sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 4. Hej. Kapitanie?

(Amy)

Obudził mnie dźwięk budzika w moim telefonie. Szybko go wyłączyłam i na jeszcze jedną cenną chwilę zatopiłam się w ciepłej kołdrze. Dziś wielki dzień. Pierwszy dzień zajęć na uniwersytecie. Powinnam się stresować, jednak tak nie jest. Jestem wypoczęta, gotowa stawić czoła życiu. Wczorajsza rozmowa z Angelą dużo mi pomogła, czuję pewnego rodzaju ulgę i świadomość, że nie jestem tutaj sama i mogę liczyć na swoją współlokatorkę.
O dziewiątej zaczynają się zajęcia, a ja wspólnie z Angelą mamy wykład z literatury brytyjskiej. Dowiedziałam się wczoraj, że Angela, Harry i Louis, tak jak ja studiują anglistykę, jednak chłopcy dodatkowo skupili się na piłce nożnej. Zastanawia mnie fakt, dlaczego mam z nimi część swoich zajęć, skoro oni są już na drugim roku.
Podniosłam się i zobaczyłam, że moja współlokatorka już nie śpi. Na mój widok uśmiechnęła się i przetarła ręką swoje zaspane zielone oczy.
- Hej, mała. Która pierwsza zajmuje łazienkę? - spytała. Wzruszyłam ramionami.
- Możesz iść pierwsza, ja nie potrzebuję dużo czasu na ogarnięcie się - Angela parsknęła śmiechem.
- Już cię lubię, mała - mrugnęła do mnie okiem. - To ja idę pod prysznic, a ty mogłabyś wziąć mi herbatę z automatu na korytarzu?
- Jasne - powiedziałam, na co dziewczyna cmoknęła w zadowoleniu i wstała z łóżka.

***

Piętnaście minut później Angela wyszła z łazienki w bieliźnie i ręcznikiem na głowie. Może to trochę niekulturalne, ale wgapiałam się w dziewczynę z wybałuszonymi oczyma. Nie była bardzo wysoka, jednak dużo wyższa ode mnie. Miała zajebiste nogi, które były jej atutem. Generalnie całe ciało miała idealne, nie była ani chuda ani gruba.
- Nie patrz się tak na mnie, nie lubię swojego ciała - mruknęła, kiedy przyłapała mnie na gapieniu się.
- Masz przecież idealne ciało - zaprzeczyłam jej opinii.
- Nie brzuch - przyjrzałam się ponownie. Na brzuchu miała lekką fałdę tłuszczyku. W żadnym wypadku nie szpeciło to jej ciała. Zresztą dziewczyna i tak była ładna. Miała długie brązowe włosy i zielone oczy. Wyglądała tak niewinnie, jednak dołek na jej brodzie sprawiał, że wyglądała trochę zadziornie. No i kilka tatuaży.
- Nie ma w tobie nic czego miałabyś się wstydzić - odpowiedziałam. - Fajne tatuaże tak właściwie.
- Dzięki - powiedziała. Angela miała ich kilka. Na nadgarstku wydziarała sobie znak nieskończoności zakończony serduszkami. Na żebrach dokładnie pod stanikiem lecące małe ptaszki i na stopie zwyczajne kółko. Ciekawe co oznacza każdy z tych tatuaży.
Dziewczyna ubrała luźny czarny T-shirt z logo Kings of Leon i usiadła na krześle przy stoliku. Wzięła do ręki kubek z herbatą i pociągnęła łyk.
- Kocham to - westchnęła i wzięła kolejny łyk.
- Czyżbyś była angielską dziewczyną? - zaśmiałam się i napiłam się swojej.
- Masz na myśli moją słabość do herbaty? - pokiwałam głową. - Pochodzę ze Seattle, z Anglią nie mam nic wspólnego.
- Jak się znalazłaś w Nowym Jorku?
- To skomplikowane. Od małego nie dogadywałam się z rodzicami, zawsze wolałam być sama niż z nimi. Dlatego zdecydowałam się studiować na drugim końcu kraju.
- Nie tęsknisz za nimi? - spytałam
- Czasem, ale tak jest lepiej. Nie mówmy o mojej rodzinie.
- Jasne, przepraszam. Tak właściwie, jak się dostaniemy na uniwerek?
- Pojedziemy moim samochodem, to znaczy nie jest jakoś daleko, ale jestem za leniwa żeby iść pieszo - powiedziała Angela.
Wstałam i poszłam do łazienki żeby się przygotować. Prysznic, makijaż i wszystkie niezbędne czynności zajęły mi pół godziny. Kiedy wyszłam moja koleżanka była już ubrana, pomalowana i właśnie prostowała włosy. Dlaczego moja współlokatorka musiała być taka ładna? Siedziała w tej samej koszulce co wcześniej, jasnoróżowej bluzie podwiniętej do łokci, niebieskich dżinsach i slippersach w takim samym kolorze co bluza. Angela najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy ze swojej atrakcyjności, bo co chwilę mruczała pod nosem komentarze typu "jestem brzydka" , "moje włosy są okropne" , "jestem do bani". Pokręciłam z niedowierzaniem głową i podeszłam do szafy i wybrałam pierwsze lepsze ubrania, które zauważyłam. Padło na czarną bluzę z batmanem, czarne rurki i vansy w tym samym kolorze. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wrzuciłam do torby portfel, książki, plan zajęć i spojrzałam na Angelę, która właśnie skończyła się czesać.
- Gotowa? - zapytała się mnie uśmiechając. Pokiwałam głową. Obie wzięłyśmy nasze torby i wyszłyśmy z pokoju.

***

Droga na kampus z akademika wcale nie była długa, jednak zdecydowanie lepiej było jechać samochodem. Zaparkowałyśmy przy po bliskiej kawiarni, do której postanowiłyśmy zajrzeć. Kupiłyśmy sobie po truskawkowym smoothie i croissancie. Kilka minut później byłyśmy już w budynku uczelni i udałyśmy się do sali wykładowej. Sala była pusta, a Angela wskazała na miejsca na samej górze, które podobno są doskonałe, bo wszystko widać, ale ludzie cię nie dostrzegają.
- Połóż swoją torbę na siedzeniu obok - powiedziała dziewczyna i zauważyłam, jak zrobiła to samo po swojej stronie. Poszłam w jej ślady, jednak uniosłam brwi ku górze w zdziwieniu.
- Po co?
- Harry i Louis zawsze się spóźniają, więc ktoś musiał zająć im miejsca - wyjaśniła i pociągnęła łyk swojego koktajlu. - Właśnie, kilka spraw. Na literaturze możesz pić, jeść, używać telefonu, cokolwiek byle nie spać. Wykładowca tego nie lubi i jak zobaczy, że poszedłeś w kimę wylewa na ciebie kubek zimnej wody.
- Będę miała to na uwadze - powiedziałam. - Czemu pierwszy i drugi rok ma razem zajęcia?
- Za mało nauczycieli.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o uniwersytecie. Dowiedziałam się, że Angela jest kapitanem drużyny siatkówki, którą sama założyła i której jest trenerem.
- Bo widzisz... - zaczęła. - Tutaj zawsze grano tylko w nogę, a dziewczyny zabawiały się pomponami. Przez prawie pół roku błagałam rektora, aby pozwolił mi stworzyć drużynę. W końcu się zgodził, ale powiedział, że nie ma funduszy na załatwienie nam trenera, więc podjęłam się tego.
- Jesteś bardzo zdeterminowana w osiąganiu celów - zauważyłam.
- Taka już jestem. Poza tym wolę taką aktywność niż piszczenie i machanie pomponami na widok chłopaków - stwierdziła brunetka.
- Jestem przekonany, że seksownie wyglądałabyś jako cheerleaderka - powiedział głos, a kiedy odwróciłyśmy się zobaczyłyśmy Harrego, który właśnie przyszedł i szczerzył się do Angeli.
- Wariat - mruknęła i pocałowała chłopaka w usta. Harry usiadł koło dziewczyny i objął ją ramieniem.
- Hejka, Amy. Jak leci? - zapytał i wychylił się do przodu żeby móc mnie zobaczyć. Dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć. Harry był brunetem z dłuższymi kręconymi włosami. Miał oczy koloru szmaragdu i urocze dołeczki, kiedy się uśmiechał. Miał na sobie białą koszulkę z krótkim rękawem, więc zauważyłam, że miał mnóstwo tatuaży na rękach i kilka na klacie, które były widoczne pod materiałem. Był przystojny, ale to nie mój typ. Poza tym ma dziewczynę.
- W porządku. To wszystko tutaj jest takie inne. Jeszcze nie przywykłam do Nowego Jorku, zresztą nie miałam czasu czegokolwiek zobaczyć.
- Angela? A może byśmy oprowadzili dziś Amy po mieście?
- To nie głupi pomysł. Jeśli chcesz, oczywiście. - uśmiechnęła się do mnie promiennie. Posłałam im obojgu uśmiech wyrażający zgodę.
- Świetnie. Więc, po twoim treningu, kochanie, weźmiesz Amy i wpadniecie po mnie? - Harry uśmiechnął się do swojej dziewczyny ukazując dołeczki i mogłam zobaczyć, jak Angela rozpływa się na ich widok. Skinęła głową, a chłopak znów pocałował ją w usta.
- Gdzie jest Louis? - zapytałam, zdziwiona, że nie przyszedł z brunetem.
- Spóźni się. Wczoraj wieczorem przyszła do niego Liv, aby się przywitać, wiesz jak to się skończyło - wyjaśnił. To ostatnie powiedział chyba tylko do Angeli. Poza tą trójką nie znałam nikogo. Rozmawialiśmy jeszcze trochę. Brunetka ekscytowała się mistrzostwami świata mężczyzn w siatkówce, a Harry opowiadał nam o ich drużynie piłki nożnej.
W pewnym momencie drzwi się otworzyły a do sali wszedł wysoki brunet w czarnym garniturze. Był młody, obstawiam, że przed trzydziestką. Postawił kawę i teczkę na biurku, po czym zwrócił się w stronę wypełnionej auli.
- A więc. Dla pierwszaków, którzy mnie nie znają. Jestem Michael Crawford i będę prowadził zajęcia z literatury brytyjskiej. Kilka zasad, których się trzymam. Pierwsza. Prace oddajecie mi na czas. Druga. Nie śpicie na moim wykładzie. Chyba, że potraficie robić to z otwartymi oczyma - na koniec się zaśmiał. - Jakieś pytania. To wasza jedyna szansa.
Rozległy się pytania.
- Ile ma pan lat?
- 28 - ha! Wiedziałam.
- Jest pan żonaty? - zapytała jedna z dziewczyn. Dokładnie w tym momencie drzwi się otworzyły, a do klasy wpadł Louis.
- Przepraszam, za spóźnienie - zwrócił się do pana Crowforda, a potem zaczął przeczesywać wzrokiem salę. Kilka dziewczyn westchnęło na widok chłopaka z jasnobrązowymi włosami. W pewnym momencie Harry gwizdnął i Louis obrócił się i zaczął zmierzać w naszą stronę. Kiedy przechodził koło piątego rzędu jakaś blondynka zawołała do niego.
- Kapitanie, może chcesz usiąść koło mnie? - zapytała i zatrzepotała rzęsami.
- Nie tym razem, skarbie - powiedział chłopak i uśmiechnął się do niej, a laska mało co nie spadła z krzesła. Żenada. W końcu Lou dotarł do miejsc, gdzie siedzieliśmy i usiadł na miejscu, które mu zajęłam.
- Cześć, mała - rzucił w moim kierunku. Bosh, dlaczego musiał podłapać od Angeli tą głupią ksywkę?! Nie jestem przecież mała. Jestem?
- Hej. Kapitanie? - odburknęłam. Chłopak spojrzał na mnie. Miał jasnoniebieskie oczy, które dodawały mu uroku.
- Kapitanie. Jestem kapitanem drużyny piłki nożnej - odpowiedział i się uśmiechnął. W sumie, ten chłopak cały czas się uśmiecha. Widzę go drugi raz, ale za każdym razem się tak szczerzy.
- Wow, fajnie - rzuciłam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Spojrzałam na chłopaka, który rozłożył się wygodnie na siedzeniu i zapewne miał zamiar iść spać.
- Nie słyszałeś, że profesor nie toleruje spania? - zapytałam, na co Louis się zaśmiał.
- To pierwsze zajęcia i kolesia dzisiaj to nie obchodzi. Poza tym. Nie widać nas stąd. Dobranoc, mała.
Zachichotałam lekko i skupiłam się ponownie na wykładowcy. Ludzie zadawali mu różne pytania.
- Nie odpowiedział pan. Czy jest pan żonaty? - Spytała ponownie ta sama laska.
- Hm... spotykam się z kimś - odparł i podrapał się po karku. Okej? Przez chwilę jeszcze sypały się pytania, jednak w końcu nastała cisza.
- No dobra, czyli to koniec, tak? Możecie się rozejść. Do zobaczenia jutro - powiedział Crowford i usiadł za biurkiem. Szturchnęłam Louisa, kiedy zamierzaliśmy z Angelą i Harrym opuścić salę. Chłopcy mieli iść na literaturę francuską, a my z kolei miałyśmy zajęcia z religii świata.
Kiedy już byliśmy przy drzwiach, usłyszeliśmy głos profesora.
- Angela, możesz zostać na chwilę?
- Jasne, poczekasz chwilę? - spytała mnie, na co skinęłam głową.
- To my lecimy - rzekł Louis i wspólnie z Harrym wyszli. Ja również wyszłam, jednak zatrzymałam się przy drzwiach. Nie zamierzałam podsłuchiwać, po prostu oni rozmawiali za głośno.
- Wszystkiego najlepszego, królewno - powiedział męski głos. Co kurwa?
- Ciii, jeszcze ktoś usłyszy.
- Przejmujesz się. Hm. Co powiesz na kolację w czwartek?
- No nie wiem, nie wiem - mruknęła dziewczyna, po czym zaczęła się śmiać. - Oczywiście, będę.
- Cieszę się. Ślicznie wyglądasz, wakacje ci służyły - powiedział Crowford. O co tu chodzi? Nie rozumiem.
- Dzięki, Mike. Dobra, idę na zajęcia. Do zobaczenia - powiedziała Angela, a ja nie wytrzymałam i zajrzałam do klasy. To co zobaczyłam. Byłam, kurwa, w szoku. Brunetka przytulająca się do profesora. Dobra, nie był stary, ale to nasz nauczyciel. Poza tym ona ma chłopaka! To popieprzone. Angela wyszła z klasy z uśmiechem na twarzy, a ja nie wytrzymałam i naskoczyłam na nią.
- Co to miało być? Jak możesz, kurwa, zdradzać Harry'ego?! Jeszcze z profesorem! - wrzasnęłam, a dziewczyna jedynie zaczęła się śmiać. Już nic nie rozumiem. Kiedy brunetka w końcu się uspokoiła, spojrzała na mnie.
- Nie zdradzam Harry'ego. Kocham go.
- A to niby co było? "Królewno"? "Kolacja w czwartek"? I jeszcze się przytulaliście - byłam wkurzona. Jeśli chodzi o zdrady, byłam bardzo, ale to bardzo anty.
- O to ci chodzi. Amy, nie zdradzam Harry'ego. A Mike to mój starszy kuzyn. Nie mogłaś się tego domyślić, bo nie podałam ci nazwiska. Jestem Angela Crawford. - powiedziała i uśmiechnęła się.
- Och, rozumiem. Przepraszam - powiedziałam cicho. Czuję się jak idiotka.
- Nie ma sprawy. Mogłaś tak pomyśleć. Idziemy na zajęcia?

***

Następną godzinę spędziłam na religii świata. To będą ciekawe zajęcia, a profesor wydaje się być w porządku. Powiedział, że bardziej skupimy się na odczuciach i naszej wierze niż na konkretnych religiach, co mi się spodobało.
- Co teraz masz? - zapytała Angela, kiedy wyszłyśmy z sali.
- Kulturoznawstwo. A ty?
- Psychologię społeczną. Będziesz miała zajęcia wspólnie z Harrym.
- Okej. Masz coś jeszcze, bo ja kończę po tej godzinie.
- Idę na trening. Możesz przyjść. Poznasz kilka osób - zasugerowała dziewczyna.
- Z chęcią - odparłam.
- Wiesz jak dość na halę?
- Jakoś trafię.
- Okej, jak coś to dzwoń. Na razie, mała. - Rzuciła i ruszyła w przeciwnym kierunku.
Kulturoznawstwo okazało się zajęciami, na których nic nie będziemy robić, poza oglądaniem filmów, sztuk i robieniem innych nudnych rzeczy. Dobrze, że chodzę na nie z Harrym. Brunet jest naprawdę miły i świetnie się z nim rozmawia. Całą godzinę przesiedzieliśmy śmiejąc się z naszych głupich historyjek z dzieciństwa. Chłopak jest wyluzowany, ma dystans do siebie, ale można na nim polegać. Angela jest szczęściarą, mając takiego chłopaka.
***

Wstąpiłam do kawiarni, w której wcześniej byłam z Angela, zamówiłam kawę, po czym poszłam w kierunku hali. Kilka razy musiałam się zapytać o drogę, jednak po kilku minutach dotarłam do celu. Budynek był nowy i prosty. Weszłam do środka i udałam się w stronę boiska. W pewnym momencie usłyszałam głośne krzyki i aż się zatrzymałam. Angela się na kogoś wściekała.
- Kurwa, Cathy! Wakacje się skończyły! Nie ma spania! Musimy trenować! W listopadzie mamy zawody! Kurwa, po co pół roku siliłam się żeby stworzyć drużynę?! Albo zaczynasz normalnie grać, albo stąd spadasz! - Mogłam się domyślić, że moja współlokatorka aż kipiała ze złości. Może powinnam się wycofać? Już miałam ruszyć do wyjścia, kiedy zatrzymał mnie pewien głos.
- A ty co tu robisz? Trening jest zamknięty - powiedziała dziewczyna z brązowymi włosami związanymi w kucyk.
- Angela powiedziała żebym przyszła - powiedziałam cicho.
- Okej, to chodź - brunetka podeszła do mnie i wyciągnęła dłoń. - Jestem Jade.
- Amy - odpowiedziałam cicho. Jade się uśmiechnęła.
- Angela jest trochę wkurzona, więc uważaj. Czasami bywa suką, ale przynajmniej jest szczera i wie co robi - wytłumaczyła brunetka, kiedy szłyśmy na boisko. - Chcesz dołączyć do drużyny, że szukasz kapitana?
- Nie, mieszkam z Angelą - odparłam z momencie, kiedy znalazłyśmy się na boisku. Na środku stała rozłożona siatka, a po obu stronach dziewczyny toczyły ze sobą grę. Angela stała przy jednym ze słupków i co jakiś czas krzyczała jakieś komentarze i widać było, że jest zła. Nagle skierowała wzrok w naszą stronę i się uśmiechnęła.
- Siema, mała! - krzyknęła pod moim adresem, po czym zwróciła się do dziewczyn. - Grajcie dalej! Danielle, chodź ze mną.
Do mojej współlokatorki podeszła brunetka z burzą długich drobnych loczków na głowie. Ruszyły w naszym kierunku.
- No więc, widzę, że poznałaś już Jade. To jest Danielle. Danielle, Amy, moja współlokatorka. Jade i Dan to moje przyjaciółki - Danielle wyciągnęła do mnie rękę.
- Miło mi cię poznać.
- Mnie również - przyznałam i uścisnęłam jej dłoń.
- Dobra, wracamy do gry - poinstruowała Angela. Dziewczyny poszły na boisko i zajęły swoje pozycje. - Usiądź na trybunach i przyglądaj się, jak te idiotki zaraz stracą głowy.
Zaśmiałyśmy się i ruszyłam w kierunku trybun. Siedziałam tam i przyglądałam się grze, delektując się kawą. Rozgrywka szła nie po myśli Angeli, bo w pewnym momencie dziewczyna wybuchła.
- Nie wierzę! Kurwa! Idźcie stąd! Na dzisiaj koniec. Ale obiecuję, że jeśli do jutra się nie ogarniemy, pozabijam nas wszystkie. Łącznie ze mną! - krzyknęła. Dziewczyny zaśmiały się, jednak byłam przekonana, że wzięły słowa brunetki do serca. - Do szatni, raz!
Wszystkie opuściły boisko i przeszły koło mnie. Danielle i Jade pomachały mi na pożegnanie. Zobaczyłam, jak Angela bierze po kolei piłki z wózka i zagrywa nimi z taką siłą, że byłam w szoku, że nie pękły od uderzenia. Wstałam, wyrzuciłam kubek do kosza i podeszłam do dziewczyny.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Tak, muszę tylko wyładować złość - odparła. - Ja po prostu... zależy mi na tym.
- Jade powiedziała, że wiesz co robisz.
- Tak. To nie jest tak, że wyżywam się na nich za ich błędy. Strasznie dużo wymagam od siebie. I również tyle samo wymagam od innych. Dziewczyny są dobre. Sama je wybrałam. One po prostu czasem potrzebują porządnego kopa - wyjaśniła i zaserwowała górą. Chwyciłam piłkę.
- Rozumiem cię. - powiedziałam i zagrałam sposobem dolnym. Angela spojrzała na mnie.
- Szkolna zagrywka, ale masz siłę w dłoni - mruknęła.
- Skąd wiesz?
- Dostrzegam w ludziach zalety. Bo widzisz, jeśli skupiasz się na plusach, wykorzystujesz je i organizujesz wszystko tak, aby było jak najlepiej. Zero wad. Rozumiesz?
- Chyba?
- Spójrz, Danielle. Jest najwyższa z nas wszystkich, do tego ma dobry wyskok, dlatego jest środkową. Jade, ma siłę w ręce i też potrafi się wybić, więc to nasza atakująca. Z kolei ja mam dobry odbiór dolny. Jestem przyjmującą - wyjaśniła. Skinęłam w zrozumieniu głową. Zagrałam ponownie.
- Amy? Może chcesz dołączyć? Masz siłę w rękach. Możliwe, że nadałabyś się na rozgrywającą.
- Nie, raczej nie. Nie przepadam za siatkówką. Wolę kosza - przyznałam.
- Grasz w kosza? - przytaknęłam. - W bractwie jest prowizoryczne boisko. Tylko, że w kosza grają tylko Hazz, Lou, Niall, Liam i Zayn. Nikt z chłopaków nie. Nie mają jak grać trzy na trzy. Jeśli chcesz, możesz z nimi grać. Dla rozrywki.
- Serio? Będą chcieli grać z dziewczyną?
- Tak, kilka razy robiłam za ich zawodnika. Ucieszą się.
- W takim razie jestem za - uśmiechnęłam się. Kocham grać w kosza, więc to będzie dla mnie świetna zabawa.
- Super, zbierajmy się. Przebiorę się, pojedziemy po Hazza i pokażemy ci Times Square - powiedziała i ruszyłyśmy w kierunku szatni.

____________________

 Jest sobota, jest i nowy rozdział! (: Zapraszam do czytania! 
Jeśli tu jesteś zostaw komentarz! (:

1 komentarz: