-
Kiedy miałaś ostatnio okres? - zapytał łagodnym, ale jednocześnie
poważnym tonem. Zamrugałam kilkakrotnie i byłam pewna, że z
przerażenia zrobiłam się cała blada.
-
Kurwa - wyszeptałam tylko.
________
(Amy)
-
Amy? Wszystko w porządku? Zrobiłaś ten test?
Po
tym jak zdałam sobie sprawę, że od początku września nie miałam
okresu Louis poszedł do apteki kupić mi test ciążowy. Od trzech i
pół miesiąca nie miałam miesiączki i nawet tego nie zauważyłam.
Fakt, byłam bardzo zapracowana i nie zwracałam na to uwagi, ale
myśl o tym, że mogę być w ciąży była dziwna. Od pięciu minut
siedziałam na brzegu wanny patrząc na leżący na pralce patyczek,
który specjalnie położyłam odwrotną stroną, ponieważ nie
chciałam widzieć wyniku.
-
Amy? - Louis ponowił próbę kontaktu ze mną. Byłam pewna, że
opiera się o drzwi łazienki, co robił zawsze, kiedy ja byłam zła
i się tutaj zamykałam, a on mnie przepraszał.
-
Nie spojrzę na to. Nie jestem w ciąży - powiedziałam na głos
wypowiadaną w myślach mantrę.
-
Wchodzę.
Drzwi
się otworzyły, a do środka wszedł Louis. Uklęknął przede mną
i położył jedną rękę na moim kolanie. Drugą złapał mnie za
brodę i zmuszając żebym na niego spojrzała.
-
Wszystko będzie okej, tak? - powiedział, a ja oczywiście pokiwałam
głową na zgodę.
Chłopak
wstał i podszedł do pralki. Rzucił na kafelki instrukcję
dołączoną do opakowania testu ciążowego, a następnie spojrzał
na trzymany w dłoni patyczek. Na jego twarzy pojawiło się
przerażenie, które sekundę później zostało zastąpione
szczęśliwym uśmiechem. Dostrzegłam również, że jego oczy
zrobiły się zaszklone.
-
Myślę, że powinniśmy zacząć urządzać pokoik dla dziecka.
Louis
rzucił test na podłogę i podszedł do mnie. Ukucnął przede mną
i położył głowę na moich kolanach, przykładając rękę do
mojego brzucha.
-
Tam jest nasze maleństwo - wyszeptał.
Nasze
spojrzenia się spotkały i widząc łzy w oczach Louisa zdałam
sobie sprawę, że również płaczę.
Będziemy
rodzicami.
Ta
myśl mnie przerażała. Za jakiś czas miałam zostać matką, a ja
nie wiedziałam, jak mam się odnaleźć w tej roli. Oczywiście nie
raz zajmowałam się Ryanem, Magie czy Toby'm, ale to będzie moje
dziecko. Dzieci płaczą, są nieznośne i słodkie jednocześnie, a
ja nie wiem czy dam radę sprostać takiemu wyzwaniu. Nigdy nie
myślałam o tym, że kiedyś założę rodzinę, ale świadomość
biegającej po domu małej kopii Louisa sprawiała, że moje serce
biło mocniej. Dam radę, ponieważ to będzie dziecko Louisa. Nasze
dziecko, które będzie miało najbardziej kochających rodziców na
świecie. Chcę mu zapewnić jak najlepsze życie i będę zawsze dla
niego, kiedy będzie mnie potrzebowało. Postaram się być dobrą
matką i wiem, że mi się to uda, ponieważ jest ze mną mój
narzeczony i dzięki temu stworzymy najszczęśliwszy dom dla naszego
maluszka.
Nieświadomie
wypuściłam z siebie szloch, tym samym niepokojąc Louisa. Chłopak
złapał moją twarz w obie dłonie i pomału zaczął scałowywać
łzy z moich policzków.
-
Hej, nie płacz. Wszystko będzie dobrze, obiecuję - powiedział i
przycisnął wargi do mojego czoła.
-
Będziemy rodzicami, Louis. Będziemy mieli dziecko - wyszeptałam i
nagle przerażenie zostało zastąpione szczęściem.
Zarzuciłam
mu ręce na szyję, a chłopak podniósł mnie do góry. Owinęłam
nogi w jego pasie i wtuliłam twarz w złączenie szyi.
-
Potrzebujesz czegoś, kochanie? - zapytał, kiedy wyszedł ze mną na
rękach z łazienki.
-
Chcę spać.
Louis
spełnił moje życzenie i zaniósł mnie do sypialni. Położył
mnie na łóżku i odszedł do okna zasłonić rolety. Była dopiero
piąta po południu, jednak emocje i wszystko wzięło nade mną górę
i naprawdę potrzebowałam snu.
-
Zostaniesz ze mną? - zapytałam nie chcąc żeby Louis mnie
zostawiał.
-
Oczywiście, kochanie.
Brunet
zrzucił koszulkę, a następnie zdjął swoje czarne obcisłe
spodnie i położył się obok mnie na łóżku. Wyciągnął lewą
rękę, dając mi znać, że mogę się do niego przytulić, a
później przykrył nas kołdrą. Położyłam głowę na jego klatce
piersiowej i przez chwilę rysowałam palcem kontury jego tatuaży na
prawej ręce. Zmarszczyłam brwi, gdy zauważyłam wytatuowaną małym
druczkiem datę przy złączeniu jego łokcia: '02.09.14'. Była
jeszcze zaczerwieniona, więc musiał go zrobić kilka dni temu.
-
Co to za data? - zapytałam i przycisnęłam palec po miejsca, w
którym był tatuaż.
-
Dzień w którym się w tobie zakochałem - powiedział patrząc mi
prosto w oczy, które były pełne miłości.
-
Kocham cię - wyznałam czując się najszczęśliwszym człowiekiem
na Ziemi.
-
Kocham cię, moja księżniczko. Kocham was oboje.
Uśmiechnęłam
się i wtuliłam się w pierś mojego narzeczonego. Chłopak otoczył
mnie ramieniem przyciągając bliżej siebie i składając pocałunek
na czubku mojej głowy. Zasnęłam przy miarowym biciu serca Louisa.
Byłam w moim ulubionym miejscu na świecie. W ramionach chłopaka,
którego kocham. W moim osobistym domu.
***
Dwa
dni później miałam wizytę u lekarza. Wzięłam wolne, ponieważ
miałam wstawić się w klinice w samo południe. Louis również nie
poszedł do pracy, bo koniecznie musiał być w tym czasie ze mną.
Właściwie to się cieszyłam, bo jego obecność dodawała mi
otuchy.
Zostałam
wywołana do gabinetu doktor Marin. Oboje wstaliśmy i weszliśmy do
środka. Moja lekarka kazała położyć mi się na łóżku i
podciągnąć koszulkę do biustonosza. Następnie rozsmarowała na
moim brzuchu zimny żel i rozpoczęła badanie.
-
Wszystko w porządku? - zapytał Louis, kiedy doktor Marin przez
dłuższy czas nie odzywała się i obserwowała uważnie ekran
komputera. Mój narzeczony cały czas trzymał mnie za rękę i
kreślił kółka na zewnętrznej stronie mojej dłoni.
-
Wszystko wskazuje na to, że jest to jakiś piętnasty tydzień -
powiedziała.
Szybko
cofnęłam się wstecz i zdałam sobie sprawę, że zaszłam w ciążę
dosłownie w dniu naszych zaręczyn. Zawsze brałam tabletki
antykoncepcyjne, ale będąc zbyt podekscytowaną wywiadem z Justinem
Bieberem zapomniałam wziąć ich do Nowego Jorku. Właściwie jakby
w ogóle zapomniałam, że powinnam je zażyć.
-
Czy z dzieckiem wszystko w porządku? - zapytaliśmy z Louisem
równocześnie i posłaliśmy sobie uśmiech.
-
Właściwie... - zaczęła doktor Marin, a zaniepokojony tym słowem
Louis natychmiast jej przerwał.
-
Coś nie tak?
-
Będziecie mieć bliźniaki.
Otworzyłam
szeroko usta będąc w całkowitym szoku. Miałam w głowie wizję
jednej małej kopii któregoś z nas, ale nie dwóch. Byłam
przerażona takim obrotem sprawy, ale przecież i nawet jeśli
będziemy mieli dwoje dzieci za jednym razem nie oznacza to, że będę
któreś mniej kochać.
-
Może być ciekawie - powiedział Louis również będąc w wielkim
szoku.
(Louis)
30
maja 2019
Nigdy
bym nie pomyślał, że można być tak kurewsko przerażonym i
podekscytowanym jednocześnie. Była dziewiąta wieczorem. Amy już
spała, jednak ja nie byłem jeszcze ani trochę senny. Po ucałowaniu
dziewczyny w czoło wyszedłem z naszej sypialni. Po kolei zaszedłem
do dwóch dziecięcych pokoików. Uśmiechnąłem się na myśl o
tym, jak trzy miesiące temu sprzeczaliśmy się o to, na jaki kolor
pomalować ściany. Ostatecznie Amy zdecydowała, że w pokoju
naszego synka będzie zielony, a ja wybrałem jasny fiolet do pokoju
naszej córeczki. Moja narzeczona była w dziewiątym miesiącu ciąży
i mogła urodzić w każdej chwili. Wiem, że była zmęczona, często
nie mogła spać w nocy i mówiła, że wygląda, jak słoń i po
porodzie będzie miała rozstępy. Nie uważałem jej za grubą, w
końcu nosiła nasze dzieci i nawet z tym cholernie wydętym brzuchem
wciąż była dla mnie piękna. Wiedziałem, że gdyby miała te
wszystkie pozostałości po ciąży i tak będę ją kochał,
ponieważ dla mnie jest idealna w każdym calu.
Zgasiłem
światło w korytarzu i przeszedłem do salonu. Włączyłem
telewizor i x-boxa, a następnie uruchomiłem Fifę'19. Uwielbiałem
w nią grać godzinami. Liam tworząc całą grafikę przeszedł
samego siebie, a efekt był nieziemski. Położyłem nogi na stoliku
do kawy, na którym leżały dziesiątki magazynów ślubnych.
Mieliśmy się pobrać z Amy we wrześniu, a dokładniej drugiego.
Wspólnie wybraliśmy tę datę, ponieważ tego dnia będzie równe
pięć lat odkąd się w sobie zakochaliśmy i kochamy do dziś.
Stresuję się trochę ślubem i całą uroczystością i gdyby ktoś
pięć lat temu zapytał mnie co będę teraz robić nigdy nie
powiedziałbym, że zakładałbym rodzinę. W życiu nigdy nie wiesz
co cię spotka, a na miłość nigdy nie mamy wpływu. Ja na pewno
nie miałem, ponieważ mój sen stał się rzeczywistością, a ja
wpadłem po uszy, kiedy spojrzałem w te czekoladowe oczy Amy, które
błyszczą się dla mnie wciąż w taki sam sposób, jak wtedy gdy
pocałowałem ją po raz pierwszy.
Rozłożyłem
się wygodniej na sofie i wybrałem drużyny. Korzystając z okazji,
że gram na konsoli za przeciwnika wybrałem sobie LA Galaxy, w
którym grał Harry i również był w grze. Tylko w taki sposób
mogłem skopać mu tyłek, ponieważ nie grając dwa lata wyszedłem
z wprawy i teraz to mój przyjaciel był najlepszym piłkarzem.
Rozegrałem cztery mecze, każde wygrywając, kiedy doszedł mnie jej
przerażony głos.
-
Louis - Amy nie krzyczała, ale wiem, że gdyby mogła zrobiłaby to.
Natychmiast
odrzuciłem pada na bok i sądząc po głośnym uderzeniu, musiał
spaść na podłogę. Zerwałem się z kanapy i pobiegłem do naszej
sypialni. Amy siedziała na łóżku trzymając się na brzuch, a w
jej oczach lśniły łzy.
-
Chyba się zaczęło - powiedziała, a później zgięła się z
bólu, gdy przeszedł ją potężny skurcz.
Wziąłem
głęboki oddech chcąc się opanować.
-
Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą - powiedziałem
kurewsko spanikowany.
Nawet
nie pamiętam, jak znaleźliśmy się w szpitalu. Jechałem jak
wariat, łamiąc tysiące przepisów. Gdy tylko dotarliśmy na
miejsce lekarze zajęli się Amy, a ja pobiegłem za nimi do sali.
Nie wiem ile to wszystko trwało, ale wszystkie pielęgniarki,
lekarze chodzący wokół Amy irytowali mnie, jak kurwa. Stałem,
siedziałem przy jej łóżku, na którym leżała i trzymała mnie
mocno za rękę. Kiedy przechodził ją skurcz jej ucisk był nawet
bolesny i byłem zdziwiony, że ta drobna dziewczyna ma w sobie tyle
siły. Amy momentami krzyczała, chwilami głośno oddychała lub z
jej ust wychodziły nieludzkie jęki. Była wycieńczona, jej oczy
były szkliste, twarz oblana potem i byłem pewien, że wyglądałem
podobnie. Byłem zły, że nie mogę nic zrobić by jej pomóc.
Momentami mówiłem jej różne głupie rzeczy, które miały ją
podnieść na duchu, ale wiem, że gówno dawały i gdybym mógł
cały ten ból wziąłbym na siebie, byle tylko Amy nie musiała się
tak męczyć. W pewnym momencie aparatura, do której była
podłączona zaczęła szybciej pikać, a w sali zrobił się jeszcze
większy chaos. Coś się działo z dziećmi albo z moją narzeczoną,
a ja nie mogłem być przy boku Amy, ponieważ zostałem wyrzucony
przez jednego z pielęgniarzy na korytarz.
Bałem
się. Tak kurewsko się bałem, że coś może pójść nie tak.
Starałem się odgarnąć złe myśli, chociaż one nie przestawały
napływać do mojego mózgu. Zostałem wyrzucony z sali porodowej,
ponieważ pojawiły się jakieś jebane komplikacje. Nie wiedziałem,
co dokładnie, ale byłem przerażony, że któreś z mojej
najukochańszej trójki może odejść. Właściwie nie byłem pewien
czyjej straty obawiałem się bardziej. Nie, Amy nie mogłaby mnie
zostawić. Umarłbym bez niej, wszystko straciłoby sens. Moje dzieci
miały przyjść na świat i wspólnie z ich matką miałem je
wychować. Nie było innej możliwości, jak to, że będziemy
wszyscy razem we czwórkę.
Osunąłem
się na najbliższe krzesło na korytarzu i złapałem się za głowę.
Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do moich przyjaciół.
Minęła
chyba godzina, może dłużej, a drzwi za którymi znajdowała się
Amy wciąż się nie otworzyły. Odchodziłem od zmysłów, ponieważ
dlaczego do kurwy to wszystko trwało tak długo. Siedziałem ze
spuszczoną głową tępo patrząc na moje vansy. Miałem ochotę
wejść do sali dowiedzieć się, co się dzieje, jednak zanim
zdążyłem się podnieść, usłyszałem odgłos kroków szybko
zbliżających się w moją stronę. Podniosłem wzrok i zobaczyłem
Angelę. Moja przyjaciółka była ubrana w szare dresy i parę
czarnych conversów. Jej oddech był nierównomierny, co świadczyło,
że musiała się spieszyć.
-
Hej - powiedziała, jak tylko usiadła obok mnie i ucałowała w
policzek.
-
Hej - odpowiedziałem i oparłem głowę na dłoniach.
-
Coś wiadomo?
-
Nie. Jakąś jebaną godzinę temu wyrzucili mnie z sali i teraz te
chuje nie dają znaku życia! - warknąłem, będąc całkowicie
złym, że nie miałem pojęcia co się teraz dzieje z moją Amy. -
Boshe, co jeśli któreś z nich...
Mój
głos się załamał i nie zdołałem dokończyć. Angela zrozumiała
do czego zmierzałem i natychmiast mnie przytuliła. W tym momencie
byłem pieprzoną ciotą, że załamywałem się przed dziewczyną,
ale na swoje usprawiedliwienie brałem to, że przerażenie o utracie
ukochanych osób wzięły górę.
-
Wszystko będzie dobrze. Amy jest silna, tak? Wszystkie wyniki ma
dobre, dzieci są zdrowe. Po prostu poród czasem tyle trwa. Wiem co
mówię.
-
Nie mogę jej stracić, jest dla mnie najważniejsza. Kocham ją -
wyszeptałem.
-
Nie stracisz. Obiecuję.
-
Angela, wracaj do domu. Nie ma sensu żebyś siedziała tu ze mną -
powiedziałem pół godziny później. Było już po północy i nie
chciałem żeby moja przyjaciółka zarywała z mojego powodu noc,
którą powinna spędzić z mężem i dzieckiem
-
Jest okej. Od tego są przyjaciele, żeby być z tobą w trudnych
chwilach.
-
Harry wrócił z Miami? - zapytałem choć trochę chcąc odejść od
otaczającej mnie rzeczywistości.
-
Tak, został z Jasonem - Angela uśmiechnęła się promiennie na
myśl o swoim półrocznym synku. Razem z Amy byliśmy jego rodzicami
chrzestnymi i często spędzaliśmy z nim czas. Był cudownym
maluchem o zielonych oczach i dołeczkach w policzkach, dokładnie
takich samych jak u Harry'ego.
-
Jak to jest być rodzicem? - zapytałem nagle.
Właściwie
od czasu, kiedy dowiedziałem się o ciąży nie przyłożyłem do
tego większej uwagi. To znaczy byłem podekscytowany, że będziemy
z Amy mieli dzieci. Jednak wiem, że to duży obowiązek. Będę
musiał włożyć wszelkie siły w ich wychowanie, tak aby wyrosły
na porządnych ludzi. Dzieci są słodkie, urocze, ale też
humorzaste i często płaczą. Nie byłem pewien czy sobie z tym
poradzę, tym bardziej gdy staną się już nastolatkami i wtedy nie
będzie tak łatwo.
-
To najcudowniejsza rzecz na świecie - powiedziała moja przyjaciółka
i spojrzała na wygaszacz w swoim telefonie, na którym miała
zdjęcie Harry'ego i malutkiego Jasona. - Oczywiście często nie mam
siły i marzę o przynajmniej jednym wolnym dniu, ale później zdaję
sobie sprawę, że nie wytrzymałabym pięciu minut bez Jasona. Kiedy
na niego patrzę, a on na mnie, moje serce się zatrzymuje, ponieważ
wiem, że ten malutki chłopczyk, który nie jest jeszcze świadomy
świata darzy mnie bezgraniczną miłością. Każdy jego ruch, to
jak się zmienia jest dla mnie czymś niesamowitym. Jason jest moim
małym słoneczkiem, nadzieją na kolejny dzień.
-
Myślisz, że poradzę sobie w roli ojca?
-
Tommo, spójrz na mnie. Czy rok temu widziałbyś mnie w roli matki?
- pokręciłem przecząco głową mając na twarzy bezczelny uśmiech.
- Byłam przerażona zmienianiem pieluch, karmieniem, wszystkim. Ale
dałam sobie radę. Oczywiście miałam chwile słabości, ale zawsze
był ze mną Harry. Louis, jestem przekonana, że będziesz świetnym
ojcem.
-
Taaa - westchnąłem i spojrzałem na drzwi. - Dlaczego to wszystko
tyle trwa?
Dokładnie
w tym momencie wyszedł lekarz w białym fartuchu. W ręku trzymał
kartotekę i wyglądał na porządnie zmęczonego. Wstałem i szybko
podszedłem do niego.
-
Co z Amy? Co z dziećmi? Wszystko dobrze? Już po? - zarzuciłem
lekarza pytaniami, a ten się uśmiechnął.
-
Spokojnie, panie Tomlinson. Już po wszystkim. Ma pan dwójkę
uroczych dzieci.
Poczułem
jak łzy wypełniają moje oczy, bicie serca przyspiesza, a mnie
zalewa ulga i olbrzymie szczęście.
-
Mogę ich zobaczyć?
Lekarz
skinął głową na znak zgody i odszedł do swojego gabinetu.
Cofnąłem się do tyłu i przytuliłem z całych sił Angelę.
-
Puszczaj mnie głupku - zaśmiała się, a ja odsunąłem się od
mojej przyjaciółki.
-
Jestem tak kurewsko szczęśliwy, przysięgam Angela.
-
Wiem. Mówiłam, że wszystko będzie dobrze - dziewczyna otarła łzy
z mojej twarzy. - Idź do Amy, zadzwonię jutro, a teraz wrócę do
domu, okej?
-
Dzięki, że jesteś - powiedziałem przyjaciółce na pożegnanie.
-
Zawsze, Lou.
-
Jak damy im na imię?
Trzymałem
na rękach malutką dziewczynkę delikatnie kołysząc ją do snu.
Miała na główce kilka brązowych włosków i niebieskie oczy w
dokładnie takim samym odcieniu, jak moje. Już teraz wiedziałem, że
będzie córeczką tatusia. Uśmiechnąłem się do dziecka, kiedy
złapało mój mały palec w swoją drobną piąstkę.
-
Luke - powiedziała Amy.
Leżała
na szpitalnym łóżku karmiąc naszego synka. Również miał
brązowe włosy, a czekoladowe tęczówki były identyczne jak jego
mamy. Zgodziłem się na propozycję Amy, chociaż byłem pewien, że
nie miałbym prawa głosu. Zastanowiłem się chwilę nad imieniem
dla naszej córki. Spojrzałem na dziewczynkę, która smacznie spała
w moich ramionach. Jej powieki lekko drgały i miały kolor
jasnoróżowej lilii. Była śliczna.
-
Lily -powiedziałem i spojrzałem na Amy.
Uśmiechnęła
się szczęśliwa i pokazała wolną ręką żebym usiadł koło
niej. Położyłem Lily i Luke'a w ich szpitalnych kołyskach, a
później zająłem miejsce, koło dziewczyny, którą kocham. Amy
położyła głowę na mojej piersi i przytuliła się do mnie.
-
Mogłabym teraz umrzeć - powiedziała spokojnie, a ja spojrzałem na
nią zszokowany.
-
O czym ty kurwa mówisz? - krzyknąłem ściszonym głosem nie
wierząc w to co usłyszałem.
-
Mam wszystko, o czym mogłabym marzyć. Jestem szczęśliwa.
-
Nie waż się więcej tak mówić, rozumiesz? Ja też jestem
szczęśliwy - dodałem łagodniej i złożyłem miękki pocałunek
na jej skroni.
-
Nigdy nie myślałam, że tyle osiągnę w życiu. Miałam depresję
i kiedy postanowiłam rozpocząć nowe życie poznałam chłopaka,
który sprawił, że odżyłam. Kocham go bardzo mocno i mimo tych
wszystkich przeszkód, które były na naszej drodze jestem
szczęśliwa, że wpadłam patrząc w jego oczy. Nigdy nie czułam
się tak dobrze, jak przez ostatnich kilka lat. Uratowałeś mnie,
Lou.
W
oczach dziewczyny błyszczały łzy, które spłynęły po jej
policzkach, dlatego szybko je starłem pocałunkami.
-
Kocham cię, księżniczko - powiedziałem patrząc prosto w oczy Amy
i mogłem przysiąc, że widziałem w nich te sam błysk co lata
temu.
-
Kocham cię, Louis - odpowiedziała, a następnie złączyłem nasze
usta całując dziewczynę powoli, słodko, wkładając w to całą
swoją miłość jaką ją darzę.
24
grudnia 2024 (Lily i Luke - 5 lat)
-
Tatusiu! Wstawaj!
Poczułem
dwie pary stóp na swoim brzuchu i jęknąłem w bólu. Przetarłem
zaspane oczy i spojrzałem na Lily i Luke tulących się do mojego
ciała. Potargałem im włosy, na co dzieci zachichotały.
-
Co tam? - zapytałem i miałem nadzieję, że szybko się ich pozbędę
ze swojego łóżka i będę mógł jeszcze chwilę pospać.
-
Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli i rzucili się na mnie
zarzucając swoje małe rączki na szyję.
-
Dziękuję. Teraz dajcie mi spać.
Zrzuciłem
Lily, która kurczowo się mnie trzymała. Z zamkniętymi oczami
próbowałem wymacać ręką Amy, ale strona jej łóżka była
zimna.
-
Tatusiu! - spojrzałem na Lily, która patrzyła na mnie swoimi
przenikliwymi niebieskimi oczami. Robiła dokładnie to samo co ja,
gdy chciałem kogoś do czegoś zmusić. Była do mnie taka podobna.
-
Co chcesz?
-
Mamy dla ciebie niespodziankę!
-
Nie może poczekać? - sprawdziłem godzinę w telefonie. - Jest
dziesiąta rano!
-
Nie! - wykrzyknął Luke i uderzył mnie swoją małą piąstką w
ramię, a następnie razem ze swoją siostrą zaczęli się śmiać.
-
No chodź - błagali ciągnąc moje ręce do góry, tak żebym się
podniósł.
Wypuściłem
z siebie gniewny okrzyk, ale w końcu wyszedłem z łóżka.
Poprawiłem swoje krótkie spodenki, w których spałem i będąc
ciągniętym przez dwójkę moich dzieci zostałem zaprowadzony do
kuchni. Uśmiechnąłem się szeroko widząc stół z przygotowanym
dla mnie śniadaniem. Obok stała Amy opierając się o wyspę
kuchenną i patrzyła na naszą trójkę z lekkim uśmiechem na
twarzy. Lily podbiegła do niej, a moja żona schyliła się żeby
wysłuchać, co mała szepcze jej na ucho. Zaśmiała się i podała
naszej córeczce kolorową kartkę. Dziewczynka podeszła do mnie i
podała mi ją. Był to rysunek przestawiający całą naszą
czteroosobową rodzinę z napisem 'Wszystkiego najlepszego tatusiu!'.
Podziękowałem dzieciom i ukucnąłem przed nimi przytulając ich
mocno do siebie. Luke zapiszczał, a Lily zaśmiała się głośno.
Byli cudownymi dziećmi i nie sprawiały żadnych kłopotów.
Kochałem spędzać z nimi czas i patrzeć, jak uczą się nowych
rzeczy. Pamiętam swoją radość, gdy okazało się, że pierwszym
słowem Lil było 'tata', z kolei Amy cieszyła się, że Luke
pierwsze, co powiedział to 'mama'. Po kilku minutach tulenia się do
mnie, dzieciaki znudziły się i odbiegły do swoich pokoi.
Wstałem
i podszedłem do Amy. Miała na sobie jeansy, które w seksowny
sposób opinały jej tyłek i czarny T-shirt. Jej włosy były
krótsze niż kilka lat temu i rozjaśnione na końcach. Była tak
samo piękna, jak wtedy w pokoju Angeli, gdy zobaczyłem ją po raz
pierwszy, jeśli nie piękniejsza. Objąłem ją w pasie przyciągając
do swojej piersi i trąciłem nosem jej policzek.
-
Wszystkiego najlepszego - powiedziała i pocałowała mnie w usta.
Uśmiechnąłem
się przez pocałunek i chwilę później pogłębiłem go. Złączyłem
nasze usta i posadziłem Amy na blacie, tak że obejmowała mnie
nogami w pasie. Zachichotała, gdy włożyłem ręce pod jej bluzkę
i złapałem jej pełne piersi. Jej dłonie ciągnęły mnie za
włosy, a ja kochałem jak to robiła. Odsunęliśmy się od siebie,
gdy oboje byliśmy bez tchu.
Amy
sięgnęła za siebie i podała mi ozdobne pudełko. Przewróciłem
oczami, ponieważ mówiłem jej, że ma nie wydawać na mnie
pieniędzy, ale ona i tak nigdy nie słuchała. Otworzyłem prezent i
moim oczom ukazał się srebrny zegarek Rolex'a.
-
Mówiłem ci coś - zacząłem, ponieważ to było ekstremalnie
drogie, chociaż oboje i tak dobrze zarabialiśmy i mogliśmy sobie
na to pozwolić, ale jednak.
-
Nie możesz mi po prostu podziękować?
-
Oczywiście, że ci podziękuję - powiedziałem unosząc w znaczącym
geście brwi do góry, na co się zaśmiała.
-
W to nie wątpię.
-
Nie możesz odwołać tej imprezy?
-
Co? Nie!
Westchnąłem
poddany. Amy wymyśliła, że z okazji moich trzydziestych urodzin
urządzi dla mnie dużą imprezę. Będzie cała nasza grupa
mieszkająca w LA, Josh i Calum, tata Amy z Sam i Ryanem, a także
mój ojciec z dziećmi i Hannah. Miała przylecieć też moja mama i
zostać na święta, ale jej mąż złamał nogę, więc musieli
zostać w Doncaster. Oczywiście cieszyłem się spędzeniem urodzin
z moimi wszystkimi bliskimi, ale wystarczyłaby mi tylko kolacja z
żoną i dziećmi.
-
Będzie super - powiedziała podekscytowana, więc kim musiałbym
być, żeby psuć jej humor.
-
Możemy wrócić do łóżka? Muszę podziękować ci za prezent.
Kuchnię
ogarnął śmiech Amy, ale głęboki pocałunek utwierdził mnie w
przekonaniu o jej zgodzie, dlatego złapałem ją za uda i zaniosłem
do naszej sypialni.
2
czerwca 2034 (Lily i Luke - 15 lat)
-
Znowu skopałem ci tyłek!
Odrzuciłem
pada na bok i wyrzuciłem w górę ręce ciesząc się z kolejnego
zwycięstwa w Fifę. Luke posłał mi wkurzone spojrzenie i wstał z
kanapy. Patrzyłem jak idzie do kuchni i chwilę później wraca z
dwoma puszkami coli. Wróciłem dzisiaj wcześniej do domu, ponieważ
wieczorem miałem razem z Amy pojawić się na jakiejś ważnej gali.
Zostałem nagrodzony w jakimś konkursie na najlepszą wytwórnię w
Stanach Zjednoczonych i byłem cholernie z tego dumny. Moja firma
cieszyła się wielką popularnością i największe gwiazdy chciały
nagrywać u mnie swoje albumy.
-
Rewanż? - zapytałem Luke'a, gdy usiadł obok mnie.
Wziąłem
od niego napój i włączyliśmy grę. Kolejny mecz wygrał mój syn,
na co powiedziałem mu, że specjalnie pozwoliłem sobie przegrać.
-
Gdzie mama? - zapytał chwilę później.
-
Na zebraniu w szkole. Twoja siostra ma przejebane za te wszystkie
ucieczki z lekcji. Właśnie, gdzie ona jest?
-
Na imprezie z Darcy i Jasonem.
-
Ty nie poszedłeś?
-
Nie. Wychodzę później ze swoją grupą na skatepark.
Wzruszyłem
tylko ramionami i zacząłem grać. Kiedy moje dzieci urodziły się
myślałem, że najgorszym okresem będzie pierwsze kilka lat, ale
dopiero teraz, gdy są nastolatkami zaczęły się prawdziwe
problemy. Lily jest dokładnie jak ja. Wszędzie jej pełno, lubi
robić wszystkim wkoło głupie żarty, kocha imprezy i mogłaby nie
chodzić do szkoły, tak samo jak ja w jej wieku. Jest też bardzo
emocjonalna, jednak wszystko skrywa za grubą maską, a kiedy jest
zraniona wścieka się, ponieważ to jej mechanizm obronny. Dobrze
się z nią dogaduję, bo tylko ja mogę przemówić jej do rozsądku,
ale to wcale nie oznacza, że Amy nie ma z Lily dobrego kontaktu.
Dużo rozmawiają i często chodzą na wspólne zakupy. Gdyby nie
różnica wieku powiedziałbym, że są jak siostry.
Luke
jest jak jego matka. Jest skryty, spokojny i spędza dużo czasu w
domu oglądając filmy lub grając na gitarze. Oczywiście wcale to
nie oznacza, że jest frajerem i osobą aspołeczną. Trzyma się
swojej małej grupy, z którą się spotyka i wtedy wcale nie czytają
Biblii. Ostatnio nie mogłem przestać zwijać się ze śmiechu, a
Amy o mało nie dostała zawału, gdy zobaczyliśmy rano przy
śniadaniu naszego syna z malinkami na szyi i na kacu po
wcześniejszej imprezie.
Zatrzymałem
grę, gdy usłyszałem odgłos zatrzaskiwanych drzwi wejściowych, a
następnie krzyki mojej córki.
-
Nie, Darcy! Nawet nie broń swojego głupiego brata! Jest dupkiem i
nienawidzę go!
Zobaczyłem
jak Lily przechodzi koło salonu razem z Darcy, córką Harry'ego i
Angeli i idzie do swojego pokoju.
-
Cześć wam - przywitała się Darcy, a następnie zaczęła dalej
mówić do swojej przyjaciółki. - Oboje jesteście takimi idiotami,
przysięgam.
-
Wiesz co Darcy? Wracaj na imprezę. Chcę zostać sama.
-
Jesteś pewna?
-
Tak.
Usłyszałem
trzask drzwi, co oznaczało, że Lily zaszyła się w swoim pokoju.
Darcy przeszła koło nas i zatrzymała się żeby zagadać do
Luke'a.
-
Pokłóciła się z Jasonem? - zapytałem dziewczynę. Darcy pokiwała
tylko głową, a po tym, jak umówiła się z Lukiem, że dołączy
wieczorem do niego na skateparku wyszła z naszego mieszkania.
-
Stawiam dziesięć dolców, że Jason pojawi się tu w ciągu godziny
- powiedział Luke i wyciągnął rękę w moją stronę.
-
Przyjmuję - przeciąłem nasze dłonie i wstałem z kanapy.
Wyrzuciłem
pustą puszkę po coli do kosza na śmieci i zrobiłem dwie gorące
czekolady z piankami marshmallow. Niosąc gorący napój podszedłem
do pokoju Lily i nogą zapukałem do jej drzwi. Musiałem odczekać
pełną minutę zanim moja córka raczyła je otworzyć i wpuścić
mnie do środka. Była zapłakana i nie odzywała się, tylko usiadła
na swoim dużym łóżku. Postawiłem kubki na stoliku nocnym i
usiadłem obok niej.
-
Co się stało księżniczko? - zapytałem i spojrzałem na nią.
-
Nie mów tak na mnie, tato. Mam piętnaście lat - powiedziała Lily
i otarła ręką łzy.
-
Zawsze będziesz moją księżniczką, tak samo jak twoja mama.
-
Tato, dlaczego to musi być takie trudne?
Lily
rozpłakała się, a ja rozłożyłem swoje ramiona i pozwoliłem jej
się przytulić. Głaskałem jej plecy i czułem jak moja koszulka
robi się mokra od łez.
-
O co wam poszło? - zapytałem, gdy Lily trochę się uspokoiła.
Odsunęła
się ode mnie i oparła się o zagłówek swojego łóżka
przyciągając nogi do piersi. Wziąłem kubek gorącej czekolady, a
drugi podałem córce. Napiliśmy się równocześnie i zaśmialiśmy
się, ponieważ zrobił nam się czekoladowy wąs.
-
Na tej imprezie Jason nie zwracał na mnie uwagi, więc zaczęłam
rozmawiać z Ollim. Wiedziałam, że go tym wkurzyłam, bo on zawsze
jest zazdrosny i nienawidzi go najbardziej na świecie. Oczywiście
nie zrobiłabym tego, gdybym wiedziała, że Jason na moich oczach,
zaznaczam celowo, pocałuje Jesy. Boli mnie cholernie, że to zrobił
i jest największym dupkiem i nienawidzę go z całego serca.
-
Mówisz, że nienawidzisz go, a kochasz, mam rację?
-
Tak. Co mam robić? Zależy mi na nim i nie chcę go stracić.
-
Musicie porozmawiać o swoich uczuciach. Nie bój się mu tego
powiedzieć. Uwierz mi, że jeśli oboje pozostajecie w
nieświadomości, że drugie go kocha, będzie wiele nieporozumień -
powiedziałem, przypominając sobie długą drogę pełną przeszkód
pomiędzy mną a Amy.
-
Chciałabym, żeby Jason pokochał mnie, tak jak ty mamę.
-
Nawet nie wiesz, jak trudne były nasze początki. Ale kocham ją
każdego dnia mocniej. Kiedyś zrozumiesz, że nie warto czekać na
czyjś pierwszy krok i nie należy się niczego bać. Lepiej
powiedzieć coś i zostać zranionym teraz, niż cierpieć później.
-
Więc jest nadzieja dla mnie i Jasona?
-
Jasne, że jest. Byłem największym dupkiem, a twoja mama została
ze mną i jest do dziś.
-
To cudowne widzieć was zakochanych tak bardzo, jakbyście byli
nastolatkami.
-
To prawda, tacy jesteśmy - powiedziałem.
Rozmawiałem
chwilę z Lily, a kiedy usłyszałem, że Amy wróciła, przytuliłem
córkę i wyszedłem z pokoju. Zaniosłem kubki do kuchni i wrzuciłem
je do zmywarki. Wróciłem do salonu i zobaczyłem Amy siedzącą z
Lukiem, który pytał się jej co powinien ubrać na wieczór,
ponieważ razem z jego grupą miała iść dziewczyna, która mu się
podobała i chciał zrobić na niej dobre wrażenie. Dołączyłem do
nich i wciągnąłem moją żonę na kolana. Pocałowałem ją w
szyję na co zachichotała i wróciła do rozmowy z synem. Luke
opowiedział jej o kolejnej kłótni Lily z Jasonem, na to co ta się
trochę zmartwiła, ale wyszeptałem jej do ucha, że wszystko będzie
dobrze i wiem, że mi uwierzyła. Sam w to wierzyłem. Zależało mi
na szczęściu moich dzieci, ponieważ były moim szczęściem. One i
Amy.
Dziesięć
minut później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Luke wstał i chwilę
później zobaczyliśmy idącego do pokoju Lily Jasona. Przyszedł do
nas się przywitać, jednak musiałem grać troskliwego ojca, dlatego
posłałem mu mordercze spojrzenie.
-
Wisisz mi dziesięć dolców - powiedział zadowolony z siebie Luke.
-
Kurwa, znowu - jęknąłem przegrany.
-
Język - Amy uderzyła mnie lekko w tył głowy, ponieważ nie
powinienem był przeklinać przy dzieciach.
Wyciągnąłem
z kieszeni portfel i dałem chłopakowi pieniądze. Luke wyszedł z
salonu, ponieważ musiał się przygotować do wyjścia. Włączyłem
telewizor i położyłem głowę na kolanach Amy. Bawiła się moimi
włosami, kiedy ja przeskakiwałem po kanałach szukając czegoś
interesującego.
-
Jestem z ciebie taka dumna. Osiągnąłeś tak dużo - pochwaliła
mnie, gdy zeszliśmy na temat gali, która miała odbyć się za trzy
godziny.
-
Nie zrobiłbym tego bez ciebie. Jesteś moją największą motywacją
- powiedziałem i złapałem ją za tył szyi chcąc ją pocałować.
W
pocałowaniu Amy przeszkodziło mi czyjeś odchrząknięcie, dlatego
szybko usiadłem prosto i zobaczyłem stojącą nade mną Lily. Za
nią w wejściu do salonu stał Jason i uśmiechał się patrząc na
moją córkę. Spojrzałem na moją kopię, na której teraz twarzy
nie było już łez tylko szeroki uśmiech. Lily przytuliła mnie i
pocałowała w policzek.
-
Dzięki, tato. Jesteś najlepszy - powiedziała.
Następnie
wstała i przytuliła swoją mamę, po czym oznajmiła nam, że
wychodzi. Odeszła od nas i wskoczyła na plecy Jasona. Zanim wyszli
z salonu zdążyłem krzyknąć:
-
Jason! Jeśli zranisz moją córeczkę masz przejebane! - groźba
była prawdziwa, ponieważ, gdyby Lily naprawdę przez niego
cierpiała, nie wahałbym się skopać chłopakowi tyłka, nawet
jeśli był moim chrześniakiem i synem moich najlepszych przyjaciół.
Amy
się zaśmiała, a po tym jak Lily i jej chłopak wyszli przytuliła
się do mojego boku.
-
Jesteś takim dobrym ojcem - przyznała i złożyła pocałunek na
moim ramieniu.
-
I dobrym mężem? - zapytałem nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy i widziałem w nich ten sam
błysk i miłość, którą darzyła mnie codziennie od prawie
dwudziestu lat.
-
Najlepszym. Kocham cię najmocniej na świecie, Lou.
-
Kocham cię bardziej, księżniczko.
____________________
Teraz to już jest naprawdę koniec :(
Jest mi naprawdę ciężko się z Wami rozstawać, ponieważ przywiązałam się do tego fanfiction i do Was. Chciałam Wam wszystkim podziękować za to, że ze mną byliście i śledziliście losy Loumy. Zdaję sobie sprawę, że czasami wystawiałam waszą cierpliwość na próbę, zwłaszcza, gdy kończyłam rozdział w niewyjaśnionym momencie, ale zawsze starałam się Wam to wynagrodzić w kolejnym. Nie znam Was, ale gdybym mogła napisałabym do każdego z Was z osobna i podziękowała za to, że czytaliście Spaces. To naprawdę świetne uczucie, kiedy po ciężkim tygodniu mogłam w piątek włączyć komputer i dodać post na bloga, a później czytać Wasze komentarze i patrzeć jak liczba wyświetleń wzrasta z każdym dniem coraz bardziej.
Czasami nachodziły mnie chwile zwątpienia i miałam ochotę zawiesić bloga, skończyć z pisaniem lub na końcu wszystkich uśmiercić (do czego kilka razy zmierzać, przepraszam Was bardzo). Mimo tych wszystkich momentów kontynuowałam to, ponieważ wiedziałam, że jesteście ze mną i kocham Was za to najbardziej na świecie!
Myślę, że na największe podziękowania zasługuje moja przyjaciółka. Gdyby nie ona, nie byłoby tej historii, a tym bardziej bloga! Mała, wiem, że czasami miałaś mnie dość, gdy mówiłam Ci, że ta historia jest chujowa (przepraszam za to bardzo) albo sprawiałam, że się na mnie wściekałaś, bo urwałam w najbardziej tragicznym momencie, a ty umierałaś z niepewności, co będzie dalej. Chciałam Ci bardzo, ale to bardzo podziękować. Właściwie nie tylko za to, że spełniłam swoje marzenie o pisaniu, ale za to, że jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie! I serio mam nadzieję, że kiedyś zrobimy sobie "Onesie Night" tak, jak Angela i Amy, bo przecież to my! ILYSM <3
Ta notka jest już naprawdę długa, ale piszę ją, bo zdaję sobie sprawę, że to koniec i nie chcę tego. Dlatego proszę Was, żeby każdy, kto to przeczytał zostawił komentarz pod rozdziałem (nawet jeśli jesteś tu w 2035roku!). Chcę wiedzieć, że śledziliście losy Loumy, ponieważ nic mnie bardziej nie ucieszy, jak Wasza obecność tutaj. (:
Na sam koniec mam dla Was małe pocieszenie. "Spaces" dobiegło końca, jednak nie rozstaję się z pisaniem i zapraszam Was na moje nowe fanfiction (rozdziały w piątki, jak zwykle!)
Jeśli chcecie wiedzieć co u mnie lub macie jakieś pytania, znajdziecie mnie na TT @harrymniekocha_ (:
ilysm, Angela x