wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 5. Na coś trzeba umrzeć.

(Amy)

Jechałyśmy kilka minut do bractwa Harrego. W pewnym momencie zauważyłam duży dom z czerwonej cegły, dokładnie jak te na amerykańskich filmach.
- To tutaj?
- Hahaha, nie. Są tutaj trzy bractwa chłopców i jedno dziewczyn. Alfa, Beta i Gamma. My udajemy się do Alfa. W Beta są pierwszaki i zwyczajni chłopcy, a Gamma to frajerzy i kujoni. Do bractwa Alfa należą sami piłkarze, jednym słowem największe ciacha. No i żaden pierwszak nie ma szans się tam dostać. Wyjątkiem jest Josh.
- Josh? - zapytałam zaciekawiona.
- Josh jest kuzynem Nialla, dlatego wstąpił do bractwa Alfa i również gra w nożną.
- A co z bractwem dziewczyn?
- Danielle nazywa je bractwem bezmózgów. One jednak przyjęły nazwę Omega. Bractwo Omega składa się z samych cheerleaderek i kilku kujonów, które odwalają za nie prace - wyjaśniła Angela. Cieszyłam się w duchu, że nie zdecydowałam się przystąpić do bractwa.
Kiedy mijałyśmy budynki bractw zauważyłam jak nad wejściem do każdego z nich był szyld z grecką literą ich bractwa. Zatrzymałyśmy się przy ostatnim, gdzie plakat z literą "alfa" był otoczony dorysowanymi przez chłopców kutasami. Dojrzałe.
Wysiadłyśmy w samochodu, a ja spojrzałam na zegarek w telefonie. Była czwarta po południu. Ruszyłyśmy w kierunku drzwi. Było przesadnie cicho, jednak postanowiłam to zignorować. Budynek miał dwa piętra, nie licząc parteru. Zastanawia mnie ile osób tutaj mieszka. Angela jako pierwsza weszła do środka. Przeszłam za nią przez duży hol, zakładając, że kierujemy się do salonu. Nagle dziewczyna się zatrzymała, a ja na nią wpadłam. Mój wzrok powędrował w kierunku, w którym patrzyła brunetka.
- Wszystkiego najlepszego! - zawołali wszyscy znajdujący się w salonie. Wśród nich rozpoznałam Harrego stojącego na przodzie, Louisa, Danielle i Jade. Były również wszystkie dziewczyny, które widziałam na treningu. Pozostałymi osobami byli sami chłopcy, zapewne mieszkali tutaj i jasnowłosa dziewczyna wtulona w Mulata. Spojrzałam na Angelę, która stała wryta w podłogę i nie mogła wydobyć z siebie głosu. Wszyscy zebrani zaczęli śpiewać "Happy Birthday", a ja zdałam sobie sprawę, że dziś muszą być urodziny mojej współlokatorki. Zajebiście, nawet nie wiedziałam. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam napis wiszący przy wejściu do salonu "Happy Birthday Bitch". W końcu śpiew i oklaski ucichły, a Angela zabrała głos.
- Przez cały rok udało mi się utrzymać swoje urodziny w tajemnicy, ale ktoś zrujnował moje plany - popatrzyła na swojego chłopaka, na co ten przesłał jej całusa. - Nawet nie wiecie jak bardzo mnie zaskoczyliście. Dziękuję wam.
Rozległy się brawa i wszyscy rzucili się w kierunku Angeli, aby osobiście złożyć jej życzenia. Stanęłam na uboczu czując się jak intruz. W końcu ludzie się rozproszyli, więc podeszłam do dziewczyny.
- Hm, nie wiedziałam nic. Wszystkiego najlepszego - powiedziałam i zamknęłam ją w niezręcznym dla mnie uścisku.
- Dzięki, dobrze, że nie wiedziałaś. Tylko Harry wiedział. Nie lubię swoich urodzin - zaśmiała się.
- Chyba wrócę do akademika. To twój dzień, spędź go ze swoimi przyjaciółmi - powiedziałam i już chciałam ruszyć ku drzwiom wyjściowym, jednak ręką Angeli mnie powstrzymała.
- Żartujesz. Zostajesz. Od teraz ty również należysz do moich przyjaciół - wyjaśniła i pociągnęła mnie w kierunku dużej kanapy w salonie. Ludzie rozproszyli się po całym domu. Na kanapie siedziały trzy pary, w tym Dan i Jade ze swoimi chłopakami i Mulat z jasnowłosą, Louis, Harry i chłopak, którego nie znałam. Wszyscy trzymali w rękach czerwone kubeczki i byli pogrążeni w kilku rozmowach. Angela klasnęła w dłonie, chcąc skupić na sobie uwagę, co jej się udało.
- Dzięki za niespodziankę, naprawdę was nienawidzę - rzuciła z rozbawieniem na twarzy.
- I tak wiemy, że nas kochasz - odpyskował Louis.
- Ciebie najbardziej - prychnęła Angela i otoczyła mnie ramieniem. - Chciałam wam kogoś przedstawić. To Amy moja współlokatorka. Harrego, Lou, Dan i Jade już znasz. To jest Liam, Niall, Zayn, Perrie i Josh.
Wszyscy powiedzieli "cześć", a Niall, blondyn z niebieskimi oczami zrobił mi miejsce koło siebie, biorąc Jade na swoje kolana. Liam, bo chyba tak miał na imię podał mi kubek z piwem. Wzięłam łyka i zaczęliśmy rozmawiać. Czułam się źle z tym, że początkowo cała uwaga była skupiona na mnie, zamiast na Angeli, bo to w końcu jej urodziny, jednak ona mi później wyjaśniła, że to dobrze, ponieważ ona nie lubi być w centrum uwagi.
- Więc co studiujesz? - zapytała Danielle.
- Anglistykę, jednak chcę zdobyć dyplom z dziennikarstwa - powiedziałam i upiłam łyk piwa.
Rozmowa toczyła się dalej, wydaje mi się, że złapałam ze wszystkimi kontakt. No może nie ze wszystkimi. Nie rozmawiałam z Zaynem i Perrie, jednak oni wcale nie udzielali się towarzysko, siedzieli jedynie z nami, jakby coś ich tu trzymało.
Dwie godziny później większość zebranych w bractwie osób była porządnie wstawiona, z wyjątkiem naszej grupy. W domu leciała głośna klubowa muzyka, a ludzie tańczyli lub grali w piwnego ping ponga. Naturalnie, to przecież collage.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Solenizantka tańczyła z Harrym, Niall z Jade, a Liam całował się na barze z Danielle. Louis gdzieś zniknął, prawdopodobnie z Cathy, siatkarką, która kleiła się do niego od początku imprezy. Skończyłam właśnie swojego trzeciego drinka, kiedy ktoś przede mną stanął. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, jak Josh uśmiecha się do mnie. Miał szkliste oczy, więc wiedziałam, że trochę wypił. Odpowiedziałam mu uśmiechem.
- Chcesz zatańczyć? - spytał niskim głosem, a ja cieszyłam się, że siedziałam, bo na sam dźwięk jego głosu kolana mi miękły. Skinęłam głową, a on wyciągnął do mnie rękę. Przeszliśmy na środek salonu, gdzie tańczyło kilka osób. Josh złapał mnie w tali i zaczął poruszać biodrami. Dobrze tańczył, a mnie łatwo było dotrzymać kroku. Właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że od śmierci Ryana nie byłam na żadnej imprezie. Natychmiast odsunęłam od siebie te myśli, ponieważ wiem, że zaraz bym zaczęła płakać. Zatańczyliśmy kilka piosenek, kiedy ktoś zmienił repertuar na coś wolniejszego, a ja zostałam przyciągnięta bliżej Josha, tak, że nasze klatki się dotykały. Jego dłonie spoczęły na moim biodrach, natomiast ja swoje owinęłam wokół jego szyi. Podniosłam wzrok do góry i przyjrzałam się chłopakowi. Josh był wysoki, więc moja szyja była maksymalnie wyciągnięta. Kiedy dotykałam jego bicepsów i klatki piersiowej czułam, jak bardzo jest umięśniony. Miał włosy w odcieniu ciemnego blondu, które były postawione do góry i niebieskie oczy, które błyszczały, kiedy się na mnie patrzył. To było dość dziwne, więc spojrzałam niżej na jego różowe usta. Tak, przyznaję Josh jest uroczy i gorący, a ja chcę go pocałować. Nie, nie chcę. Jestem po prostu pijana. Chłopak chyba odczytał o czym myślę, ponieważ kiedy odwróciłam wzrok, przycisnął swoje wargi do moich. Okej, byłam zaskoczona tym nagłym atakiem, ale oddałam pocałunek i stanęłam na palcach i zaplątałam rękę w jego włosy. Josh owinął jedną rękę wokół mojego karku, a drugą pociągnął lekko za włosy. Jęknęłam, przez co dałam mu zielone światło i jego język wsunął się w między moje wargi. Całowaliśmy się tak chwilę, siłując się naszymi językami o dominację, kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, ponieważ brakowało nam tchu. Jego usta były trochę opuchnięte, zapewne tak samo jak moje, a ja czułam, że moje policzki się zaróżowiły.
- Idziemy usiąść? - zapytał, a ja skinęłam głową. Ruszyliśmy w stronę sofy, gdzie siedziała nasza grupa. Josh pociągnął mnie na swoje kolana, dzięki czemu mogłam oprzeć się o jego klatkę.
- Która godzina? - zapytałam sięgając po czerwony kubek z piwem.
- Prawie ósma - odpowiedział Liam.
- Już czas! - krzyknęła podekscytowana Jade, na co ja zmarszczyłam brwi.
- Na co? - spytałam, nie mając pojęcia, o co chodzi.
- Czas na prezenty i tort, oczywiście! - tym razem odpowiedziała mi Danielle.
- Tylko nie to - mruknęła Angela i zakryła ręką twarz. Wszyscy się zaśmiali. Louis wstał, a ja zauważyłam, że jego włosy są w jeszcze większym nieładzie niż były wcześniej. Musiał uprawiać seks z Cathy, albo coś w tym stylu, pomyślałam. Podszedł do komody i wyłączył muzykę. Usłyszeliśmy jęki, ale nagle wszyscy się opanowali, najwyraźniej zdając sobie sprawę z tego, co ma się wydarzyć. I okej, w tym momencie chciałam stąd wyjść, bo czułam się głupio, jako jedyna osoba, która nie ma prezentu dla Angeli. Pieprzyć to. Dam jej spóźniony prezent.
Ludzie zebrali się w salonie, a wszyscy stanęli tworząc koło z solenizantką w środku.
- Ja pierwszy! - krzyknął Louis i stanął przez dziewczyną z dużym kartonem w rękach.
- Boję się, Lou - powiedziała Angela, na co chłopak się zaśmiał.
- Po prostu otwórz - wyjaśnił i puścił jej oczko. Brunetka zmarszczyła brwi, po czym rozdarła zielony papier i otworzyła pudło. Jej oczy się rozszerzyły, kiedy zobaczyła zawartość. Wszyscy zaczęli się śmiać, gdy ujrzeli tonę marchewek. Uniosłam w zdziwieniu brwi, ponieważ jako jedyna nie wiedziałam, o co chodzi.
- Mogłam się tego spodziewać. Wielkie dzięki, będę miała zapas do końca roku - mruknęła Angela i przytuliła Louisa.
- Louis lubi dziewczyny, które jedzą marchewki, stąd taki prezent - szepnął do mojego ucha Niall, który najwyraźniej musiał widzieć moją zdezorientowaną minę.
- Och, rozumiem - odpowiedziałam i zaśmiałam się. Angela dalej rozpakowywała swoje prezenty. Dostała trochę ubrań ( mówiąc ubrania mam na myśli sukienki i spódniczki w większości ) od dziewczyn z drużyny, cudowne czarne i beżowe szpilki od Danielle i Jade, kilka książek od Nialla, Zayna, Liama i Josha, które jak się dowiedziałam były z jej listy, którą zabrał Harry. Chłopcy z bractwa dali jej trzymiesięczny karnet na siłownie i koszulkę Paula Lotmana, podobno jej ulubionego siatkarza. Ostatnią osobą wręczającą Angeli prezent był jej chłopak, a ona prawie się popłakała kiedy zobaczyła srebrną bransoletkę od Tiffany&Co. Srebrny łańcuszek był połączony znakiem nieskończoności z literkami H i A po jego bokach. Harry założył ją na jej lewy nadgarstek, a dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i złożyła długi pocałunek na jego ustach. Wszyscy zagwizdali, a Josh krzyknął, żeby poszli do pokoju Styles'a, na co ten wystawił mu środkowy palec. Kiedy w końcu się od siebie odsunęli brakowało im tchu.
- A to jest prezent od mojego taty. Z najlepszymi życzeniami - powiedział i wręczył dziewczynie kopertę. Angela otworzyła i wyjęła dwa blankiety i prześledziła je wzrokiem, po czym zaczęła skakać i piszczeć.
- Nie wierzę! Jadę na pieprzony koncert, pieprzonego Kings of Leon! Dziękuję! - krzyczała i ponownie zarzuciła ręce na szyję Harrego.
Chwilę później do salonu weszli Zayn i Liam pchając wózek z olbrzymim tortem, na którym paliło się dwadzieścia świeczek. Angela zdmuchnęła je wszystkie i zaczęła kroić ciasto. Każdy z zebranych dostał po kawałku, a ja muszę przyznać, że był pyszny.

***

Dochodziła prawie dziesiąta, kiedy zaczęłam odczuwać zmęczenie. Ludzie w bractwie w większości byli już całkowicie pijani, a moja głowa zaczęła pękać od głośnej muzyki. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam schodami na górę. Weszłam na drugie piętro i poszłam do końca korytarza licząc, że może znajdę łazienkę. Zatrzymałam się przed otwartymi drzwiami czyjegoś pokoju i zobaczyłam wyjście na balkon. Weszłam do środka i podeszłam do okna. Pociągnęłam klamkę i otworzyłam je. Na dworze było chłodno, co doskonale poprawiło moje samopoczucie. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią. W moją twarz uderzył delikatny podmuch wiatru. Sięgnęłam ręką do kieszeni moich spodni i wyjęłam paczkę papierosów i zapalniczkę. Tak, palę, mimo że odmówiłam wcześniej fajki od Angeli. Palę w samotności, ups. Podpaliłam papierosa i zaciągnęłam się nim czując jak dym dochodzi do moich płuc, po czym wypuściłam go przez usta.
- Wiesz, że to nieładnie wchodzić do czyjegoś pokoju bez jego wiedzy - powiedział znajomy głos, a ja zakrztusiłam się papierosem.
- Ja-ym przepraszam. Było otwarte - wytłumaczyłam się i zobaczyłam Louisa opierającego się o framugę drzwi balkonowych. Uśmiechnął się i podszedł do barierki, opierając się o nią i odwracając się w moją stronę.
- Palisz? - zapytał i wskazał brodą na papierosa w mojej dłoni.
- Na coś trzeba umrzeć - mruknęłam cicho, mając nadzieję, że mnie nie usłyszał.
- No to umrzemy razem - powiedział Louis i wyjął paczkę z kieszeni bluzy, a ja zmarszczyłam brwi, na jego słowa.
Staliśmy tak i paliliśmy nasze papierosy w zupełnej ciszy, jednak nie przeszkadzało mi to. Wpatrywałam się w przestrzeń przede mną. Było całkowicie ciemno i nic nie widziałam, jednak ta ciemność działała na mnie uspokajająco. Poczułam, jak ogarnia mnie zmęczenie i nim zdążyłam zakryć ręką usta ziewnęłam. Louis musiał to zauważyć, bo zapytał.
- Jesteś zmęczona? - pokiwałam głową. - W takim razie chodź, wrócisz do akademika.
Wyszliśmy z pokoju i zeszliśmy schodami w dół do salonu. Zauważyłam, że dziewczyny musiały się już zmyć, a chłopcy z bractwa poszli do swoich pokoi. Muzyka grała cicho w tle. Znaleźliśmy naszą grupę w salonie. Nie było tylko Zayna i Perrie. Podeszłam do Angeli.
- Będę się zbierać. Jestem zmęczona – powiedziałam. - Wracasz?
- Ugh, tak właściwie, zostaję dzisiaj na noc u Harrego – powiedziała i uśmiechnęła się przelotnie do chłopaka. Och, już rozumiem.
- W porządku, wrócę sama. Tylko muszę wziąć swoją torebkę z twojego samochodu.
- Okej. Tu masz klucze – wręczyła mi je. Już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam za sobą głos.
- Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz – odwróciłam głowę i zobaczyłam Louisa wpatrującego się we mnie z nieśmiałym uśmiechem. Kątem oka zauważyłam, że pozostała siódemka wpatruje się w chłopaka, jakby wyrosła mu druga głowa.
- Byłoby miło. Pójdę po torebkę – powiedziałam, a Louis tylko skinął głową.

(Louis)

- Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz – powiedziałem i zanim się zorientowałem, że słowa zostały wypowiedziane na głos, Amy odwróciła się i uśmiechnęła. Poczułem na sobie wzrok reszty. Spoko ludzie, sam jestem tym zdziwiony, pomyślałem.
- Byłoby miło. Pójdę po torebkę – odpowiedziała dziewczyna, a ja skinąłem głową. Wyszła z pokoju, a ja odwróciłem się do moich przyjaciół.
- No proszę. Louis Tomlinson, bóg seksu, łamacz kobiecych serc odprowadza dziewczynę – zakpił Niall.
- Pieprz się Horan – powiedziałem. Niall i Harry zaśmiali się i przybili sobie piątki.
- To naprawdę urocze z twojej strony, Lou. Chyba pierwszy raz jesteś taki kochany – wtrąciła Danielle. Przewróciłem oczami.
- Jest późno i nie chcę żeby wracała sama. Poza tym, ja zawsze jestem kochany. [1] – powiedziałem i uniosłem brwi. Wszyscy się zaśmiali.
W tym momencie usłyszałem zatrzaskiwane drzwi i zobaczyłem Amy stojącą w progu. Dziewczyna podeszła do wszystkich i pożegnała się z nimi. Kiedy cała siódemka ją przytuliła i życzyła jej dobrej nocy, ruszyliśmy do drzwi. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz uderzyło we mnie zimne powietrze, zobaczyłem jak brunetka się wzdryga.
- Zimno ci? - zapytałem, z troską w głosie. Kurwa, od kiedy obchodzi mnie co czuje ktoś inny. Tym bardziej dziewczyna, którą znam zaledwie dwa dni.
- Trochę – przyznała.
- Poczekaj tutaj.
- Gdzie... - nie zdążyła skończyć, bo wszedłem z powrotem do domu. Z wieszaka w przedpokoju zabrałem swoją skórzaną kurtę i szybko wróciłem do Amy.
- Proszę, przynajmniej nie zmarzniesz. - powiedziałem i podałem jej kurtkę. Założyła ją i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dziękuję – odpowiedziała i ruszyliśmy ramię w ramię w ciemną noc.
Przez dłuższy czas oboje milczeliśmy, dlatego pierwszy postanowiłem przerwać ciszę.
- Więc, jak ci się podobała dzisiejsza impreza?
- Świetnie się bawiłam, muszę przyznać, że jesteście świetną grupą przyjaciół – powiedziała i posłała mi szczery uśmiech. - Jednak cieszę się, że się skończyła.
- To znaczy? - czyli jej się nie podobało.
- Czułam się tam źle, ponieważ jako jedyna nie miałam prezentu dla Angeli, no wiesz. Nawet nie wiedziałam, że ma urodziny – wyznała.
- To nie twoja wina, nie wiedziałaś, więc jesteś usprawiedliwiona. - starałem się ją pocieszyć.
- Niby tak, ale i tak czuję się z tym niezręcznie.
- Jeśli poczujesz się z tym lepiej, możesz dać jej spóźniony prezent – zaproponowałem.
- Tak, myślałam o tym. Tylko nie wiem, co mogłabym jej kupić.
- Mogę ci pomóc coś znaleźć – powiedziałem na głos. Oczy Amy się rozszerzyły i wpatrywały się we mnie.
- Naprawdę? - zapytała. Skinąłem głową.
- Angela kocha Kings of Leon. Jedzie na koncert, ma koszulkę i zbiera ich płyty. Z tego co wiem, nie ma najnowszej z nich. Możesz jej ją podarować.
- Świetny pomysł. Powiedz mi tylko, gdzie znajdę najbliższy sklep muzyczny – zapytała.
- Tak właściwie, możemy pojechać jutro razem. I tak chciałem kupić kilka rzeczy tam.
- Po zajęciach?
- Pasuje, w takim razie jesteśmy umówieni. - posłałem jej uśmiech.
Przez resztę drogi panowała cisza. Szliśmy w milczeniu, jednak nie było w tym nic niezręcznego czy krępującego. Nie potrzebowaliśmy rozmawiać. Kilkakrotnie zerkałem w stronę Amy. Szła patrząc przed siebie, jednak jej wzrok był oddalony. Musiała o czymś myśleć. Studiowałem jej rysy twarzy. Miała mają głowę, zresztą cała była mała. Jej mały nos sterczał delikatnie ku górze, jednak wyglądało u niej to bardzo uroczo. Jej usta były takie pełne i różowe, że poczułem chęć poczucia ich na swoich i moim ciele. W tym momencie przypomniał mi się mój wczorajszy sen, a ja byłem pewien, że dziewczyną ze snu była Amy. Uśmiechnąłem się na tę myśl.
Nim się zorientowałem staliśmy pod jej akademikiem. Postanowiłem odprowadzić ją pod same drzwi. Zatrzymaliśmy się pod pokojem 128. Spojrzałem na dziewczynę. Jej głęboko brązowe oczy wpatrywały się w moje niebieskie, a ja nagle poczułem się nagi pod jej wzrokiem. Odwróciłem wzrok.
- Dzięki za odprowadzenie – powiedziała Amy i uśmiechnęła się.
- To nic wielkiego – odpowiedziałem jej takim samym uśmiechem.
Poczekałem, aż wyjęła z torby klucze i otworzyła drzwi. Już miała wchodzić, kiedy odwróciła się w moją stronę. Nim zdążyłem się zorientować, co robię zamknąłem dziewczynę w szczelnym uścisku. Wtuliłem nos w jej włosy, a ona odwzajemniła uścisk. Pachniała tak słodko i mogę przyznać, że był to najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek czułem. Staliśmy przytuleni tak dłuższą chwilę, jednak w końcu odsunąłem się od tej małej brunetki. Popatrzyłem na nią. Wpatrywała się z swoje vansy, a ja zauważyłem delikatny rumieniec na jej policzkach. Uniosłem jej brodę do góry, tak, aby mogła na mnie spojrzeć.
- Dobranoc, mała – powiedziałem cicho i poczekałem, aż zniknie za drzwiami pokoju.
Ruszyłem w stronę bractwa. Przez całą drogę myślałem o dziewczynie ze snu, którą trzymałem przed chwilą w ramionach. Może sny rzeczywiście się spełniają? Jedno wiedziałem na pewno. Chciałem spędzać jak najwięcej czasu z Amy...

(Amy)

Weszłam do pokoju, szybko się rozebrałam i poszłam do łazienki. Kiedy brałam długi gorący prysznic raz po raz odtwarzałam w głowie, to co przed chwilą się wydarzyło. Przytulałam się z Louisem. Jego silne ramiona kurczowo trzymały moje małe ciało, jakby wiedział, że w każdej chwili mogę rozpaść się na małe kawałki. Wciąż czułam intensywny zapach jego wody kolońskiej, który był zniewalający. Jednak to o czym wciąż myślałam, to była świadomość, jak bezpiecznie czułam się w ramionach Louisa.
Szybko się umyłam i wyszłam z łazienki. Przebrałam się w piżamę i zobaczyłam wiszącą na krześle kurtkę Louisa. Zapomniałam mu jej oddać. Dam mu jutro, kiedy się z nim spotkam.
Zgasiłam duże światło, zapaliłam małą lampkę na szafce nocnej i położyłam się w łóżku. Myślałam o dzisiejszym dniu. Pierwsze zajęcia, urodziny Angeli, pocałunek z Joshem, spacer z Louisem i przytulanie się. Dziś jest pierwszy od stu osiemdziesięciu siedmiu dni, kiedy nie czułam bólu po stracie brata. Dziś jest pierwszy dzień, kiedy nie chciało mi się płakać i siedzieć w samotności. Dziś jest pierwszy dzień od dawna, kiedy nie sięgnęłam po żyletkę. Dziś jest pierwszy dzień, kiedy znów czuję się szczęśliwa. Uśmiechnęłam się do siebie i zasnęłam z nadzieją, że jutrzejszy dzień będzie równie dobry jak dzisiejszy.

[1] - Danielle mówi o Louisie kochany w sensie, miły. A Lou odpowiada jej, że jest kochany, mając na myśli, że dziewczyny go ubóstwiają.

____________________
  Chcesz być informowana o nowym rozdziale? Znajdziesz nas na Twitterze pod hashtagiem #SpacesLTff (:
Czytasz = komentujesz ! (:

1 komentarz: