piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 34. Człowiekowi, któremu złamano serce nie tak łatwo uwierzyć w to, że ktoś może go pokochać.


- To są jakieś pieprzone, kurwa, żarty! - wykrzyknęłam.
Jechałam z Angelą i Harrym do szpitala, do którego trafił Louis. Moi przyjaciele nie wiedzieli w jakim jest stanie ani jak doszło do wypadku.
Jeśli ktoś twierdzi, że ma pecha, to chyba nie spotkał jeszcze mnie. Dzisiejszego dnia wstałam smutna, ponieważ minął rok odkąd mój jedyny brat nie żyje, a teraz dowiedziałam się, że mój chłopak miał wypadek. Nie płakałam, nie dlatego, że mnie to nie odchodziło. Byłam po prostu zmęczona swoim życiem i wszystkim tym, co przygotował dla mnie los. W środku umierałam już po raz tysięczny, a każda moja myśl szła w złym kierunku. Mimo że wszystkie wizje były tragiczne, nie chciałam myśleć, że Louis może nie przeżyć.
- Nie możesz jechać szybciej?! - warknęłam do Harry'ego, czując się winną, że jestem zła na moim przyjaciół. Harry był jedynym w samochodzie, który jakoś się trzymał i zachowywał spokój. Angela siedziała na przednim fotelu pasażera nie odzywając się i cały czas cicho płacząc. Ja w przeciwieństwie do niej szalałam, ponieważ chciałam dojechać już na miejsce, żeby zobaczyć, że Louisowi nic tak naprawdę nie jest, a to był jedynie kiepski żart.
- Amy, nie chcesz zająć szpitalnego łóżka obok Louisa - powiedział spokojnie Harry, nie spuszczając wzroku z drogi.
Właściwie to chcę być tam gdzie Louis, nawet jeśli to oznacza śmierć, pomyślałam. Nie mogłam go stracić. W całym moim życiu odeszło ode mnie zbyt wiele osób. Louis był dla mnie wszystkim. Potrzebowałam go tak, jak człowiek potrzebuje tlenu do życia. Moje serce należało do niego, więc to niemożliwe żebym mogła żyć bez niego. Louis był najlepszym człowiekiem, jakiego poznałam. Mimo że często zgrywał nic go nieobchodzącego dupka, troszczył się o swoich przyjaciół i rodzinę. Czasami widziałam błysk w jego oczach, kiedy komuś pomógł i sprawił, że był szczęśliwy. Często mówił głupie rzeczy, ale to wcale nie oznacza, że nie jest mądry. Zawsze udawałam, że nie interesują mnie jego mecze, ale widziałam jego skupienie i powagę, kiedy biegał po boisku żeby zdobyć bramkę dla swojej drużyny.
Tak naprawdę Louis jest pierwszym chłopakiem, którego kocham. Byłam wcześniej w wielu związkach, ale nigdy nie czułam tego, co teraz. Kiedy go przy mnie nie ma, prawie każda myśl jest o nim. Kocham ten czas, kiedy jesteśmy razem i mimo wielu kłótni, których doświadczyliśmy, wiem, że nie mogłabym bez niego wytrzymać. Jego niebieskie oczy sprawiają, że miękną mi kolana, ale także to nasz sposób, żeby wiedzieć, że wszystko między nami w porządku. Silne wytatuowane ramiona są moim schronieniem, a każdym pocałunkiem zachwycam się, tak jak pierwszym. Kocham z nim rozmawiać, nawet milczeć, robić cokolwiek byle tylko z nim. Za każdym razem, gdy się pieprzymy czy kochamy Louis trzyma moją dłoń lub gładzi po policzku, a na wiem, że to jego sposób na przekazanie mi, że jest mój i się o mnie troszczy.
Louis musi żyć. Zrobię wszystko, byle tylko przeżył. Powtarzałam to w myślach, jak mantrę i czułam, że złość odeszła, a zastąpiła ją ciążąca na moim gardle gula.
Zajechaliśmy na parking szpitala w tym samym czasie, co czarny Range Rover, któregoś z chłopców. Wyskoczyłam szybko z samochodu i chciałam pobiec di środka, kiedy nagle ktoś złapał mnie za kurtkę. Zostałam pociągnięta przez Josha, który przyjechał z Niallem, Jade i Calumem.
- Uważaj trochę, okej?
Wzięłam głęboki oddech i przeszłam przez ulicę razem z moimi przyjaciółmi. W rejestracji powiedzieli nam, że Louis jest na trzecim piętrze. Nie zamierzałam czekać na windę, dlatego zaczęłam wspinać się po schodach. Dotarłam na górę równocześnie co reszta i wszyscy zobaczyliśmy Michaela Crawforda rozmawiającego z jakimś lekarzem. Angela nawiązała ze mną kontakt, więc razem z nią i Harrym podeszliśmy do Mike'a, a pozostali usiedli na wolnych krzesełkach i dzwonili do reszty naszej grupy, powiedzieć co się stało.
- Co z nim? - zapytałam, jak tylko znalazłam się koło lekarza.
- Pan Tomlinson nie doznał poważnych obrażeń, jest poobijany, ale jego narządy wewnętrzne nie zostały uszkodzone - powiedział lekarz.
- Czy... czy on jest przytomny? - zapytała Angela, a Harry objął ją ramieniem.
- Nie będąc pewnym, jak zachowa się jego organizm w ciągu najbliższych godzin, przenieśliśmy go w stan śpiączki.
- Przecież powiedział pan, że nic mu nie jest - odezwałam się czując ponowną wściekłość.
- Chcemy zachować wszelkie środki ostrożności, ponieważ mózg może reagować z opóźnieniem.
- Czy mogę go zobaczyć?
- Jest pani z rodziny?
- John, Amy jest dziewczyną Louisa, pozwól jej - wtrącił Mike, a ja byłam mu wdzięczna, że jakimś cudem znalazł się w szpitalu.
Lekarz zgodził się i kazał mi iść za nim. Nie mogłam wejść w swojej kurtce, dlatego przewróciłam w irytacji oczami, kiedy nakładałam jakąś pieprzoną pelerynę ochronną, chociaż nie wiedziałam po co mi ona.
Stanęłam przed drzwiami sali, w której leżał nieprzytomny Louis i zatrzymałam się bojąc się wejść do środka. Niepewnie pchnęłam za klamkę i przekroczyłam próg. Otoczyły mnie blado niebieskie ściany pokoju, a w lewym rogu przy samym oknie zobaczyłam łóżko i masę sprzętu medycznego.
Spojrzałam na Louisa, pogrążonego w śpiączce i prawie straciłam równowagę. Zakryłam dłonią usta żeby nie wydobyć z siebie szlochu, a następnie się rozpłakałam, ponieważ to działo się naprawdę.
Louis leżał nieprzytomny przykryty białą kołdrą. Był podłączony do aparatury kontrolującej jego parametry życiowe, a to tylko przyprawiało mnie o dreszcze. Twarz chłopaka wyglądała spokojnie, nie okazywała żadnych emocji i nie miała tego naturalnie zdrowego koloru, tylko była blada. Stałam w nogach łóżka i płakałam, ponieważ nie widziałam jego uśmiechu ani niebieskich oczu i bałam się, że Louis może już się nigdy nie obudzić.
Cała drżąc podeszłam bliżej i usiadłam na krzesełku. Pochyliłam się nad łóżkiem i pogładziłam chłopaka po policzku czując pod opuszkami palców kłujący mnie zarost. Rozpłakałam się jeszcze bardziej i nie przejmowałam się już tym, że ktoś może mnie słyszeć. Złapałam dłoń Louisa, która była niepokojąco zimna. Patrzyłam na jego twarz i modliłam się żeby się obudził. Chciałam znów móc się do niego przytulić. Potrzebowałam go, ponieważ kochałam go. Podobno miłość napędza ludzi, jednak w tym momencie czułam jak moje serce bije wolniej i wolniej. Wiedziałam, że jestem bliska ponownego załamania się, ale nie mogłam na to teraz pozwolić. Louis się obudzi, chciałam wierzyć.
- Louis proszę, obudź się. Nie możesz mnie zostawić. Proszę - szlochałam trzymając jego dłoń i opierając czoło o materac szpitalnego łóżka.
Nie odpowiedział, bo przecież był w śpiączce, a ja wzięłam głęboki oddech chcąc się uspokoić, jednak ta martwa cisza i sterylny kolor pokoju sprawił, że płakałam jeszcze bardziej. Moje serce się rozpadało z każdą chwilą, w której Louis był nieprzytomny i nikt nie wiedział, jakie będą dla niego następne godziny. Umrę jeśli on umrze, powiedziałam w myślach.
- No obudź się! Jesteś jedyną osobą, na której mi zależy - podniosłam głos wciąż płacząc, ponieważ byłam zła za to całe gówno, które wyrządził mi los.
Spojrzałam jeszcze raz na twarz Louisa i pomyślałam, że może on słyszy to, co mówię. Wiedziałam, że to raczej nieprawdopodobne, ale postanowiłam powiedzieć to, co przeciągałam w czasie.
- Kocham cię, Lou. Tak bardzo cię kocham, że boję się co się ze mną stanie, jeśli odejdziesz.
Przez chwilę milczałam, patrząc na mojego chłopaka, a łzy cały czas leciały po moich policzkach i byłam w szoku, że mogę tyle płakać. Odwróciłam głowę, kiedy usłyszałam otwierane drzwi i do środka wszedł lekarz prowadzący, dając mi do zrozumienia, że powinnam już wyjść. Skinęłam głową i wstałam z krzesła. Nie mogąc się powstrzymać schyliłam się i pocałowałam Louisa w policzek.
- Proszę wróć - wyszeptałam i wyszłam z sali jeszcze raz patrząc na miłość mojego życia.
Kiedy znalazłam się na korytarzu, zobaczyłam, że reszta naszej grupy już jest i wszyscy się na mnie patrzą. Zewnętrzną stroną dłoni starłam łzy z twarzy i wzięłam kolejny głęboki oddech, chcąc się opanować, by móc stawić czoła moim przyjaciołom.
- Co z nim? Jest źle? - do moich uszu dobiegały różne pytania, jednak ja stałam i patrzyłam w przestrzeń. Nie mogłam nic powiedzieć przez gulę w moim gardle i gdybym tylko otworzyła usta, ponownie bym się rozpłakała.
Spojrzałam na moich przyjaciół i wyszeptałam im jedynie ciche 'przepraszam', a następnie wybiegłam ze szpitala. Zanim znalazłam się na dworze, zdążyłam się zmęczyć, jednak zimne powietrze otrzeźwiło mnie. Stałam pod zadaszeniem wjazdu do budynku i patrzyłam na padający śnieg. Było zimno i wiał wiatr, a ja nie miałam kurtki. Ponownie poczułam się samotna, jakby ktoś mnie opuścił i zostawił po sobie puste miejsce, dokładnie tak jak zrobił to Ryan. Louis wciąż leżał dwa piętra wyżej, a tak jak powiedział lekarz 'wyjdzie z tego', ja nie byłam tego taka pewna. Ludzie pojawiają się w moim życiu na dzień, dwa, czasem dłużej, ale nigdy nie zostają. Cały czas płakałam, mając pieprzone wrażenie, że Louis też mnie opuści. Czułam, jak moje serce się zapada i zanika, bo sama nie mogłam istnieć na tym świecie. Moje policzki były mokre i czerwone od łez, a ja w tym momencie znów chciałam sięgnąć po żyletkę, tylko po to żeby zdjąć z siebie ból, który był wewnątrz mnie.
Podskoczyłam spanikowana, kiedy nagle silna para ramion owinęła się wokół mnie i przyciągnęła do siebie. Poczułam szybkie bicie serca i pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, ale nie było ono tak silne, jak te, gdy trzymał mnie Lou.
- Nawet o tym nie myśl. Wiemy co chcesz zrobić - wyszeptał w moje włosy Niall.
- Jeśli on nie przeżyję umrę - powiedziałam, a mój głos przez płacz brzmiał piskliwie.
Czułam dłoń Nialla na moich plecach, kiedy starał się pomóc mi się uspokoić. Przytulałam się mocno do przyjaciela, ponieważ to trochę dodawało mi otuchy.
- Chcę wrócić do domu. Położyć się spać, a kiedy rano się obudzę Louis będzie koło mnie.
- Wiem, że tego chcesz. Wszyscy chcemy by Tommo się obudził.
- Czemu muszę mieć takiego pecha?! Ciąży nade mną jakieś pieprzone fatum?!
- Amy... shhh. Nie płacz. Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci - powiedział Niall.
Otarłam łzy i pozwoliłam blondynowi zaprowadzić się do środka. Kiedy dotarliśmy na górę wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem, a ja dosłownie chciałam zapaść się pod ziemię przez ich wspomnienia.
- Dzwonił ktoś do taty Louisa? - zapytałam, gdy zaczęło do mnie docierać to, co się dzieje wokół mnie.
- Jest w Waszyngtonie. Weźmie najbliższy samolot - poinformowała mnie Angela.
- Hannah też wie?
- Tak, ale nie chce zabierać dzieci do szpitala, a ich niania jest na urlopie.
- Okej.
Podeszłam do automatu po kawę, a po chwili obok mnie stanął profesor Crawford. Wcisnęłam odpowiedni przycisk i zaczęłam bawić się swoimi palcami czekając na mocną dawkę kofeiny.
- Wszystko w porządku? - zapytał Mike.
- Tak. To znaczy nie, no wiesz - wzruszyłam ramionami.
- Jeśli chcesz coś na uspokojenie mogę poprosić lekarza o jakieś proszki dla ciebie.
- Nie, ale dzięki. Właściwie, jak się tu znalazłeś?
- Angela do mnie zadzwoniła, a ja znam Johna, lekarza Louisa, dlatego mogłaś do niego wejść.
- Och, dziękuję - powiedziałam i posłałam Mike'owi wymuszony uśmiech, ponieważ na inny nie było mnie teraz stać.
- Gdybyś czegoś...
Mike nie dokończył, ponieważ głośny stukot obcasów przerwał nam rozmowę. Podniosłam głowę do góry, tylko po to, żeby upewnić się, że ten irytujący dźwięk należy do Eleanor. Po prostu, kurwa, świetnie.
- Gdzie on jest? - zapytała moich przyjaciół udając zatroskanie i przerażenie. Wzięłam swoją kawę i podeszłam do mojej grupy.
- Spieprzaj stąd - powiedziałam starając się zachować spokojny ton głosu.
- Co? - dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana.
- Słyszałaś. Nie będę się powtarzać.
- Za kogo ty się uważasz? Myślisz, że jeśli jesteś dziewczyną Louisa, to jesteś nie do ruszenia? Wiesz od kogo wracał twój chłopak, kiedy zdarzył się wypadek?
Zmarszczyłam brwi. O czym ona do kurwy mówi?!
- 'Muszę jechać do taty' - Eleanor marnie naśladowała brytyjski akcent Louisa. - Idiotko, on był u mnie.
Jej ton i poza dawały mi do zrozumienia, kto wygrywa tą grę, a ja poczułam, jak moje ciało wiotczeje. Nie chcąc pokazać jej swoich łez, odwróciłam się z zamiarem przejścia na drugi koniec korytarza, gdzie mogłabym samotnie zebrać myśli.
Oszukał mnie. Louis mnie oszukał. Pieprzył się z Eleanor. Zdania były wyryte w mojej głowie i piekły moją czaszkę. Miałam ochotę wszystko zniszczyć, a później sama się zabić. Jak mogłam być taka głupia?! Louis znów mnie owinął palca, a ja naiwna byłam jego. Łzy chyba już poraz setny wypływały z moich oczu, a ja miałam już tego dość. Dość wszystkiego i wszystkich.
- Myślę, że powinnaś już iść, El - usłyszałam głos Liama.
Nie odwróciłam się, żeby zobaczyć czy cheerleaderka sobie poszła. Miałam to gdzieś.
- Amy! Stój!
Liam podbiegł do mnie i stanął przede mną ze zmieszanym wyrazem twarzy.
- Nie broń go, nawet - powiedziałam zanim chłopak mógłby cokolwiek powiedzieć na temat Louisa.
- To byłem ja - wyznał cicho i spuścił głowę w dół.
- Co? - zapytałam niepewna o czym Liam mówi.
- Spałem z Eleanor po tym jak Tommo odwiózł mnie do bractwa i pojechał do domu ojca.
- Mark jest w Waszyngtonie.
- Louis miał tylko zawieść mu jakieś papiery, nie spotkać się z nim. Naprawdę.
- Nie spałeś z nią. Jesteś z Danielle.
- Nie jestem.
- Jak to?
- Danielle za dwa tygodnie wyjeżdża do Kanady na stypendium taneczne. Zerwaliśmy, ponieważ nie powiedziała mi nic, więc nawet nie mógłbym z nią jechać.
- Dlatego spałeś z Eleanor?
- Musiałem odreagować, a przecież jestem teraz singlem.
- To popieprzone - powiedziałam i ruszyłam w stronę reszty grupy.
- Nic nie jest łatwe, mała. Przepraszam.
Kiwnęłam w zrozumieniu zgodą i stanęłam koło Matt'a. Blondyn otoczył mnie ramieniem i zaczął rysować kółka na mojej ręce.
- Powinniśmy wracać. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Wrócimy jutro rano - powiedział Harry.
- Zostaję tu - odpowiedziałam natychmiast.
Nie mogłam zostawić Louisa samego, nawet jeśli to oznaczało spanie na niewygodnym szpitalnym krzesełku na korytarzu.
- Amy, dałem im nasze numery. Jeśli Louis się obudzi zadzwonią do nas. Ty i Angela pojedziecie ze mną do bractwa.
Moja przyjaciółka przytuliła mnie i nie dając mi wyboru, musiałam wrócić z moimi przyjaciółmi do domu.

***

- Nie!
Obudziłam się ciężko dysząc i czując jak mokra od potu koszulka przykleja się do mojego ciała. Wyrwałam się ze snu, w którym byłam na pogrzebie Louisa, a widok tego był tak realistyczny, że dopóki nie otworzyłam oczu myślałam, że to prawda.
Usiadłam na łóżku i kilkakrotnie nabrałam powietrza chcąc się uspokoić. W pokoju było ciemno, jedynie światło księżyca delikatnie oświetlało lewą stronę łóżka. Obok mnie spała zwinięta w kłębek Angela, przykryta po samą szyję kołdrą. Nie obudziła się, kiedy krzyknęłam, zapewne dlatego, że wcześniej wzięła jakieś leki na uspokojenie, ponieważ nie mogła dłużej znieść tego co się wydarzyło. Teraz trochę żałowałam, że też nie wzięłam czegoś na sen, ale chyba nie chciałabym powrócić do tego co widziałam pod moimi powiekami kilka minut temu.
Podniosłam się z łóżka i wzięłam z oparcia krzesła swoją/Louisa bluzę, którą wzięłam z jego pokoju. Zostawiłam śpiącą Angelę samą w pokoju i wyszłam na korytarz. Harry powiedział, że będzie spał w pokoju Zayna, bo ten jest z Perrie u niej, a nie chciał żadnej z nas zostawiać samej. Wyjęłam z kieszeni bluzy klucz do pokoju Louisa i otworzyłam nim drzwi. Weszłam do środka i mogłam poczuć zapach jego perfum, który był tak mocny jakby używał ich kilka minut wcześniej. Usiadłam na łóżku i wzięłam leżącego obok mnie laptopa. Włączyłam go bez problemu, ciesząc się, że mój chłopak nigdy faktycznie się nie wylogowuje. Nie chciałam grzebać w jego komputerze, moim zamiarem było jedynie obejrzenie naszych wspólnych zdjęć, których miał setki. Musiałam zobaczyć chociażby na ekranie jego oczy patrzące prosto na mnie i jego cudowny uśmiech. Nie mogę uwierzyć, że można kogoś tak bardzo kochać, jak ja kocham Louisa, pomyślałam.
Chciałam wejść w folder ze zdjęciami, ale automatycznie otworzyła się aplikacja do tworzenia muzyki. Już miałam ją wyłączyć, jednak kiedy zobaczyłam zakładkę zatytułowaną 'Amy' automatycznie w nią kliknęłam. Były w niej dwie piosenki 'Spaces', którą znałam na pamięć i kochałam oraz 'Home'. Nie mogąc się powstrzymać włączyłam ją i zwiększyłam głośność. Łagodna melodia zaczęła płynąć z głośników laptopa, a ja zaczęłam zastanawiać się, co to może być.

WŁĄCZ ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ DALEJ! 

Making little conversations, / Prowadząc małe konwersacje,
So long I’ve been waiting, / Tak długo czekałem żeby
To let go of myself and feel alive / Rozluźnić się i poczuć się żywym
So many nights I thought it over, / Tak wiele nocy nad tym rozmyślałem, Told myself I kind of liked her, / Wmówiłem sobie, że tak jakby mi się podobała
But there was something missing in her eyes / Ale brakowało jej czegoś w oczach.

Louis powiedział mi kiedyś, że moje oczy są smutne i zaczynają błyszczeć, kiedy się całujemy.

I was stumbling, looking in the dark, / Potykałem się, patrząc w ciemność
With an empty heart, / Z pustym sercem
But you said, do you feel the same? / Ale ty powiedziałaś, czy czujesz to samo?
Could we ever be enough? / Czy kiedykolwiek moglibyśmy wystarczyć?
Baby, we could be enough. / Kochanie, moglibyśmy wystarczyć.

Powiedziałam te pieprzone słowa! Pamiętam to jak przez mgłę, ale wiem, że to było podczas jakiejś kłótni.

And it’s alright, / I to w porządku,
Calling out for somebody to hold tonight / Prosić kogoś, aby obejmował cię dzisiejszej nocy
When you’re lost so (I’ll) find a way, / Kiedy jesteś zagubiona, ja znajdę sposób
and I will be your light, / I będę twoim światłem.
You’ll never feel like you’re alone, / Już nigdy nie poczujesz się samotna. I’ll make this feel like home. Sprawię, że poczujesz się jak w domu.


Louis powiedział to kilka tygodni temu. I ma rację, on jest moim domem, moją jedyną miłością.

So hard that I couldn’t take it, / Było tak ciężko, że nie mogłem tego znieść
Wanna wake up and see your face, / Chciałbym wstać rano i zobaczyć twoją twarz
And remember how good it was being here last night, / I przypomnieć sobie, jak dobrze było być tutaj zeszłej nocy Still high with a little feeling, / Nadal odurzony małym uczuciem
I see the smile that starts to creep in, / Widzę wkradający się uśmiech
It was there, I saw it in your eyes. / Był tam, zobaczyłem go w twoich oczach.
I was stumbling, looking in the dark, / Potykałem się, patrząc w ciemność
With an empty heart, / Z pustym sercem
But you said, do you feel the same? / Ale ty powiedziałaś, czy czujesz to samo?
Could we ever be enough? / Czy kiedykolwiek moglibyśmy wystarczyć?
Baby, we could be enough. / Kochanie, moglibyśmy wystarczyć.
And it’s alright, / I to w porządku,
Calling out for somebody to hold tonight / Prosić kogoś, aby obejmował cię dzisiejszej nocy
When you’re lost so (I’ll) find a way, / Kiedy jesteś zagubiona, ja znajdę sposób
and I will be your light, / I będę twoim światłem.
You’ll never feel like you’re alone, / Już nigdy nie poczujesz się samotna. I’ll make this feel like home. Sprawię, że poczujesz się jak w domu.

Po moich policzkach ciekły łzy, a ja dosłownie cieszyłam się faktem, że mój chłopak napisał dla mnie kolejną piosenkę. Może i rzadko mówi mi o swoich uczuciach, ale jego teksty obu utworów mówią to za niego.
- Skończył ją wczoraj - podskoczyłam, kiedy usłyszałam głos Harry'ego.
Zobaczyłam mojego przyjaciela w drzwiach pokoju, a następnie podszedł do mnie. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na bok. Wytarłam łzy i spojrzałam na chłopaka.
- Kiedy Louis cię poznał, nie myślał o niczym innym, jak tylko żebyś była dziewczyną, z którą by się pieprzył - powiedział powoli Harry. - Zawsze chodziło mu o czysty seks, a to wszystko przez to, że Emily złamała mu serce.
- Wiem, powiedział mi o niej.
- Kiedy pierwszy raz cię pocałował, powiedział mi o tym. Oboje wiedzieliśmy, że to będzie coś więcej, ale on to w sobie tłumił. Stałaś się dla niego centrum i wszyscy zauważyliśmy zmianę w nim. Zaczął się o innych troszczyć, myśleć co mówi, a przede wszystkim porzucił pieprzenie lasek. I to nie tak, że on zabiegał tak długi czas o ciebie, żeby się z tobą przespać, ponieważ on nigdy się o to nie starał. Louis się zakochał. Mocno i bezgranicznie. Musiałabyś go zobaczyć, kiedy szalał, bo wyjechałaś do Londynu. Myślał, że cię stracił.
- Czułam to samo - wyszeptałam.
- Louis powiedział, że więcej się nie zakocha, ale to uczucie zaczęło go wypełniać na nowo. Początkowo było małe, a teraz stało się tak silne, że nic tego nie pokona. Cokolwiek by się nie stało, on zawsze będzie cię kochał.
- Dlaczego nie może mi tego powiedzieć?
- Bo się boi, że go zostawisz, tak jak zrobiła to Emily.
- Ale on wie, że tego nie zrobię!
- Człowiekowi, któremu złamano serce nie tak łatwo uwierzyć w to, że ktoś może go pokochać.
- Skąd ta piosenka?
- Pisanie piosenek to sposób Louisa na wyjawienie swoich myśli. Nie powie ci wprost o miłości, ale napisze piosenkę.
Poczułam łzy chcące się wydostać spod moich powiek, a w pokoju zrobiło się gorąco. Wstałam z łóżka i wyszłam na balkon. Uderzyło mnie lodowate powietrze, ale wolałam otrzeźwić mój umysł. Oparłam się o barierkę i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo.
Louis mnie kocha, wiem to. Dlaczego musiałam zdać sobie z tego sprawę, kiedy jego stan jest krytyczny, a on może już nigdy się nie obudzić? Jestem głupia, że nie powiedziałam mu tych dwóch najważniejszych słów wcześniej.
Wiedziałam, że Harry stoi za mną i mnie obserwuje. Nie przejęłam się tym, że po raz kolejny zaczynam płakać ani to, że ktoś to widzi.
- Jutro będzie dwa miesiące, jak jesteśmy razem - powiedziałam patrząc w ciemną przestrzeń przede mną.
Poczułam, jak Harry przytula mnie do siebie, a ja mogłam wypłakać się w jego klatkę piersiową. Jego dłoń gładziła moje plecy, okazując mi tym wsparcie i byłam wdzięczna za to, że w tak trudnych dla mnie chwilach jest ze mną któryś z moich przyjaciół.
- Czy on się obudzi? - zapytałam i spojrzałam w zielone oczy Harry'ego, które patrzyły na mnie z troską i zmartwieniem.
- Obudzi się - zapewnił mnie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Stałam przez chwilę przytulona do Harry'ego, a kiedy przestałam płakać odsunęłam się od niego.
- Powinieneś wrócić do Angeli - powiedziałam. - Będę spała tutaj.
- Jesteś pewna?
- Tak. Tutaj czuję jego obecność.
- W takim razie okej. Dobranoc - Harry pogłaskał mnie po głowie i podszedł do drzwi.
- Dobranoc.
Po tym jak wyszedł, poczułam jak bardzo jest mi zimno. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, jak jasny punkt przecina niebo. Spadająca gwiazda. Przypomniał mi się, jak jakiś czas temu widziałam spadającą gwiazdę z Louisem, a wcześniej uprawialiśmy seks w szatni. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
- Wróć - pomyślałam życzenie na głos i weszłam do pokoju.
Zamknęłam drzwi i zerknęłam na zegarek. Była czwarta w nocy. Podeszłam do łóżka i położyłam się na stronie Louisa, ponieważ poduszka pachniała nim. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że jest tu ze mną i przytula mnie na łyżeczki, a później zasnęłam śniąc o niebieskich oczach.

***
(Louis)

Samochód jechał prosto na mnie, a ja nie miałem, jak zjechać na bok lub zrobić cokolwiek żeby się z nim nie zderzyć. Umrę, czuję to. Ostatnią rzeczą, o której pomyślałem zanim tamto auto wjechało w moje, była brązowooka brunetka, która przyśniła mi się pół roku temu i od prawie dwóch miesięcy była moją dziewczyną.
Podniosłem się ciężko dysząc i czując ból wywołany wypadkiem. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w pustej sali, której ściany pomalowane były na biało, a ja siedziałem na szpitalnym łóżku. Czy ja umarłem?
Zobaczyłem okno po prawej stronie. Podszedłem do niego i wyjrzałem przez nie. Była noc, a ja musiałem znajdować się jakieś sto dwadzieścia osiem kilometrów nad ziemią. Widziałem na dole Amy, stojącą na balkonie mojego pokoju. Płakała i wydawało mi się, że patrzy prosto na mnie, a na jej twarz wkrada się mały uśmiech.
- Tak bardzo cię kocham, Amy - wyszeptałem i przyłożyłem dłoń do okna.
- Dlaczego jej tego nie powiedziałeś? - dobiegł mnie głos, którego nie słyszałem ponad cztery lata. Odwróciłem głowę w lewo, żeby zobaczyć, że obok mnie stoi Emily ubrana cała na biało. O co do kurwy chodzi z tą bielą?!
- Emily? - zapytałem tępo.
- We własnej osobie - blondynka uśmiechnęła się lekko, a mnie przeszedł dreszcz.
- Ale przecież ty nie żyjesz! Czy to znaczy, że ja też?!
- Louis, spokojnie. Wciąż jesteś tam na dole.
- To popieprzone.
- Zmieniłeś upodobanie - Emily spojrzała w dół na Amy, która właśnie wchodziła do mojego pokoju.
- Zniechęciłaś mnie do blondynek - warknąłem czując nienawiść do dziewczyny. - Kochałem cię!
- Wiem.
- Wiesz? Czy ty się kurwa słyszysz?! Byłaś ze mną, a kiedy wyznałem ci miłość, spierdoliłaś!
- Nie byłbyś ze mną szczęśliwy - powiedziała spokojnie.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Ponieważ prawdziwe szczęście daje ci Amy. Kochasz ją.
- Masz rację. Kocham ją. Bardziej niż kiedykolwiek mogłem kochać ciebie - wytknąłem jej, mając nadzieję, że ją to zaboli, ale przecież była duchem lub czymkolwiek innym.
- Wiem.
- Wiesz. Ty wszystko wiesz.
- Amy też cię kocha. To nas różni. Ja tego nigdy nie czułam, ale jestem szczęśliwa, że spotkałeś miłość swojego życia.
Patrzyłem na Emily. Skąd ona wie, że Amy mnie kocha? Cóż, wszyscy to wiedzą, tylko ja jestem zbyt popieprzony żeby zdać sobie z tego sprawę. Właściwie ciężko jest mi przyznać się do tego, że ktoś może mnie kochać, kiedy przez tyle lat byłem dupkiem i wierzyłem, że nie zasługuję na miłość.
- Czy ja umrę?
- To zależy od ciebie.
- To znaczy?
- Jeśli uwierzysz, że ktoś jest zdolny żeby cię pokochać, obudzisz się i będziesz żył. Wybór należy do ciebie.
Chciałem coś powiedzieć, ale Emily odeszła, a później zniknęła całkowicie. Zostałem sam z moimi myślami, które krążyły tylko i wyłącznie wokół mojej miłości.

***
(Amy)

Obudziłam się po pięciu godzinach snu. Szybko zjadłam śniadanie zrobione przez któregoś z członków bractwa, a następnie pojechałam do szpitala. Moi przyjaciele również byli, po południu przyjechał Mark, który był zmartwiony stanem swojego syna.
Prawie cały dzień przesiedziałam przy łóżku Louisa, trzymając jego dłoń i mówiąc mu jak bardzo go kocham, a piosenka którą napisał jest tak samo piękna, jak 'Spaces'. Opuszczałam szpitalny pokój jedynie, kiedy był obchód lub gdy zabierali Louisa na jakieś badania, a ja miałam wtedy okazję skorzystać z toalety i kupić kawę z automatu. Mało rozmawiałam z moimi przyjaciółmi, którzy co kilka godzin zmieniali się na poczekalni w szpitalu. Wieczorem, kiedy oczy same zaczęły mi się zamykać zostałam prawie siłą zaciągnięta przez Ashtona i Matt'a, którzy odwieźli mnie do bractwa, a ja znów spałam w łóżku Louisa przytulając się do jego bluzy.

***


- Dzwonili ze szpitala. Louis się obudził - powiedział mi kolejnego dnia Harry, kiedy wszedł do kuchni.
Przełknęłam kęs kanapki, a następnie uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ moje życzenie się spełniło. Louis się obudził. Żyje!
Zeskoczyłam z krzesła barowego, wzięłam z blatu telefon i pobiegłam do drzwi. Narzuciłam na siebie kurtkę i kilka sekund później włączałam silnik samochodu.

Dwadzieścia minut później zaparkowałam przed szpitalem. Wyszłam z samochodu i skierowałam się do budynku. Kiedy wchodziłam na drugie piętro czułam, jak moje serce szybko bije, ponieważ już nic nie może się złego wydarzyć.
Zobaczyłam wychodzącego z pokoju Louisa lekarza i podeszłam do niego. Uśmiechnął się do mnie i zerknął przelotnie na kartę pacjenta.
- Wszystko z nim dobrze? - zapytałam od razu.
- Tak. Pan Tomlinson się obudził, jego życiu nic nie zagraża, jednak chcemy zatrzymać go w szpitalu na kilka dni.
- Skoro z nim dobrze, czemu nie możecie go wypuścić?
- Procedury. Pacjent uległ wypadkowi i dostał wiele obrażeń zewnętrznych, jest nieźle poobijany. Chcemy tylko żeby mógł należycie odpocząć, a my możemy mieć jeszcze na niego oko.
- Rozumiem. Mogę go zobaczyć?
- Tak, ale nie za długo. Jest zmęczony.
Po tym, jak podziękowałam lekarzowi podeszłam do drzwi sali, w której leżał Louis. Wzięłam głęboki oddech, a na mojej twarzy malował się uśmiech, ponieważ wszystko z nim jest dobrze. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
Louis siedział na łóżku i patrzył w swój telefon. Wyglądał lepiej niż wczoraj. Jego policzki odzyskały zdrowy kolor, a uśmiech malował się na jego twarzy. Nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i mogłam zobaczyć błysk w jego niebieskich oczach. Poczułam jak łzy szczęścia wypływają spod moich powiek, kiedy podeszłam bliżej łóżka Louisa.
- Boshe, umarłam tysiąc razy przez te dwa dni. Bałam się, że już się nie obudzisz - powiedziałam czując się jak frajerka, ponieważ płaczę przez chłopakiem.
Louis spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Przepraszam, ale kim jesteś?  

____________________

Hejka! Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba i nie będziecie mogli doczekać się następnego. 
W najbliższy piątek będę święta, więc zrobię dla Was prezent i kolejny rozdział pojawi się już w środę! (:
Pamiętaj, CZYTASZ = KOMENTUJESZ (:
#SpacesLTff

4 komentarze:

  1. jejku płakałam przez cały rozdział, ale ostatnie zdanie złamało mnie totalnie....

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle świetny ale i z dreszczem emocji,końcówka mnie troche dobiła ale to nic ;-)
    Z niecierpliwością czekam na next♡♡

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie jeszcze bardziej chcę święta ):
    PS. Louis się tylko zgrywa racja? Powiedz mi, że mam racje ):

    OdpowiedzUsuń