piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 14. Jeśli ci na mnie zależy puść mnie i pozwól mi teraz odejść!


- Więc po co tu przyszedłeś? - zapytałam czując rosnącą we mnie irytację.
- Źle mi się śpi bez ciebie.
- Jakoś wcześniej dawałeś sobie radę - odpyskowałam i odwróciłam się do chłopaka plecami.
Poczułam jak Louis przekręca się na bok i przytula mnie od tyłu. Moja złość, pod wpływem jego dotyku, prawie znika. Czasem jestem na siebie zła, że ten chłopak ma na mnie taki wpływ. Zawrócił mi w głowie.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Coś się stało? - szepnął mi do ucha.
- O co chodzi? - syknęłam i odwróciłam twarz w stronę Louisa. Było ciemno, więc nie widziałam go, jednak byłam pewna, że patrzy się na mnie. - Chodzi o Eleanor. Mam dość, że ciągle się wokół ciebie kręci i zawsze nam w czymś przeszkadza.
- To dla mnie nic nie znaczy.
- Nie obchodzi mnie to. Nienawidzę jej i nienawidzę tego, że się do ciebie zbliża, rozumiesz?
- Amy, ale my nie jesteśmy razem - stwierdził Louis. Poczułam jak rana w moim sercu pogłębia się.
- Więc czym jesteśmy? - zapytałam, jednak w tym momencie żałowałam, że to powiedziałam, ponieważ boję się odpowiedzi. Ponownie odwróciłam się do Louisa plecami.
- Nie wiem.
- Nie rozumiem cię. Umawiasz się ze mną na randki, całujesz, mówisz mi te wszystkie urocze rzeczy.
- Posłuchaj mnie, dobrze? Nie bawię się w związki, mówiłem ci, że nie są dla mnie.
- Czyli jesteśmy przyjaciółmi z przywilejami? - zakpiłam. Ta rozmowa coraz bardziej mnie dobija.
- Jesteśmy czymś więcej - powiedział spokojnie Louis i pocałował moje nagie ramię.
- Cokolwiek.
Louis już nic nie powiedział. W mojej głowie roiło się od różnych pogmatwanych myśli. 'Czymś więcej' , co to znaczy? Czy jest coś pomiędzy związkiem, a przyjaźnią? Cokolwiek to jest, nie jestem pewna czy chcę się na to godzić.
Leżałam spokojnie starając się usnąć. Moje powieki stawały się coraz cięższe i powoli odpływałam do krainy Morfeusza.
- Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz - wyszeptał Louis i pocałował mnie w skroń.

***

Obudziło mnie światło wpadające do pokoju. Było mi za gorąco, ponieważ leżałam w szczelnym uścisku Louisa. Chłopak spał spokojnie uśmiechając się przez sen. Zauważyłam teraz, że ma na sobie tylko czarne spodenki. Jego tułów był odkryty, więc mogłam się przyglądać jego tatuażom na rękach. Podobało mi się to, jednak chyba nie byłabym w stanie znieść bólu wiążącego się ze zrobieniem tatuaży.
Wyplątałam się z uścisku Louisa i podniosłam się z łóżka. Poszłam do łazienki ubrać się i umyć. Kiedy wróciłam do pokoju Lou wciąż spał. Postanowiłam nie budzić chłopaka. Sprawdziłam w telefonie godzinę, była dwunasta. Zaburczało mi w brzuchu, więc zdecydowałam się zejść na dół na śniadanie.
Kiedy weszłam do kuchni, zastałam w niej Harry'ego, Angelę i Eleanor. Na tę ostatnią nie zwróciłam uwagi, tylko podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej mleko. Do miski wsypałam płatki i zalałam je mlekiem.
- Możesz mi też zrobić - zawołał do mnie Harry. Zaśmiałam się i pokazałam mu środkowy palec.
Wzięłam miskę i usiadłam obok Harry'ego przy kuchennej wyspie. Zaczęłam mieszać łyżką w płatkach.
- Jak się spało, Amy? - zapytała słodko Eleanor.
Opuściłam łyżkę, nawet nie zaczynając jedzenia. Spojrzałam na dziewczynę siedzącą naprzeciwko mnie. Eleanor uśmiechała się do mnie miło. Wiedziałam, że ten uśmiech jest udawany, jednak nie miałam pojęcia o co może jej chodzić. Zlustrowałam wygląd dziewczyny i wszystko do mnie dotarło. Eleanor siedziała w czarnej koszulce z napisem 'Black Sabbath'. To ta sama koszulka, którą miał na sobie wczoraj Louis. A jeśli to jego koszulka, a ona dopiero wstała... Pieprzyli się, jestem tego pewna.
Nagle odechciało mi się wszystkiego. Nie chciałam już jeść, śmiać się, nawet żyć. Wiem, że tak jak ujął to Louis 'nie jesteśmy razem', zabolało mnie to bardziej niż powinno. Czułam się oszukana, zdradzona i wykorzystana.
- Właściwie nie jestem głodna. Weź te płatki - powiedziałam cicho i przesunęłam miskę w stronę Harry'ego.
Chłopak ucieszył się i podziękował mi. Wstałam z krzesła i ruszyłam ku drzwiom wyjściowym. Z kurtki wyjęłam słuchawki i podłączyłam do telefonu. Otworzyłam szybko drzwi i zobaczyłam stojącego w nich Ashtona.
- Cześć mała - przywitał mnie z uśmiechem na twarzy.
- Cześć i cześć - odpowiedziałam szybko i wyszłam z domu.
Włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam muzykę. Zerknęłam na wyświetlacz. Pierwsze w kolejności było The Pretty Reckless – Make Me Wanna Die.
Nie znałam okolicy, jednak zdecydowałam się iść wydeptaną leśną ścieżką na lewo od domu. Nie wiem jak długo szłam, jednak po pewnym czasie zobaczyłam mały staw z pomostem. Weszłam na niego. Podeszłam do barierki na samym końcu i usiadłam na deskach opierając się o metalowe rurki.
Nie było tak chłodno jak wczoraj. Wpatrywałam się w taflę jeziora. W moich uszach grała muzyka, a głowa była wyjątkowo pusta. Nie chciałam o niczym myśleć. Patrzyłam się tylko w wodę, w której odbijały się drzewa i chmury. Było tu tak spokojnie.

Poczułam jak pomost się ugina. Wystraszyłam się i przeniosłam wzrok na zbliżającą się do mnie osobę. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że to tylko Josh. Podszedł do mnie i usiadł obok obejmując ramieniem. Wyjęłam słuchawki i oparłam głowę o jego ramię.
- Długo tu siedzisz? - spytał po dłuższej chwili milczenia.
- Nie wiem, która godzina?
- Parę minut po czwartej - co? Siedzę już tu prawie cztery godziny. - Amy co się stało?
- Louis pieprzył się z Eleanor.
- Skąd ten pomysł? - zapytał wyraźnie zdziwiony Josh.
- Rano była w samej jego koszulce - odparłam.
- I sądzisz, że się pieprzyli? - pokiwałam głową. - Wiesz, mam teraz na sobie koszulkę Caluma, a nie uprawialiśmy seksu od środy.
- Nie pomagasz mi Josh - burknęłam.
To nie mógł być przypadek, że Eleanor była w koszulce Louisa. Najbardziej boli mnie to, że po tym jak się pieprzyli, Louis przyszedł do mnie i zaczął mówić te wszystkie słodkie rzeczy.
- Chcemy dzisiaj powiedzieć, że spotykamy się z Calumem - powiedział po kilku minutach Josh.
- Naprawdę? Super, cieszę się - opowiedziałam i uśmiechnęłam się do swojego przyjaciela.
- Myślisz, że to zaakceptują?
- Oczywiście, że tak. Jesteśmy jacy jesteśmy, Josh. To nasza sprawa, a jeśli ktoś nie potrafi się z tym pogodzić, to jego problem, nie twój. Myślę, że wszyscy zaakceptują twój związek.
- Denerwuję się trochę. Muszę zapalić - powiedział śmiejąc się.
Josh wyjął z kurtki paczkę papierosów. Podał mi ją. Wyjęłam jednego papierosa i zapaliłam go. Chłopak zrobił to samo. Siedzieliśmy w ciszy. Czułam dym w płucach, kiedy się zaciągałam. Josh zaczął robić kółka z dymu, a ja podziwiałam to, ponieważ sama nie potrafiłam. Mocno się zaciągnęłam i rozchyliłam usta pozwalając dymowi samemu wylecieć.
Siedzieliśmy tak prawie godzinę. Zaczęło się ściemniać i znacznie się ochłodziło.
- Wracajmy - powiedział Josh.
Wstał i wyciągnął do mnie rękę podciągając mnie do góry. Ruszyliśmy ścieżką w stronę domu.

Kiedy wróciliśmy poszłam do kuchni. Nalałam sobie do kubka kawy z ekspresu i oparłam się o blat. Piłam gorący napój, który rozgrzewał moje zmarznięte kości.
Wszyscy pozostali byli w salonie. Postanowiłam, że za parę minut do nich dołączę. Było mi trochę głupio, ponieważ przyjechałam tu spędzić miło weekend z przyjaciółmi, a nie udzielałam się towarzysko.
- Gdzie byłaś? - zapytał mnie Louis.
Dopiero teraz zorientowałam się, że jest w tym samym pomieszczeniu co ja. Opierał się z założonymi rękami o futrynę.
Przypomniała mi się scena z dzisiejszego poranka. Pieprzył się z Eleanor. Pieprzył się z Eleanor. Pieprzył się z Eleanor. W mojej głowie rozbrzmiewało ciągle to jedno zdaniem. Jeszcze wczoraj uważałam, że jestem zakochana w tym uroczym, uśmiechniętym brunecie, jednak teraz czułam do niego nienawiść. Nie rozumiem po co spędza czas ze mną, a później idzie pieprzyć się z tą suką. Spojrzałam na chłopaka. Nie mogłam tu dłużej zostać. Mam tego dość.
Odstawiłam pusty kubek do zlewu i podeszłam do wyjścia z kuchni. Minęłam obojętnie Louisa, nie odpowiadając na jego pytanie i poszłam do salonu.
Na stole stały butelki po piwie, Zayn coś opowiadał, a cała reszta śmiała się z tego co mówił. Stanęłam przy drzwiach.
- Angela? Harry? - zawołam ich.
Odwrócili się do mnie i wstali z kanapy. Wiedzieli, że chcę z nimi porozmawiać, więc zaprowadzili mnie do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na parę.
- Harry, wiem, że to twój weekend i tak dalej. Nie chcę go ci psuć. Jednak nie czuję się najlepiej i chciałabym wrócić do domu.
- Coś się stało? - zapytała równocześnie z Harrym Angela.
- Nie, tylko po prostu nie chcę psuć wam zabawy swoim złym samopoczuciem. Przepraszam.
- Jest w porządku. Nic się nie martw. Jesteśmy przecież przyjaciółmi i wszystko rozumiemy. Źle się czujesz, może jesteś chora, więc nie ma sprawy, jedź do domu - powiedział Harry i posłał mi pokrzepiający uśmiech. Są tacy wyrozumiali.
- Jak wrócisz do Nowego Jorku? - zapytała Angela.
- Zapytam Ashtona czy mogę się z nim zabrać.
- W porządku, ale teraz chodź jeszcze posiedzieć z nami przez chwilę - powiedział Harry.
- Okej. Przepraszam, że tak wyszło.
Harry powiedział, że mam się już zamknąć, bo gadam głupoty. Podszedł do mnie i mnie przytulił, a później wyszedł z pokoju, oczekując mnie i Angeli w salonie za dwie minuty.
- Chodzi o Louisa i Eleanor? - zapytała Angela. Pokiwałam smutno głową. - Ona się do niego klei, nic więcej.
Nie odpowiedziałam nic. Angela nie zorientowała się, że koszulka, w której była rano Eleanor należy do Louisa.
- Będzie dobrze, chodźmy na dół - dodała po chwili i obejmując mnie ramieniem wyprowadziła z pokoju.

Przez kolejną godzinę siedziałam ze wszystkimi w salonie. Wokół mnie toczyły się rozmowy, jednak nie brałam udziału w żadnej z nich. Siedziałam cicho czekając na powrót do akademika.
- Na mnie już pora - powiedział Ashton i podniósł się z sofy.
- Mogę się zabrać z tobą? - zapytałam.
Mój przyjaciel zgodził się i zaoferował się, że pójdzie po moją torbę. W tym czasie pożegnałam się ze wszystkimi, z wyjątkiem Eleanor i Louisa, tłumacząc, że źle się czuję i chyba będę chora, dlatego wracam.
Ubrałam kurtkę i wyszłam z domu. Ashton czekał już na mnie w samochodzie. Stanęłam na pierwszym stopniu, kiedy usłyszałam otwierane za mną drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Louisa. Podszedł do mnie próbując mnie przytulić, jednak ja się odsunęłam.
- Amy - zaczął błagalnie. - Co się stało?
- Zależy ci na mnie? - zapytałam unikając odpowiedzi na jego pytanie.
- Zależy i to bardzo.
- Nie widać. Wiesz co? Zabrałeś mnie na randkę, całowałeś się ze mną, kilka razy zrobiłeś mi palcówkę, mówiłeś czułe słówka... To nic nie znaczyło, prawda? Bawiłeś się tylko.
- O czym ty mówisz?
- Idź się dalej pieprzyć z Eleanor. Mnie w to nie mieszaj. Nie jesteśmy 'czymś więcej' , to była tylko twoja gra. Zaufałam ci, a ty okazałeś się zwykłym dupkiem.
- Amy, to nie prawda - zaczął się tłumaczyć.
Louis podszedł do mnie i złapał za nadgarstek. Chciałam się mu wyrwać, jednak był silniejszy.
- Puść mnie.
- Amy, porozmawiajmy na spokojnie, proszę. Zależy mi na tobie - błagał.
- Jeśli ci na mnie zależy puść mnie i pozwól mi teraz odejść! - krzyknęłam.
Poczułam jak po raz kolejny nóż wbija mi się w serce, kiedy Louis puścił moją dłoń.
Szybko odeszłam i weszłam do samochodu. Ashton ruszył, a ja widziałam załamanego, pełnego smutku chłopaka, który stał na ganku. Kiedy Ashton zaczął cofać samochód z podjazdu zobaczyłam jak Louis się ocknął. Wyraz jego twarzy wciąż był pełen żalu, jednak malowała się na niej również złość.
- Chcesz pogadać? - zapytał Ashton.
- Nie, po prostu jedźmy.
- Jak coś, wiesz że jestem.
Ostatnie co zobaczyłam, to widok Louisa uderzającego pięścią w ścianę domu.
Odjechałam z Ashtonem w kierunku Nowego Jorku, opuszczając chłopaka, którego kocham bez wzajemności. Czułam, że zaraz się rozpadnę. Nie płacz, powiedziałam sobie w myślach.

***

Półtorej godziny później Ashton podjechał pod akademik. Wyjął moją małą walizkę z bagażnika. Zapewniłam go, że sobie z nią poradzę. Pożegnałam się z przyjacielem i poszłam na górę do swojego pokoju.
Gdy tylko otworzyłam drzwi, rzuciłam walizkę w kąt. Powiesiłam kurtkę na wieszaku i zdjęłam trampki.
Ponownie poczułam się jak dwudziestego siódmego lutego. Ponownie poczułam się jak dwa miesiące temu. Ponownie poczułam się samotna.
Wiedziałam co muszę zrobić.
Weszłam do łazienki. Otworzyłam szafkę pod zlewem. Wyjęłam różowe plastikowe pudełeczko. Potrząsnęłam nim przy uchu. Zastukało coś w środku. Usiadłam pod ścianą. Wyjęłam z pudełka metalowy przedmiot. Żyletka.
Uśmiechnęłam się do metalowego ostrza. Podwinęłam lewy rękaw bluzy. Spojrzałam na swoją rękę. Były na niej widoczne stare blizny.
Odkąd przyjechałam tutaj pocięłam się raz i to na samym początku. Ból jaki odczuwałam po stracie Ryana minął. Przez prawie dwa miesiące żyłam pełnią życia. Nie dla swojego brata. Dla siebie. Postanowiłam zacząć od początku i nie czuć już bólu.
Dzisiaj to wszystko wróciło. Rana w moim sercu pogłębiła się rozrywając je na pół. Myśl, że Louis spał z Eleanor, a później przyszedł do mnie mówiąc mi jak wiele dla niego znaczę, sprawiała, że miałam ochotę umrzeć. Zabawił się mną, a ja mu na to pozwoliłam wierząc, że nie jest takim dupkiem, jakim był zanim mnie poznał. Musiałam to zrobić. Ból niszczący mnie od środka był najgorszą torturą. Musiałam się go pozbyć, tnąc się.
Popatrzyłam na żyletkę, a później na rękę. Przyłożyłam metalowe ostrze do nadgarstka, przyciskając je do skóry i przejechałam po niej. Zasyczałam z bólu. Odzwyczaiłam się od tego uczucia. Spojrzałam na rękę. Z podłużnej linii zaczęła wypływać krew. Wykonałam jeszcze jedno cięcie, a później kilka kolejnych.
Moją rękę zdobiło sześć linii, z których leciała krew. Położyłam ją na podłodze, brudząc kafelki czerwoną cieczą. Pieczenie w nadgarstku nasiliło się, a ból, który odczuwałam w swoim sercu znikł. Przynajmniej na chwilę. Tego było mi trzeba.
Spłynęła mi jedna łza. Nie płakałam. Płacz ma wiele znaczeń. Jedna łza oznacza tylko cierpienie.
Wstałam z zimnych kafelek. Rozebrałam się szybko i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i stanęłam pod zimnym strumieniem. Woda zmyła krew z moich ran, przez co stałam w różowej kałuży. Nie myłam się. Stałam tylko pod wodą, która moczyła moje ciało.
Kiedy zaczęłam trząść się z zimna zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Wytarłam się ręcznikiem brudząc go trochę krwią i ubrałam się w piżamę. Owinęłam nadgarstek bandażem, wytarłam krew z kafelek sprzątając dowody mojego czynu. Wrzuciłam swoje ubrania i zakrwawiony ręcznik do pralki i wyszłam z łazienki.
Nie miałam siły rozpakowywać teraz swojej walizki, zrobię to rano.
Podeszłam do łóżka. Zobaczyłam leżąca na nim szarą bluzę Louisa. 'Weź ją, wyglądasz w niej lepiej', powiedział mi jakiś czas temu. Chwyciłam materiał w dłonie i rzuciłam się na łóżko. Wtuliłam nos w ubranie. Bluza wciąż pachniała Louisem.
I wtedy już nie wytrzymałam. Tama puściła, a ja rozpłakałam się jak małe dziecko. Łzy leciały mi strumieniami mocząc moją twarz i szary materiał.
Słyszałam jak mój telefon dzwoni raz po raz. Przyszło mi też kilka wiadomości, jednak nie zwracałam na to uwagi. Wciąż płakałam czując cholerną pustkę. Byłam sama. Bez Louisa.

____________________
czytasz = komentujesz (:

4 komentarze:

  1. Jezu świetne :( z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial mam nadzieje ze bedzie jak nakszybciej

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wytrzymam do piątku. 😭😭😭

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże, ale geniusz to napisał. Naprawdę Cię podziwiam, ta historia jest niesamowita. Kocham to. Nie doczekam następnego rozdziału. Mam nadzieję, że wkrótce się pogodzą i Amy będzie szczęśliwa. (:

    OdpowiedzUsuń
  4. jezu dziewczyno to jest genialne! oby kolejny rozdział był jak najszybciej i nigdy się nie kończyło! <3

    OdpowiedzUsuń