam Louisa z papierosem w ręku. Podeszłam do niego i przysiadłam na murku. Chłopak ignorował mnie. Wyjęłam z torebki papierosy i zapaliłam jednego. Zaciągnęłam się kilka razy. Louis wciąż się nie odzywał. W końcu nie wytrzymałam i przerwałam ciszę.
- Lou - zaczęłam.
- Więc. Byłaś z Ashtonem? - zapytał prosto z mostu.
- Co? Nie!
- Wciąż go kochasz? - co to za pytania?
- O co ci chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Odpowiedz. - nalegał.
- Nigdy go nie kochałam... - chciałam dodać coś jeszcze, ale uznałam, że nie muszę się przed nikim tłumaczyć. - Ale?
- Co ale? Podobał mi się, to fakt. Ale byłam wtedy nastolatką, a on jest starszy o siedem lat.
- A teraz ci się podoba?
- Widzę go od godziny dopiero, ale nie sądzę - chyba podoba mi się ktoś inny, dodałam w myślach.
- A Josh?
- Louis, kurwa, czy to przesłuchanie? - zdenerwowałam się i wyrzuciłam papierosa.
- Tylko pytam. Podoba ci się Josh?
- Jest uroczy, ale to nie ma znaczenia. On kogoś ma.
- Więc ci się nie podoba? - spytał ponownie i pierwszy raz od początku rozmowy spojrzał na mnie. Pokręciłam przecząco głową. Wyraz twarzy Louisa zmienił się, jednak wciąż coś go gryzło.
- Louis. Wszystko w porządku? - cisza. - Coś się stało?
- Nic się nie stało.
- Przecież widzę, że coś cię gryzie.
- Nic nie widzisz. Gdybyś widziała nie byłoby tu Josha i Ashtona. Kurwa! - wykrzyknął Louis wstając z murku i chodząc przede mną.
- O czym ty do kurwy mówisz? - również wstałam. Mimo moim obcasów, chłopak wciąż nade mną górował. Mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Po prostu. Ja, kurwa, to jest popieprzone! Ty... wyzwalasz we mnie takie uczucia, nad którymi nie mogę zapanować - wykrzyknął i chwycił mnie w talii, łącząc nasze usta. Pocałunek był gwałtowny, brutalny. Nie trwał długo, jednak i tak odczułam podniecenie.
- Nie podoba ci się Josh i Ashton? - spytał na nowo łagodnym głosem.
- Nie, kurwa! Skończ już, to wkurzające - tym razem to ja wybuchłam. Louis wciąż mnie przytulając oparł się nosem o mój.
- Jestem dupkiem. Potrafię wszystko zepsuć. Ale od teraz nie chcę już tak. Amy, proszę, nie pozwól mi być tym dupkiem dla ciebie - wyszeptał swoim niskim głosem. Poczułam motyle w brzuchu.
- Nie pozwolę - obiecałam i pociągnęłam chłopaka za szyję ponownie się z nim całując.

***

Następny tydzień minął mi spokojnie. Nie mieliśmy żadnych zajęć na uczelni, ponieważ odbywały się odchody założenia uniwersytetu. Nie widziałam się z chłopcami, ponieważ cały tydzień mieli treningi. Pisałam trochę z Louisem, ale nie było to nic szczególnego. Od naszej "kłótni" w klubie nie powracaliśmy do tego tematu. Z jednej strony się cieszę, bo nie chcę abyśmy ponownie wybuchnęli. Z drugiej, zastanawiam się dlaczego Lou tak zareagował na moje spotkanie ze starym przyjacielem. Czy był zazdrosny? Na pewno coś go dręczyło, ale nie mam pojęcia co. Nie chcąc psuć sobie nastroju postanowiłam odpuścić i nie wnikać dalej w tę sprawę.
We wtorek poszłam na mecz siatkówki dziewczyn, na którym towarzyszył mi Ashton. W ciągu ostatnich kilku dni przepisaliśmy ze sobą dużo sms-ów. Cieszyłam się, że odnowiliśmy kontakt, mimo że nigdy jakoś szczególnie się nie przyjaźniliśmy. Ashton był przyjacielem Ryana, a ja byłam nastolatką, której nie traktował poważnie, bo byłam młoda. Teraz dobrze się dogadujemy. Chłopak w pewnym sensie przypomina mojego brata, ma podobny charakter i poczucie humoru i jest miłym, troskliwym dupkiem. Kilkakrotnie pytał się mnie, jak się czuję po śmierci Ryana i to on był tą osobą, która okazała mi wsparcie, które było mi potrzebne jakieś pół roku temu. Podczas meczu dużo się śmialiśmy i kibicowaliśmy dziewczynom z całych sił. Ostatecznie mecz skończył się wynikiem 3:0 dla nas, a Angela była po prostu wniebowzięta. W związku w wygraną, dziewczyny z drużyny, ja i Ashton poszliśmy do pobliskiego baru świętować. Mój przyjaciel szybko złapał kontakt z nowo poznanymi koleżankami, a ja zauważyłam jak wymieniał sobie nieśmiałe spojrzenia z Cathy, blondynką, która była rozgrywającą w drużynie. Wieczorem, kiedy byłam już w łóżku dostałam od niego sms-a, w którym napisał mi, że wymienił się numerami z Cathy. Ucieszyłam się z tego, ponieważ każdy powinien znaleźć swoje szczęście.
Następnego dnia wybrałam się z Angelą i Jade na zakupy. Danielle i Perrie nie były z nami, ponieważ musiały zostać na kampusie i pomagać w przygotowaniach do wieczornej wystawy fotografii. Znalazłam świetny sklep z ubraniami, dzięki czemu nadrobiłam braki w mojej garderobie. Kupiłam nawet dwie spódniczki, ponieważ, jak stwierdziła Jade moje nogi wyglądają świetnie i taki strój po pierwsze, jest pożądany przez chłopców, a po drugie jest idealny na imprezy.

***

Była właśnie sobota, kiedy weszłam z Zaynem do swojego pokoju. Dziś są urodziny Nialla, a my organizujemy w pokoju moim i Angeli imprezę niespodziankę dla niego. To znaczy, to nic wielkiego. Ma być tylko nasza grupa, trochę alkoholu, a Zayn i Liam mieli załatwić skręty.
- Postaw te piwa na stole - powiedziałam do Zayna. Rzuciłam swoją torebkę na łóżku. Chwilę później usłyszeliśmy Angelę wychodzącą z łazienki z telefonem w ręku. Oczywiście, musiała być już uczesana i jak zwykle miała wyprostowane włosy i zafarbowane na różowo pasemko. Machnęła do nas ręką i wsłuchała się w to, co ktoś miał jej do powiedzenie. Dziewczyna była niezadowolona, ponieważ zmarszczyła brwi i wciągnęła powietrze, żeby się uspokoić.
- Ale jak to, będzie Eleanor? - powiedziała. Poczekała na odpowiedź, po czym zacisnęła dłoń w pięść. Była wkurzona. - Perrie, posłuchaj. Wiem, że to twoja kumpela, jesteście razem w bractwie i tak dalej, ale nikt jej tu nie zapraszał, a ona się wprasza na chama. To już przegięcie. Do kogo dzisiaj się będzie kleić?
Podczas, gdy Angela wygłaszała swój monolog, wspólnie z Zaynem rozpakowaliśmy kupiony alkohol i jedzenie. Myślami byłam gdzie indziej. Naprawdę nie chcę, żeby Eleanor przychodziła. Widziałam ją tylko raz, ale już wiem, że jej nie lubię. Podobne o niej zdanie mają Angela, Dan i Jade, a także chłopcy. Wydaje się, że Eleanor jest lubiana tylko przez Perrie, Louisa, ponieważ jest jego cheerleaderką oraz Nialla, ale on akurat lubi wszystkich, więc się nie liczy.
- Ugh, dobra niech przyjdzie, jakoś to przeżyję - z moich zamyśleń wyrwała mnie moja współlokatorka, która skończyła rozmawiać i rzuciła telefonem o łóżko.
- Czy dobrze słyszałem, że przychodzi królowa bez mózgów? - zapytał Zayn i głośno się zaśmiał. Przygryzłam wargę, żeby również nie wybuchnąć.
- Nawet nic mi nie mów. Nie wiem, czego ona tu chce - mruknęła dziewczyna i przeczesała ręką włosy. - Dobra, ruszamy się. Mamy imprezę do ogarnięcia. Gdzie jest reszta?

Godzinę później wszystko było gotowe, a my czekaliśmy na Jade, która miała przyprowadzić Nialla. Rozmawiałam z Joshem i czułam na sobie wzrok Louisa. Nie przyszedł do mnie żeby się przywitać, tak jak zawsze, tylko stał przy balkonie, podczas gdy reszta, z wyjątkiem jego i Harry'ego paliła. Było mi trochę przykro z powodu tej obojętności, ponieważ poprzedni tydzień spędzony z nim był taki słodki i cudowny, a teraz chłopak mnie ignorował. Okej.
Po długim oczekiwaniu usłyszeliśmy otwierane drzwi. Wszyscy ustawiliśmy się, a Liam zapalił dwie świeczki, 2 i 0, na torcie trzymanym przez Harry'ego. Drzwi się otworzyły a do środka weszli Jade z Niallem. Blondyn stanął jak wryty, a my zaczęliśmy śpiewać "Happy Birthday". W pewnym momencie poczułam, jak ktoś chwyta moją dłoń i delikatnie pociera kciukiem moje knykcie. Wiedziałam, że to Louis, jednak nie podniosłam na niego wzroku, tylko lekko się uśmiechnęłam. Ja też mogę go ignorować.
Po tym jak każdy osobno złożył solenizantowi życzenia i wręczył prezenty, Jade zaczęła kroić tort. Siedzieliśmy na łóżkach i podłodze śmiejąc się i słuchając muzyki. Wylądowałam na podłodze koło Josha, który był tak miły i pozwolił mi się o siebie oprzeć. Zobaczyłam na Louisa siedzącego naprzeciwko mnie. Mierzył nas lodowatym wzrokiem i mrużył oczy. Wystawiłam mu język i sięgnęłam po swoje piwo. Chłopak przewrócił oczami.

Było koło ósmej, a każdy z nas był już w połowie pijany. Usłyszałam pukanie do drzwi, jednak nikt nie fatygował się iść ich otworzyć.
- Wejść! - krzyknął głośno Harry, a do pokoju wszedł ktoś stukając swoimi obcasami o panele. Podniosłam wzrok i zobaczyłam uśmiechniętą Eleanor, która szła w kierunku Nialla, aby złożyć mu życzenia. Widziałam jak Jade zaciska usta w cienką linię, kiedy brunetka przytuliła jej chłopaka.
- Jeśli się wprosiłaś, to przynajmniej mogłaś się nie spóźnić - mruknęła Angela do Eleanor, kiedy wymieniały sztuczny (ze strony mojej współlokatorki) uścisk. Eleanor przeprosiła wszystkich i posłała nam swój uśmiech. Ostatecznie usiadła koło Louis i oparła się o niego. Wywróciłam oczami. Nie lubię jej.

W pewnym momencie postanowiłam pójść na balkon zapalić. Wstałam ze swojego miejsca, a Josh zaoferował się, że będzie mi towarzyszyć. Wyszliśmy na zewnątrz, a ja stanęłam przy barierce i odpaliłam papierosa. Kiedy się zaciągałam, Josh przymknął drzwi balkonowe, tak aby nikt nie podsłuchiwał. Stanął koło mnie i otoczył ramieniem.
- Nie powinnaś palić - stwierdził, kiedy wypuszczałam dym. Odsunęłam się od chłopaka i zmierzyłam go od stóp do głów.
- Przestań pieprzyć. Sam też popalasz - odwinęłam się szybko.
- Ale nie nałogowo.
- Ja też nie. Palę, kiedy mam ochotę.
- Okej, powiedzmy, że wierzę, ale mam na ciebie oko - odpowiedział i wykonał 'obserwuję cię' gest palcami.
- Cokolwiek. Gdzie Calum? - postanowiłam zmienić temat.
- Jest na jakiejś imprezie ze znajomymi.
- Jak wam się układa? - spytałam, a oczy Josha zamigotały. Zaciągnęłam się papierosem.
- Jest świetnie. Doskonale się dogadujemy, a seks z nim jest po prostu boski - zaśmiałam się, bo okej, schodzimy na te "poważne" tematy.
- Kto jest zazwyczaj na górze? - spytałam.
- To zależy, ale chyba częściej ja. No i Cal zajebiście obciąga, a to też się liczy.
- Josh, cieszę się, że twoje życie seksualne jest takie fascynujące. - skomentowałam, kiedy skończyłam palić.
- A co u ciebie? - zapytał chłopak.
- Co u mnie? - spytałam.
- No ty i Tommo - zaśmiałam się.
- Nic się nie dzieje. Pocałowaliśmy się kilka razy i tyle.
- Czyżby? - spytał i uniósł brwi do góry.
- Co masz na myśli?
- To dziwne, bo Louis chodzi odmieniony. A w sobotę na imprezie prawie skoczył do gardła Ashtonowi, kiedy się przytuliliście - co? Kolejna osoba twierdzi, że Louis zmienił się przeze mnie. Okej?
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tommo jest zazdrosny jak cholera. Nie wiem co to oznacza, ale coś jest na rzeczy. Tobie on też nie jest obojętny. - zmarszczyłam brwi. Skąd Josh wie, co myślę? - Nie lubisz Eleanor. Może inaczej. Nie lubisz jak Eleanor przystawia się do Louisa.
- Skąd wiesz? - zapytałam zaskoczona, że tak łatwo można odczytać moje ruchy.
- Widać. - odpowiedział krótko i posłał mi pokrzepiający uśmiech. Chciałam coś odpowiedzieć, ale przerwał nam Niall.
- Słuchaj, mała. Ja wiem, że mój kuzyn jest gorący, ale już czas na mojego urodzinowego skręta. Chodźmy! - krzyknął, a my śmiejąc się weszliśmy za nim do środka. Usiedliśmy na moim łóżku, a Josh wciągnął mnie na swoje kolana, po czym nachylił się do mojego ucha.
- Obserwuj go. Nasz Lou jest zazdrosny - przyjrzałam się brunetowi. Marszczył brwi, usta miał zaciśnięte w cienką linię i mierzył naszą dwójkę srogim spojrzeniem. Minę miał identyczną, jak na imprezie w klubie. Czy on naprawdę jest zazdrosny?

Mieliśmy siedem skrętów, które rozdzieliliśmy między siebie. Angela powiedziała, że nie pali. Ja miałam swojego skręta na pół z Joshem, Jade z Eleanor, Zayn z Perrie, a Danielle z Liamem. Niall, Harry i Louis postanowili spalić po całym. Szybko zaczęliśmy się śmiać z normalnie nieśmiesznych żartów Liama. W pokoju unosił się zapach trawki. Wciąż siedząc na kolanach Josha oparłam się o jego klatkę, bo tak było mi wygodniej. Narkotyk już działał w mojej głowie. Ciągle się śmiejąc przysłuchiwałam się rozmowom odbywającym się w pokoju. Nagle Josh pociągnął moją brodę do góry zmuszając mnie, abym na niego spojrzała.
- Shot gun - powiedział i zbliżył swoją twarz do mojej zaciągając się narkotykiem . Rozchyliłam lekko swoje usta, kiedy chłopak wpuścił dym pomiędzy moje wargi (wiem, że zrobił to celowo). Wszyscy w pokoju musieli to widzieć, ponieważ zaczęli śmiać się i gwizdać.

Piłam piwo, gdy zobaczyłam jak Louis wciąga zjaraną Eleanor na swoje kolana. Początkowo siedzieli, a brunetka się o niego opierała. Postanowiłam to zignorować. Byłam jednak w głębokim szoku, kiedy Eleanor przyssała się do twarzy Louisa, a on nie zaprotestował. Nienawidzę jej. Spotkałam się ze zdezorientowanym spojrzeniem Angeli, która również ich obserwowała. Nie wytrzymałam, gdy zobaczyłam jak dłoń Louisa wędruje wzdłuż nogi Eleanor. Jego też nienawidzę. Wstałam i chwyciłam ze stołu talerzyk z ciasteczkami i butelkę wody. Muszę zejść z mojego haju.
Wyszłam na balkon. Chłodne wieczorne powietrze uderzyło we mnie. Usiadłam i oparłam się o ścianę. Zaczęłam jeść ciasteczka. Mój mózg powoli wracał do normy, a ja się czułam coraz gorzej, bo wciąż miałam przed sobą obraz Louisa i Eleanor całujących się. Nie jestem zazdrosna. Nie jestem zazdrosna. Louis mnie nie obchodzi. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi, jednak nie fatygowałam się, żeby spojrzeć kto to.
- Co jest? - dobiegł mnie głos Angeli. Popatrzyłam na nią, ale nie odpowiedziałam.
- Jest ci przykro przez Louisa? - kontynuowała moja przyjaciółka. Nie odrywając wzroku od drzew przede mną, pokiwałam głową. - On jest zjarany i najprawdopodobniej nie ma pojęcia co robi. A Eleanor jest suką. Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, żeby przychodziła.
- Cokolwiek - mruknęłam i upiłam łyka wody. Siedziałyśmy w milczeniu. Czułam, że schodzę ze swojego haju, a Angela paliła papierosa. Wypiłam całą butelkę wody i zjadłam wszystkie ciastka. Chyba wróciłam już do normalności. Odchyliłam głowę do tyłu i głośno westchnęłam. Nie podobał mi się fakt, że ta dwójka się całuje.
- Nie przejmuj się, będzie okej. - powiedziała Angela i położyła dłoń na moim ramieniu. Wymusiłam uśmiech. - Wracajmy do pokoju. Robi się chłodno.
Dziewczyna wstała, a ja za nią. Wróciłam do pokoju i zajęłam miejsce na łóżku koło Josha. Chłopak był zjarany, jak wszyscy z wyjątkiem mnie i Angeli. Położył głowę na moich nogach i szczerzył się do mnie z dołu. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się. Mój uśmiech zgasł, kiedy zobaczyłam, że Lou i Eleanor mają sesję obściskiwania na moim krześle. Udław się językiem, suko. W pewnym momencie dziewczyna oderwała się od bruneta.
- Megan dzisiaj nie ma w pokoju. Chcesz przyjść? - powiedziała odrobinę za głośno. Gwałtownie wciągnęłam powietrze, a moje oczy się rozszerzyły. Louis nic nie odpowiedział, tylko wpił się w jej usta. Nie wytrzymałam, kurwa.
- Tam macie drzwi - powiedziałam głośno i wskazałam ręką na drzwi wyjściowe. Oboje się od siebie oderwali i tak jak cała reszta spojrzeli się na mnie zaskoczeni. Pozostałam patrząc na nich obojętnym wzrokiem. Eleanor wstała.
- Lou idziesz? - zaświergotała, a mnie żołądek prawie podszedł do gardła.
Wymieniłam z chłopakiem spojrzenia, w myślach błagając, aby został. Wcale nie byłam zawiedziona, kiedy brunet podniósł się z miejsca i wyszedł za Eleanor z pokoju. Czuję jak pęka mi serce. Nienawidzę go.

***
(Louis)

'Tu Amy. Właśnie słucham jazzu. Zostaw wiadomość. Może oddzwonię.' Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na stolik. Od trzech dni próbuje skontaktować się z Amy, jednak ta ignoruje moje telefony. Kilka razy byłem nawet w akademiku, jednak nie zastałem jej. Nie rozumiem czemu nagle przestała się do mnie odzywać. Te kilka dni, które razem spędziliśmy, wszystkie pocałunki były cudowne i znów chciałbym zobaczyć jej błyszczące oczy. Cokolwiek, może się nawet na mnie wściekać, byle tylko się z nią zobaczyć. Jestem idiotą. Ta mała zawróciła mi w głowie. Nie rozmawiamy od kilku dni, a ja czuję się cholernie pusto.
- Kurwa - wyrzuciłem z siebie i złapałem się za głowę. Chyba już wariuję.
- Co jest stary? - zapytał mnie Hazz i spojrzał na mnie odrywając wzrok od lecącego w telewizji meczu.
- Nic.
- A ja znam cię tylko dwa dni. Mów - powiedział Harry. Czasami jest to denerwujące, że mój przyjaciel tak dobrze mnie zna i nie mogę przed nim nic ukryć. Westchnąłem.
- Dobra, kurwa. Amy nie odbiera ode mnie telefonów.
- Dziwisz się - mruknął brunet i napił się piwa z butelki.
- Co masz na myśli?
- Amy jest pewnie zła, że pieprzyłeś się z Eleanor.
- Ale ja się z nią nie pieprzyłem! - wykrzyknąłem prawie wstając z kanapy. Wiem, że wyszedłem w sobotę z Eleanor, ale tylko ją odprowadziłem do bractwa, a później wróciłem do siebie.
- Jej to powiedz.
- Kiedy mnie ignoruje. Stary, pomóż mi. Nie chcę żeby była na mnie zła.
- Zależy ci na niej? - zapytał, ale to brzmiało bardziej jako stwierdzenie. - Słuchaj, nie wiem co masz zrobić, bo nie znam się na związkach.
- Ale jesteś z Angelą - zauważyłem.
- Jestem z nią, bo jestem dupkiem. Gdybym nie był takim egoistą pozwoliłbym jej wtedy odejść. Ale nie mógłbym bez niej żyć. Chcesz rady? Zatrzymaj ją przy sobie albo pozwól jej odejść z kim innym. - powiedział Harry, a mi żołądek podszedł do gardła. Pozwolić jej odejść? Pierwsze co mi przyszło do głowy, to widok Amy z pieprzonym Ashtonem. Nie mogłem na to pozwolić.
- Nie sądzisz, że to dziwne? Znam się z Amy lekko ponad dwa tygodnie... - zacząłem, jednak mój przyjaciel mi przerwał.
- Pamiętasz, co powiedziała ci Angela wtedy na zakupach? Ciebie też to trafi. Najwyraźniej od pierwszego wejrzenia, stary.
- Miłość to dziwka! - wykrzyknąłem oburzony. Nie wierzyłem w miłość odkąd Emily zostawiła mnie dla tego kutasa Daniela.
- Mówisz tak, bo Emily złamała ci serce. Stary, oboje wiemy, że ten szajs trafił cię jak grom z jasnego nieba. Nie przyznasz się jeszcze teraz do tego, ale kiedyś wspomnisz moje słowa. Za stanów się nad tym. Idę po piwo, też chcesz? - powiedział spokojnie Hazz i wstał z kanapy. Pokiwałem tylko głową.
Zastanawiałem się nad sensem słów mojego przyjaciela. Trafiło we mnie? To niemożliwe. Miłość dla mnie nie istnieje. No bo jak można kochać, nie mając serca? Moje zabrała Emily i zniszczyła je doszczętnie, kiedy odeszła. Życie składa się ze spotkań i rozstań. Ludzie pojawiają się w twoim życiu każdego dnia, witasz się z nimi, potem żegnasz. Niektórzy zostają kilka minut, inni kilka miesięcy, może rok, a czasem nawet życie. Ale zawsze odchodzą. A ja nie chcę tego doświadczyć kolejny raz. Niby udaję przed ludźmi twardego, jednak tak naprawdę w głębi duszy jestem słaby. Boję się, że przez kochanie innej osoby spadnę na samo dno. Amy odejdzie, też znajdzie sobie kogoś lepszego jak Emily. Tylko, że Emily pozwoliłem odejść. Czy chcę zatrzymać przy sobie Amy? Zakochałem się w niej, jak stwierdził Harry? Nie, nie kocham jej. Cokolwiek, nie chcę żeby była na mnie zła. Nie chcę żeby jej piękne brązowe oczy błyszczały dla kogoś innego. Jestem popieprzony. Zależy mi na niej.
W trakcie swoich rozmyślań postawiłem sobie chyba najważniejszy cel, w całym moim dotychczasowym życiu. Muszę naprawić swoje relacje z Amy i nie pozwolić jej odejść... 
 
____________________

#SpacesLTff
Jeśli szanujesz mój czas poświęcony na pisanie rozdziału, zostaw po sobie komentarz! (:

1 komentarz: