piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 27. Nigdy tak naprawdę nie byłam twoja ani ty mój.

- Halo?
- Louis? - zapytałam drżącym głosem i pożałowałam, że zadzwoniłam, ponieważ chłopak zaraz wyczuje, że płaczę.
- Tak, to ja. Amy, co się stało? Czemu dzwonisz?
- Ja... - zaczęłam, ale nie widziałam co powinnam powiedzieć. Żadne słowo nie chciało przejść mi przez gardło.
- Dlaczego płaczesz? Gdzie jesteś? - zapytał i wyczułam w jego głosie niepokój.
- Nie płaczę.
- Kłamiesz.
- Nie prawda.
- Nawet będąc na drugim końcu świata wiem, kiedy kłamiesz, kochanie - moje serce zaczęło szybciej bić, jak tylko usłyszałam to czułe zdrobnienie i brzmiało ono tak naturalnie, że miałam wrażenie, że już wszystko jest w porządku.
- Przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać.
- Nie, naprawdę. Ja... muszę ci coś powiedzieć - przerwałam na chwilę, by złapać głęboki oddech i otrzeć wierzchem dłoni łzy z mojej twarzy. - Ryan był moim bratem. Któregoś razu odbierał mnie z imprezy. Kiedy wracaliśmy do domu... zdarzył się wypadek. On... on zginał na miejscu.
Po tym ponownie się rozpłakałam, a między mną a Louisem nastała cisza. Myślałam, że się rozłączył, ale w końcu usłyszałam jego głos.
- Bardzo mi przykro. Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?
- Nie potrafiłam ci tego wcześniej powiedzieć. Nie łatwo jest mi o tym mówić. To mnie złamało - podobnie jak nasza ostatnia kłótnia, dodałam w myślach.
- Gdybyś mi zaufała i powiedziała od razu, uniknęlibyśmy tego całego gówna, wiesz o tym? - zapytał poważnym tonem, jednak jego głos wciąż pozostawał łagodny.
- Tak, wiem.
- Jesteś teraz u niego na cmentarzu, prawda?
- Skąd wiesz?
- Domyśliłem się - chciałam się zaśmiać, jednak wydałam z siebie tylko zduszony szloch. - Amy, proszę, nie płacz. Boli mnie, że nie ma mnie przy tobie, kiedy tego potrzebujesz.
- Przepraszam. Za wszystko - szepnęłam.
- Ja też przepraszam. Za wszystko - powiedział, a ja wiedziałam, że Louis w tym momencie uśmiechnął się.
- Chcę wrócić już do domu - powiedziałam.
- Wracaj. Jest noc, nie możesz siedzieć sama na cmentarzu.
- Chcę wrócić do Nowego Jorku. Tam jest mój dom - powiedziałam i pierwszy raz nazwałam swój pokój w akademiku domem.
To prawda, tam czułam się lepiej niż tutaj. Może i moje kontakty z ojcem uległy poprawie, ale Londyn już nie był moim domem. Mam tu rodziców, ale nic więcej. Moje miejsce jest w Nowym Jorku. To tam żyję i czuję się szczęśliwa.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym przyjechać po ciebie i zabrać cię tutaj - powiedział cicho Louis i westchnął.
- Porozmawiam z tatą, żeby zarezerwował mi najbliższy lot.
- Napisz mi, kiedy wracasz, dobrze?
- Tak, napiszę.
- Amy?
- Louis? - zapytałam. Przez chwilę trwała cisza.
- To... nie wybaczyłaś mi tego wszystkiego, mam rację? - zapytał smutnym głosem.
- Nie wybaczyłam NAM - podkreśliłam ostatnie słowo, ponieważ nie tylko Louis zawinił. Ja byłam temu tak samo winna i nie mogłam myśleć inaczej.
- Wracaj szybko, Amy.
- Postaram się.
Uśmiechnęłam się lekko, ponieważ rozmowa z Louisem podniosła mnie na duchu. W tym momencie nie liczyło się dla mnie to, że nasze sprawy były pogmatwane i niczego nie byłam pewna, ale wystarczał mi jego głos. Słysząc go już było mi lepiej.
- Louis? - kocham cię, powiedziałam w myślach. - Wesołych świąt.
Usłyszałam jak chłopak się śmieje, po czym również życzył mi wesołych świąt. Rozłączyliśmy się równocześnie. Schowałam telefon do torebki, a następnie włożyłam ręce do kieszeni parki i wstałam z ławki. Stałam przez chwilę przed grobem Ryana, patrząc jak pojedynczy znicz oświetla nagrobek.
Poczułam, że temperatura powietrza spadła, a wiatr się zmógł, dlatego odwróciłam się i odeszłam do samochodu.

Jak tylko wróciłam do domu, poprosiłam tatę żeby zarezerwował mi lot powrotny. Mój ojciec był na tyle wyrozumiały, że nie pytał o powód, dlaczego tak szybko chcę opuścić Londyn. Powiedział, że załatwi to jutro, pod warunkiem, że zostanę przez resztę wieczoru z nim i Sam. Skończyliśmy w salonie z kubkami gorącej czekolady, a następnie zagraliśmy w Just Dance na xboxie. Dużo się śmialiśmy i miło spędziliśmy czas we trójkę, dzięki czemu mój ponury nastrój odszedł w zapomnienie.
Tej nocy, kiedy położyłam się w łóżku dopiero koło pierwszej, czułam się lepiej niż wcześniej. Wracałam do domu, do moich przyjaciół, a co najważniejsze znów zobaczę Louisa. Zasnęłam tym razem nie śniąc o niczym.

***

- Cieszę się, że nas odwiedziłaś, córeczko - powiedział tata i pocałował mnie w czoło.
Był poniedziałek i staliśmy w hali odlotów, czekając na mój lot do Londynu.
- Ja też się cieszę, nie myślałam, że spędzę z tobą i Sam tak miło czas - przyznałam szczerze.
- Pamiętaj, że możesz wracać tutaj w każdej chwili.
- Będę pamiętać, tato.
- Amy? - spojrzałam na ojca. - Przepraszam cię. Po śmierci twojego brata zawaliłem jako ojciec. Zapomniałem, że mam jeszcze córkę. Nie chcę jeszcze i ciebie stracić.
- Wybaczam. Nie stracisz, tato - powiedziałam i przytuliłam tatę.
Staliśmy tak, a ciepło ojca zapewniało mi poczucie bezpieczeństwa, którego dawno od niego nie otrzymałam. Zbliżyłam się z moim tatą przez te ostatnie dni i wierzyłam, że nasze relacje nie popsują się, kiedy już będę w Nowym Jorku. Z Sam również dobrze się dogadywałam i cieszyłam się, że Peter ma kogoś takiego. Myślę, że jest szczęśliwszy niż gdyby wciąż był z moją matką. Co do niej, próbowała się do mnie dodzwonić, ale za każdym razem odrzucałam połączenia. Nie chciałam z nią po prostu rozmawiać i nikt nie był w stanie przemówić mi do rozumu.
Usłyszałam, jak mój lot jest wywoływany. Tata pocałował mnie w czoło i życzył szczęśliwej podróży, a także prosił żebym dała mu znać, kiedy wyląduję. Pożegnaliśmy się, a ja odeszłam do bramek ciągnąc za sobą walizkę.
Siedząc w samolocie, czułam wypełniającą mnie siłę, do walki z wszelkimi przeciwnościami. Postanowiłam być silniejsza. Nie chciałam być już słabą Amy, która się tnie, kiedy nie daje rady. Obiecałam Harry'emu, a co najważniejsze sobie, że więcej nie sięgnę po żyletkę.
Nowy Jorku, wracam, powiedziałam w myślach, jak tylko samolot wzbił się w powietrze.

***
(Louis)

Od godziny siedziałem na hali przylotów. Czekałem na Amy, chociaż nie prosiła mnie, żebym po nią przyjechał, a jej samolot lądował dopiero za pół godziny.
Od czwartku chodzę jak nowo narodzony. Telefon od Amy, dał mi nadzieję, że może jeszcze wszystko między nami się ułoży i będzie dobrze. Wiem, że mi nie wybaczyła i jest wiele problemów do rozwiązania, ale sam fakt, że dziewczyna wraca, podnosi mnie na duchu. Idąc za radą moich przyjaciół, zdałem sobie sprawę, że muszę w końcu postawić wszystkie sprawy jasno, jednak czekam na odpowiedni moment, który nastąpi już wkrótce.
Siedząc na hali zacząłem zastanawiać się, jak Amy musiała się czuć po stracie brata. To był dla niej ogromny ból i dlatego nie była w stanie mi o tym powiedzieć. Odkąd wyjechała do Londynu, uświadomiłem sobie jak ważna dla mnie jest i byłbym pieprzonym dupkiem, gdybym zostawił to wszystko za sobą. Uzmysłowiłem sobie również, że muszę coś dla niej znaczyć, skoro tak bardzo ją zraniłem, że zdecydowała się wyjechać do ojca, kiedy nie chciała wcześniej tego robić.
Postanowiłem sobie, że wynagrodzę jej to wszystko i stanę się dla niej dobry. Od teraz nie liczy się dla mnie przeszłość. Przestałem myśleć, o tym jak bardzo zostałem zraniony przez Emily. Nie mogę żyć tym, co już było. Najważniejsza jest przyszłość, a ja zamierzam dzielić ją z Amy. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie nie rzuci mi się w ramiona, kiedy mnie zobaczy, ale nie odstąpię jej na krok. Będę przy niej już cały czas.
Donośny głos oznajmiający, że samolot z Londynu właśnie wylądował, wyrwał mnie z zamyśleń. Wstałem z krzesełka i kierując się za innymi przeszedłem w miejsce, gdzie wszyscy czekali na swoich bliskich. Rozglądałem się, nie chcąc przegapić idącej do wyjścia Amy, jednak tłum uniemożliwiał mi znalezienie drobnej sylwetki dziewczyny. W pewnym momencie straciłem cierpliwość i przepchałem się na sam początek.
Wtedy ją zobaczyłem. Szła z torbą na ramieniu i ciągnęła za sobą walizkę. Włosy miała spięte w luźnego koka, z którego wystawały pojedyncze kosmyki, jej twarz była pozbawiona makijażu, a oczy miała lekko zaspane, jednak dla mnie była najpiękniejsza na świecie.
W momencie, w którym Amy podniosła głowę do góry, nasze spojrzenia się spotkały. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, wyraźnie zdziwiona, że tutaj jestem, bo przecież nie mówiłem, że po nią przyjadę. Na jej ustach zaczął malować się nieśmiały uśmiech, jednak szybko zakryła go obojętną maską. Brunetka podeszła do mnie, a ja wyciągnąłem ręce, chcąc ją przytulić, ponieważ cholernie za nią tęskniłem, jednak ta w porę się ode mnie odsunęła.
Poczułem się, jakbym dostał w twarz, ale przypomniały mi się słowa Angeli, która mówiła mi, że Amy szybko mi nie wybaczy i będę cierpiał. Moja przyjaciółka zapewne miała rację, jednak ja byłem w stanie dla dziewczyny stojącej przede mną, przejść istne piekło.
- Proszę, nie. To zbyt boli - odpowiedziała na moją reakcję, a ja pokiwałem w zgodzie głową.
- Dobrze, że już wróciłaś. Tęskniłem - powiedziałem i wziąłem walizkę Amy, po czym ruszyliśmy do wyjścia.
- Ja też tęskniłam - powiedziała cicho, jednak sądząc po jej minie, miałem tego nie usłyszeć.
Jak tylko wyszliśmy uderzyło mnie zimowe powietrze i poczułem płatki śniegu na swojej głowie. Naciągnąłem kaptur na włosy, ponieważ dałem swoją beanie Amy.
- Uwielbiam śnieg - powiedziała dziewczyna i złapała na dłoń płatek śniegu. - Kiedy zaczęło padać?
- Dzień po twoim wyjeździe, tak sądzę. Pada prawie codziennie.
- Widać. Poszłabym teraz na łyżwy albo sanki.
Odnotowałem w pamięci żeby zabrać dziewczynę na taką zimową randkę. Doszliśmy do mojego Range Rovera i wrzuciłem walizkę do bagażnika, podczas gdy Amy szybko wsiadła na siedzenie pasażera. Wskoczyłem do samochodu i przekręciłem kluczyki w stacyjce. Włączyłem się do ruchu i ustawiłem ogrzewanie w aucie, ponieważ było ekstremalnie zimno.
- Widzę, że podoba ci się prezent urodzinowy - powiedziała Amy.
Początkowo nie wiedziałem o co jej chodzi, jednak później spojrzałem na breloczek wiszący przy stacyjce.
- Oczywiście, że się podoba. Dziękuję, kochanie - powiedziałem i rzuciłem szybki uśmiech w kierunku brunetki.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie nieśmiało i oparła głowę o szybę.
Dwadzieścia minut później byliśmy pod jej akademikiem. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy, poza kilkoma drobnymi pytaniami odnośnie spędzonych świąt.
Wziąłem walizkę Amy i zaniosłem ją na trzecie piętro do jej pokoju. Dziewczyna nie miała nic przeciwko, kiedy wszedłem do środka. Było pusto, ponieważ Angela pojechała z Harry'm za miasto do jego domku i mają wrócić dopiero jutro.
Obserwowałem, jak Amy zdejmuje kurtkę i buty. W końcu oparła się o biurko i spojrzała na swoje małe stopy.
- Dziękuję, że mnie odebrałeś. Nie musiałeś, naprawdę - powiedziała.
- Żaden problem, dobrze wiesz.
Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć czy zrobić, dlatego stałem i bawiłem się swoimi kluczami. Kiedy podniosłem wzrok napotkałem spojrzenie Amy. Przeszywała moją duszę na wylot, paliła czekoladowymi oczami. Nie wytrzymałem i podszedłem szybko do dziewczyny. Chwyciłem delikatnie w dłonie jej twarz i przycisnąłem wargi do jej. Amy odsunęła się ode mnie i pokręciła przecząco głową.
- Louis. Nie mogę. Przepraszam - powiedziała i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Wróć do mnie - zacząłem błagać.
Potrzebowałem jej dotyku, a tymczasem Amy była blisko mnie, a jednocześnie tak daleko. Wszystko we mnie rwało się żeby ją przytrzymać przy sobie, jednak nie miałem takiego prawa.
- Louis, nie jesteśmy razem.
- Proszę, przecież wszystko może być tak jak dawniej.
- Naprawdę nie mogę. Przepraszam. W mojej głowie wciąż widzę ciebie i Eleanor. Nie potrafię o tym zapomnieć – szepnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Okej. Okej. Ja... myślę, że powinien już pójść - powiedziałem.
Szybko wyszedłem z pokoju, jednak jakaś niewidzialna nić nie pozwoliła mi odejść. Zatrzymałem się przy drzwiach i oparłem się plecami o ścianę, a następnie odliczyłem do dwustu, rozważając co powinienem zrobić.

(Amy)

Zostałam sama w pokoju i przez chwilę patrzyłam się na drzwi, którymi przed chwilą wyszedł Louis.
Jestem kretynką, ponieważ poniekąd sama go wyrzuciłam.
Kiedy zobaczyłam go na lotnisku, czekającego na mnie, moje serce zabiło mocniej i jedyne co chciałam zrobić to rzucić się w jego ramiona i całować do utraty tchu. Zachowałam jednak powagę i unikałam kontaktu z Louisem, ponieważ wiem jak dużą kontrolę ma nad moim ciałem. Chciałam pomyśleć o tym, porozmawiać z nim o wszystkim na spokojnie, a wiedziałam, że jak Lou tylko mnie dotknie będzie mnie miał. Pod jego dotykiem jestem bezsilna, ulegam mu i nie potrafię realnie myśleć, ale jednocześnie potrzebuję tego jak powietrza.
Podeszłam do swojej walizki i zaczęłam się rozpakowywać. Nie chciało mi się segregować ubrań, dlatego wszystko zaniosłam do łazienki i wrzuciłam do kosza na pranie. Nie miałam dużo bagażu, więc kilka minut później skończyłam i włączyłam laptopa leżącego na biurku. Wpisywałam właśnie hasło, kiedy drzwi mojego pokoju otworzyły się. Odwróciłam głowę żeby zobaczyć Louisa idącego szybkim krokiem w moją stronę.
- Louis, co ty... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ usta chłopaka naparły na moje.
Chciałam się odsunąć, ale Louis złapał mnie mocno za biodra, skutecznie mnie unieruchamiając. Jego palce boleśnie wbijały się w moją skórę, a ja byłam pewna, że zostaną po nich ślady. W końcu poddałam się i odwzajemniłam pocałunek, pozwalając aby język Louisa złączył się z moim. Wplątałam swoje palce w jego włosy i pociągnęłam za nie, wywołując u chłopaka jęk, ponieważ lubił, kiedy to robiłam. Byliśmy plątaniną języków, nasze dłonie błądziły po naszych ciałach. Poznawaliśmy każdy swój centymetr, przypominając sobie o najdrobniejszym geście. Było cudownie czuć usta Louisa na mojej szyi czy dłonie wędrujące wzdłuż mojej talii. Tęskniłam za tym wszystkim, ponieważ nie czułam go od ponad trzech tygodni.
W końcu oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc. Oplotłam Louisa ramionami i przytuliłam się do niego próbując złapać oddech.
Kiedy się trochę uspokoiłam dotarło do mnie, że pozwoliłam Louisowi do siebie dotrzeć. Natychmiast się od niego odsunęłam i spojrzałam w jego pociemniałe niebieskie tęczówki.
- Louis, nie powinniśmy tego robić. Nie możemy tak po prostu odchodzić od siebie po wielkiej kłótni, a następnie myśleć, że jeden pocałunek wszystko naprawi.
Patrzyłam jak chłopak marszczy brwi, a następnie jego usta przywarły do mojej szyi. Brunet całował każdy jej najmniejszy milimetr wysyłając w dół mojego kręgosłupa przyjemne dreszcze.
- Wróciłaś, a mam wrażenie jakbyś była dalej niż będąc w Londynie - szeptał między pocałunkami.
Oparłam ręce o biurko ponownie się poddając przez czucie miękkich ust Louisa na swojej skórze.
- Jeśli mnie nie chcesz, zrozumiem. Powiedz jedno słowo, a wyjdę stąd teraz i nigdy nie wrócę - powiedział stanowczo. Moje serce zatrzymało się, ponieważ nie mogłam pozwolić mu odejść. - Wybór należy do ciebie, księżniczko.
Zamrugałam kilkakrotnie, ponieważ kochałam, kiedy nazywał mnie księżniczką, a następnie przyciągnęłam Louisa do siebie całując jego usta. Chłopak odebrał to jako zgodę, żeby został i posadził mnie na biurku stając pomiędzy moimi nogami. Całowaliśmy się bez przerwy, a jedyną rzeczą, o której myślałam było to, jak bardzo chciałabym kochać się z Louisem. Kierując się nagłym przypływem adrenaliny zaczęłam całować chłopaka wzdłuż linii jego szczęki, kierując się do płatka ucha, które lekko przygryzłam.
- Chcę się z tobą pieprzyć - szepnęłam.
- Nie.
Natychmiast odsunęłam się od Louisa i spojrzałam na niego podejrzliwie. Odrzucił mnie, a ja czułam jakbym dostała w twarz.
- Nie chcesz mnie?
- Oczywiście, że chcę. Pragnę się z tobą kochać, nie pieprzyć - powiedział i kciukiem pogładził mój policzek.
O boshe, uwielbiam go, pomyślałam i pocałowałam chłopaka.
Louis wziął mnie na ręce i zaprowadził nas do mojego łóżka, na którym delikatnie mnie położył. Następnie cofnął się o krok, aby ściągnąć swoje buty i kurtkę, która została rzucona na podłogę. Kiedy chłopak znalazł się pomiędzy moimi nogami, podniosłam się i przeciągnęłam jego bluzkę przez głowę. Przygryzłam wargę, napawając się niesamowitym widokiem, jakim był jego umięśniony tors.
- Zdejmij bluzkę - powiedział Louis, a ja go posłuchałam i chwilę później moja bluzka leżała na ziemi koło reszty ubrań.
Brunet przeskanował głodnym wzrokiem moje ciało, a następnie złączył nasze usta. Poczułam jego duże dłonie na swojej talii, a później palce chłopaka odnalazły guzik moich jeansów. Szybko go rozpiął i ściągnął moje spodnie, pozostawiając mnie w samej bieliźnie. Nie pozostałam mu dłużna i wsunęłam palce pod gumkę jego szarych dresów, zsuwając je z jego długich chudych nóg, tak że miał na sobie tylko bokserki.
Louis przysunął się do mnie bliżej opierając dłonie po obu stronach mojej głowy. Jego usta ssały moją szyje i obojczyk, a moje nogi owinęły się wokół jego ciała chcąc mieć go jak najbliżej siebie. Nasze krocza się dotykały i czułam jaki jest już twardy w swoich bokserkach. Kiedy wgryzł się w moją szyję jęknęłam głośno i przejechałam paznokciami w dół jego pleców.
Chłopak odsunął się ode mnie, tylko po to żeby kucnąć przede mną i jednym ruchem ściągnął moje majtki. Jego palce musnęły moją kobiecość i Louis wydał z siebie niski pomruk zadowolenia.
- Już jesteś mokra, kochanie - szepnął i otarł się o moje ciało, przyciskając swoje krocze do mojego.
Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, ponieważ czułam to tak dobrze, a Louis jeszcze się we mnie nie znalazł. Dłonie chłopaka przeniosły się na tył moich pleców i odpięły mi stanik. Wplątałam palce we włosy Louisa i przyciągnęłam go do pocałunku. Nasze języki szybko się ze sobą złączyły, a ja po prostu kochałam to kiedy się całowaliśmy. Brunet masował moje piersi i pozostając w bokserkach wykonywał powolne pchnięcia swoimi biodrami, celowo mnie drażniąc.
- Louis... - odezwałam się nie chcąc dłużej przeciągać tego co miało nadejść.
- Co jest księżniczko? - zapytał i pocałował mój rozkoszny punkt tuż pod uchem.
- Proszę, przestań już mnie drażnić - wyszeptałam cicho.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Pocałował mnie czule w usta i odsunął się ode mnie. Podniosłam się na swoich łokciach i obserwowałam jak chłopak zdejmuje swoje czarne bokserki. Jego penis uderzył mu w brzuch, a ja przygryzłam wargę, ponieważ był taki duży.
- Masz prezerwatywę?
- Yup - odpowiedział i schylił się do swoich spodni, by wyjąć z nich srebrną paczuszkę.
- Zawsze nosisz je przy sobie?
- Z przyzwyczajenia - odpowiedział i odwrócił wzrok, jakby wstydził się tego co powiedział.
- Och, okej.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - zapytał, kiedy rozrywał opakowanie prezerwatywy.
- Chcę.
Obserwowałam jak Louis nakładał gumkę na swojego penisa i musiałam przyznać, że wyglądał podniecająco, kiedy to robił. Następnie ustawił się członkiem tuż przy moim wejściu i spojrzał mi w oczy.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać - powiedział, chcąc dać mi jeszcze możliwość rezygnacji, na co przewróciłam oczami.
- Boshe, po prostu to zróbmy.
Usta Louisa odnalazły moje w momencie, w którym jego penis wszedł we mnie. Nie znalazł się całkowicie, jednak ja jęknęłam, ponieważ dawno tego nie czułam. Chłopak wysunął się ze mnie, a kiedy pokiwałam głową, że może kontynuować, wbił się we mnie cały. Złączyłam nasze usta razem i oddałam się przyjemności, kiedy Louis zaczął się we mnie poruszać. Jego powolne, ale głębokie pchnięcia sprawiały, że zaczęłam cicho jęczeć. Owinęłam nogi wokół jego pasa chcąc czuć go jeszcze bliżej, a swoje usta przeniosłam na jego szyję. Ssałam i przygryzałam miejsce tuż nad jego obojczykiem, sprawiając, że będzie ono widoczne dla każdego.
- Kurwa - powiedziałam drżącym głosem, kiedy uderzył we mnie mocno do samego końca, ponieważ to było czuć tak dobrze.
- Czy to dobre uczucie? - zapytał i potarł nosem o mój.
Wydałam z siebie jęk, co było potwierdzeniem dla Louisa. Chłopak wchodził we mnie i wychodził utrzymując jedno tępo. W pewnym momencie głośno krzyknęłam z rozkoszy i chciałam zakryć ręką swoje usta. Brunet mi na to nie pozwolił i złączył nasze palce razem, dłonie przenosząc nad moją głowę. Całowaliśmy się, kiedy Louis poruszał się we mnie, a ja czułam cudowne ciepło budujące się w dole mojego kręgosłupa. Wiedziałam, że chłopak też jest blisko, ponieważ jego ruchy stały się szybsze i bardziej niedokładne. Dłoń Louisa ujęła mój policzek, a niebieskie oczy wpatrzyły się we mnie. Głośno dyszeliśmy, wydając z siebie pojedyncze jęki.
- Louis, jestem...
- Dojdź razem ze mną, kochanie - szepnął Louis i wbił się we mnie głęboko.
Krzyknęłam jego imię, a moje paznokcie wbiły się w skórę pleców Louisa, a następnie przejechałam nimi w dół. Kilka pchnięć później oboje doszliśmy w idealnym zsynchronizowaniu. Odrzuciłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy przeżywając swój orgazm. Louis położył głowę na moim ramieniu, kiedy wszedł we mnie ostatni raz. Zatrzymał swoje ruchy i wyjęczał moje imię.
Gdy doszliśmy do siebie Louis wysunął się ze mnie. Zużytą prezerwatywę zrzucił na podłogę, a ja jedyne co mogłam zrobić to leżeć na plecach z szerokim uśmiechem na twarzy, kiedy mój oddech wracał do normy. Louis położył się koło mnie i przyciągnął mnie do swojej piersi. Pocałował mnie w czoło, a ja mogłam przysiąc, że byłam w niebie.
- Wszystko okej? - zapytał gładząc moje włosy.
- Mhmmm - mruknęłam i przytuliłam się do chłopaka.
Leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę i gdyby nie to, że Louis się poruszył, myślę że mogłam już zasnąć.
- Tak bardzo jak kocham się z tobą przytulać, muszę wziąć prysznic.
- Prawdopodobnie nie mogę się teraz ruszyć.
Przekręciłam się na bok, puszczając Louisa. Chłopak wyszedł z łóżka i zaśmiał się. Obserwowałam jego tył, kiedy szedł do łazienki zbierając po drodze wszystkie porozrzucane rzeczy.
Uśmiechnęłam się do siebie i zamknęłam oczy. Byłam wyczerpana i zadowolona jednocześnie. Uprawiałam seks z Louisem.
Jakiś czas później usłyszałam, jak chłopak wyszedł z łazienki. Zgasił światło i położył się w łóżku. Leżałam bokiem, dlatego przyciągnął mnie do siebie przytulając mnie na łyżeczki i przykrył nas kołdrą. Czułam jego ciepły oddech na skórze mojej głowy.
- Kochanie, śpisz? - zapytał cicho.
Nie odezwałam się i wciąż leżałam z zamkniętymi oczami. Louis wziął moje milczenie za odpowiedź i pocałował mnie w tył głowy.
- Bądź ze mną na zawsze.
Uśmiechnęłam się na te słowa. Zasnęłam będąc ponownie w swoim ulubionym miejscu na ziemi, myśląc o tym, że wszystko może być już tylko lepsze.

***

Obudziłam się, ponieważ było mi ekstremalnie gorąco. Szybko zorientowałam się, kto spowodował u mnie tak wysoką temperaturę. Louis spał przytulony do mnie, a właściwie oplatał mnie niczym bluszcz. Jego ramiona były owinięte wokół mojej talii, a nogę miał przerzucona przez moje udo.
Odsunęłam się kawałek wyswobadzając się ze szczelnego uścisku i spojrzałam na śpiącego chłopaka. Wyglądał tak niewinnie, a na jego twarzy malował się uśmiech. Włosy Louisa rozrzucone były na poduszce, a ja jedyne o czym myślałam, to chęć zatopienia w nich palców, ponieważ uwielbiałam to robić, tylko po to, aby usłyszeć jego pełen zadowolenia pomruk. Powstrzymałam się jednak, nie chcąc go budzić. Zsunęłam kołdrę chcąc wyjść z łóżka i przez przypadek odsłoniłam ciało Louisa, ubrane tylko w bokserki. Zobaczyłam malinkę nad jego obojczykiem, a także czerwone ślady na plecach, spowodowane moimi paznokciami. I wtedy do mnie dotarło.
Uprawiałam seks z Louisem i zrobiłam to całkowicie świadomie. Poczułam nagłą nieśmiałość, kiedy odtwarzałam w głowie każdy nasz ruch. Sama zaproponowałam seks, kiedy jeszcze kilka godzin wcześniej nie zamierzałam ulegać dotykowi chłopaka.
Wstałam z łóżka i przeszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Właściwie nie był szybki i wyszłam z kabiny prysznicowej dopiero po pół godzinie, kiedy moje palce były pomarszczone od wody. Wysuszyłam ręcznikiem włosy i ubrałam czarne dresy i szarą luźną bluzkę. Rozczesałam włosy i umyłam zęby. Starałam się nie patrzeć na siebie w lustrze, jednak kiedy to się stało, nie spodziewałam się, zobaczyć uśmiechu na swoich ustach.
Wyszłam z łazienki i usiadłam na łóżku koło śpiącego Louisa. Wzięłam swój telefon nie chcąc go budzić i zaczęłam przeglądać tumblra. Była dopiero dziesiąta rano, więc wiedziałam, że Louis obudzi się nie wcześniej niż za godzinę.

Tak jak się spodziewałam Lou otworzył oczy, kiedy było parę minut po jedenastej. Przeciągnął się, a następnie jego spojrzenie spotkało moje. Uśmiechnął się do mnie, jednak ja pozostałam obojętna. Nie wiedziałam co myśleć.
- Coś się stało? - zapytał i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Nic.
- Amy?
- Nie powinniśmy tego robić - powiedziałam szybko. Zabrakło mi odwagi żeby spojrzeć na Louisa, dlatego spuściłam wzrok.
- Oboje tego chcieliśmy - przypomniał mi i próbował mnie objąć.
- To niewłaściwe. Ostatnim razem wyzwałeś mnie od suki, następnie wyrzuciłam cię z mojego życia, a teraz przespaliśmy się ze sobą. Nawet nie byliśmy i nie jesteśmy razem.
- Dawniej nie miałaś problemu z tym, że nie jesteśmy razem.
- Cóż, teraz mam. To popieprzone. Nie wiem kim jesteśmy i boję się, że pewnego dnia polegniemy w tym i nie będzie już dla nas ratunku - każde słowa, jakie mówiłam były moimi wypowiedzianymi na głos myślami. Czułam się dobrze, że chociaż raz nie musiałam tłumić tego w sobie.
- Obiecuję ci, że nic nas nie zniszczy.
- Nie wiem czy dalej chcę w to brnąć.
- Co? - oczy Louisa ogarnęła panika, której nie mogłam zrozumieć. - Chcesz mnie zostawić?
- Nigdy tak naprawdę nie byłam twoja ani ty mój, Louis - zauważyłam.
- Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza...
- Tak jak ty dla mnie - powiedziałam cicho, nie chcąc by chłopak to usłyszał.
Złapałam głowę w swoje dłonie i pociągnęłam za jeszcze wilgotne włosy. Ta rozmowa sprawia, że czuję się niespokojna i mogę się rozpłakać, kiedy któreś z nas powie o kilka słów za dużo.
- Żałujesz, że ze mną spałaś? - zapytał Louis po długiej ciszy milczenia.
Spojrzałam szybko na niego i zastanowiłam się nad odpowiedzią. Odtworzyłam w głowie każdą minutę, kiedy się kochaliśmy i uśmiechnęłam się do siebie.
- Właściwie, to nie.
Louis musnął nosem mój policzek, a następnie położył nas na łóżku. Przytulił mnie do siebie i pocałował w czubek głowy, jak robił to zawsze, gdy chciał dodać mi otuchy.
- Nie myśl o tym. Wszystko się ułoży - zapewnił mnie, a ja mu uwierzyłam i wtuliłam się w jego umięśniony tors.
Leżeliśmy tak ciało przy ciele i czułam, że w tym momencie wszystko jest we właściwym miejscu. Zawsze kiedy znajdowałam się w ramionach Louisa wszystkie problemy odchodziły, a ja byłam szczęśliwa i nie musiałam się niczym martwić.

- Nauczymy, czego? - zapytałam jakiś czas później, przypominając sobie o piosence, którą napisał dla mnie Louis.
- Co?
- Twoja piosenka - wyjaśniłam.
- Słuchałaś jej?
- Znam ją już na pamięć. O co chodziło z tamtym wersem?
- Kiedy nauczymy się, że jesteśmy tylko my? Nie liczy się Eleanor, Sam, Ryan czy ktokolwiek inny. Najważniejsi jesteśmy my i nikt nie powinien stanąć między nami.
Kocham go, powiedziałam bezgłośnie i złączyłam nasze usta w czułym leniwym pocałunku. 

____________________

Loumy znów razem! (:
Cieszycie się? Jeśli tak zostawcie po sobie komentarz (:
ps. w poniedziałek czeka na Was niespodzianka na blogu! (:

6 komentarzy: