piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 29. Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie.


(Amy)

Jeśli myślałam, że razem z Nowym Rokiem wszystko się ułoży i w spokoju będę mogła cieszyć się moim związkiem z Louisem, byłam w wielkim błędzie.
Kiedy o północy pocałował mnie, a następnie zapytał czy zostanę jego dziewczyną, było najlepszą chwilą mojego życia. Do moich oczu cisnęły się łzy, a moje szczęście przekraczało wszystkie możliwe granice, ponieważ nareszcie ziściło się to o czym od dawna marzyłam. Później tej nocy, gdy spał przytulony do mnie, po naszym pełnym namiętności seksie jedyne o czym myślałam, to aby te chwile nigdy się nie skończyły.
Był poniedziałek i po tym jak w żółwim tempie wyszłyśmy z Angelą z naszych łóżek i zaliczyłyśmy trzy godziny zajęć, miałyśmy zamiar iść do Starbucks'a na lunch. Szłyśmy w kierunku wyjścia z budynku, kiedy zza rogu wyszła najbardziej lubiana przeze mnie osoba.
- Jak możesz być z Louisem?! Co ty sobie wyobrażasz?!
- Ciebie też miło widzieć, Eleanor - powiedziałam spokojnie. Czułam, jak znajduję się pod bacznym wzrokiem Angeli.
- Jeśli myślisz, że on zmienił się dla ciebie, to jesteś w błędzie.
- Jesteś zazdrosna, że wybrał mnie zamiast ciebie?
- Zazdrosna? - zakpiła cheerleaderka i przeczesała palcami włosy. - Nie czuję nic do Louisa.
- Więc jaki masz problem? O co ci do kurwy chodzi?
- Zapamiętaj, że tacy faceci jak Tomlinson nie zmieniają się dla zwykłej dziewczynki. Prędzej czy później zdradzi cię...
- Pojebało cię czy pojebało? - odezwała się nagle Angela. Była nieźle wkurzona, dlatego pozwoliłam jej mówić. - Słuchaj, to że prawie rozpieprzyłaś mój związek daruję ci. Ale jeśli zniszczysz go moim przyjaciołom, pożałujesz Calder.
- Kogo my tu mamy! Angela, jak Harry? - zapytała słodko Eleanor.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Masz chłopaka, możesz mieć każdego, ale ty się pchasz do tych, którzy nie do końca są wolni. To taka gra?
- W pewnym sensie, moja droga. Czerpię satysfakcję widząc was wszystkich lgnących do siebie zakochanych. Jesteście tak kurewsko słodcy, że dosłownie się rozpływam.
- Jesteś suką, Eleanor.
- Już mi to powiedziałaś.
- Cokolwiek. Ta rozmowa nie ma sensu, spadamy stąd Amy.
Posłałam Calder mordercze spojrzenie, na co ta aż odwróciła wzrok.
Odeszłyśmy z Angelą, a we mnie dosłownie się gotowało. Tak bardzo nienawidzę tamtej dziewczyny. Myślałam, że jeśli będę spotykać się oficjalnie z Louisem da nam spokój, ale ona chyba nie ma zamiaru tego robić.
Właściwie jak tylko wróciliśmy do bractwa, wszyscy dowiedzieli się, że jestem z Louisem. Umawianie się z kapitanem drużyny piłkarskiej nie było dla mnie niczym wielkim, ponieważ kocham go nawet, kiedy nie ma na sobie stroju uniwersyteckiego klubu. Teraz, większość ludzi zaczęła mnie rozpoznawać, co jest trochę niezręczne dla mnie, gdyż nie lubię być w centrum uwagi. Dostaję setki zaproszeń na Facebooku, a na moim twitterze i instagramie zwiększyła się liczba obserwujących. Generalnie jest okej, ale czasem widząc te wszystkie dziewczyny, które pożerają mnie wzrokiem, ponieważ to ja jestem dziewczyną Louisa, sprawiają że mam ochotę schować się na dnie szafy.
- Hej! Ziemia do Amy! - Angela pomachała mi ręką przed twarzą.
Dopiero teraz zorientowałam się, że stoimy przed czarną mazdą dziewczyny.
- Zamyśliłam się, przepraszam.
- Widzę właśnie. Harry i Louis pytają się czy zajedziemy po nich do bractwa, bo chcą iść z nami na lunch.
- Jasne, że tak - odpowiedziałam szybko i wsiadłam do samochodu chcąc schronić się przed mrozem.
Moja przyjaciółka zajęła miejsce kierowcy i odpaliła silnik. Włączyłam ogrzewanie.
- Nie przejmuj się Eleanor. Musi zrobić kilka scen żeby ktoś ją zauważył. Niedługo znajdzie sobie kolejną ofiarę - pocieszyła mnie Angela.
- Jak to wytrzymałaś?
- Było ciężko, ale się odegrałam wspólnie z Jade. Teraz już mnie to nie obchodzi. Ty sobie też daj z nią spokój.
- Taaa, cokolwiek - westchnęłam i osunęłam się w dół na siedzeniu.
- Serio. Zresztą, teraz Louis nie pozwoli na to, by cię ponownie stracić.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem, mała.

***

Kolejne dni minęły w spokoju, Eleanor nie wchodziła mi w drogę, co było mi na rękę, ponieważ nie miałam ochoty stawiać jej czoła i niepotrzebnie się denerwować.
Leżałam ze słuchawkami w uszach. Byłam przykryta kołdrą i miałam na sobie ciepłą bluzę. Ze słuchawek płynęły ciche dźwięki fortepianu, ponieważ to miało pomóc mojemu bólowi głowy. Zamknęłam oczy chcąc się na chwilę zrelaksować.
Nie usłyszałam, że przyszedł Louis, dopóki mój chłopak nie zaczął się śmiać.
- Angela, ty nosisz okulary?! Wow. Nie poznałem cię.
- Odpieprz się, Tommo - warknęła dziewczyna i zmierzyła bruneta groźnym wzrokiem.
Angela nosiła okulary tylko wieczorem, kiedy zdejmowała soczewki. Dzisiaj jednak nie zamierzała wychodzić nigdzie, dlatego siedziała na swoim łóżku w za dużym swetrze, wełnianych skarpetkach, nieuczesanych włosach i bez makijażu, z nosem wbitym w książkę.
- Kogoś mi przypominasz. Wyglądasz jak moja nauczycielka od matmy. Dokładnie tak - Louis wyraźnie śmiał się z naszej przyjaciółki, a ja miałam ochotę uderzyć go poduszką, ponieważ był dupkiem.
- Serio? Wyglądasz jakby twoje krocze coś zgubiło - odpyskowała Angela.
- Dobra, wyglądałaś, ale to był cios poniżej pasa.
- Oczywiście, że poniżej pasa.
- Jesteście idiotami, przysięgam - powiedziałam i nareszcie ta dwójka zwróciła na mnie uwagę.
- Ja? Nope - odpowiedzieli jednocześnie, a później śmiejąc się dodali - Jak chuj.
- Co robicie? - zapytał Louis i podszedł do mnie.
Pocałował mnie w usta, a kiedy zobaczył leżącą na biurku paczkę chipsów, tyle miałam z przytulania.
- Hazz cię zabije. To są jego ulubione - powiedziała Angela i przewróciła oczami widząc mojego chłopaka wyjadającego chipsy. Lou wzruszył tylko ramionami i nie przejął się uwagą mojej współlokatorki.
- Boshe, Louis, chodź tutaj. Zimno mi.
- Chciałaś żebym przyszedł tylko po to, abym służył ci za grzejnik?
- Przecież tylko po to jesteś moim chłopakiem - odpowiedziałam i wystawiłam mu język.
Brunet pokręcił głową, odłożył pewnie już pustą paczkę chipsów i podszedł do mnie. Oczywiście musiał zatrzymać się przy łóżku Angeli żeby ją wkurzyć, ponieważ oni tacy już byli.
- Co czytasz? - zapytał i zabrał dziewczynie książkę.
- Dawaj to.
- Jasne. Rzucił Simon kwaśnym tonem. I nawet nie raczyłaś do mnie zadzwonić i oznajmić, że zamieszkałaś z farbowanym, podrabianym fanem gotyku, którego poznałaś blablabla. Tak na marginesie, moje włosy to naturalny blond. Wtrącił Jace. - przeczytał fragment książki nienaturalnym głosem. [1] - O boshe, to jest jakaś kolejna część tego Zaćmienia czy czegoś tam?
- Nie. To jest lepsze, a tamto to Zmierzch, nie udawaj, że nie wiesz - odpowiedziała Angela i wyrwała Louisowi książkę. Chłopak podszedł do mojego łóżka i usiadł na nim, a ja przytuliłam się do niego. Poczułam ciepło bijące od niego i doskonałą woń perfum.
- Zmierzch czy nie, w każdym razie to gówno.
- Hej! To była moja ulubiona książka - powiedziałam oburzona.
- Czytałaś to? Nie możesz być moją dziewczyną, jeśli kochałaś Edwarda.
- Jesteś dupkiem, wiesz? - zauważyłam i udawałam obrażoną, chociaż i tak wiedziałam, że mój chłopak żartuje, ponieważ jego oczy wesoło się świeciły.
- Kochasz to, mała - powiedział, a następnie wpił się w moje usta.
Całowalibyśmy się dłużej gdyby nie fakt, że Angela przypomniała nam o swoim istnieniu mówiąc, że nie chce mieć nas tutaj, kiedy będziemy się pieprzyć.
- Właściwie jesteś zajęta? - zapytał mnie Louis, a ja pokręciłam przecząco głową. - To dobrze. Ubierz się ciepło. Wychodzimy.
- Gdzie?
- Zobaczysz, kochanie.
Z grymasem na twarzy zeszłam z łóżka. Szybko pocałowałam chłopaka w usta i poszłam wybrać najcieplejsze ubrania jakie miałam.

- Louis, proszę, powiedz mi, gdzie jedziemy - powiedziałam, jak tylko wsiedliśmy do samochodu.
Włączyłam już ogrzewanie i czekałam aż chłopak odpali silnik i ruszy sprzed akademika. Louis zamiast tego spojrzał na mnie spokojnie i uśmiechnął się zadziornie.
- Zobaczysz, jak będziemy na miejscu.
- Louis...
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, ponieważ brunet zamknął moje usta szybkim pocałunkiem. Westchnęłam głośno i odwróciłam się bokiem, zapinając pas. Samochód ruszył z parkingu, a ja wyglądałam przez okno. Na dworze było zimno i padał drobny śnieg. Mimo że temperatura była dużo poniżej zera, słońce wychyliło się zza chmur i oświecało biały puch.
Nie chcąc dłużej słuchać ciszy panującej w samochodzie włączyłam radio, a kiedy usłyszałam piosenkę Seleny Gomez podgłośniłam muzykę głośniej. Zaczęłam cicho nucić słowa radosnego utworu i kątem oka zobaczyłam, jak Louis palcami wystukuje na kierownicy swój własny rytm.
Poczułam dłoń chłopaka na swoim kolanie. Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć Louisa skupionego na drodze, jednak jak tylko poczuł na sobie mój wzrok, kąciki jego ust uniosły się ku górze. Jego ręka zaczęła poruszać się w górę mojego uda, co natychmiast wysłało przyjemne dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Nie chciałam sobie pozwalać na taką chwilę, ponieważ musiałabym później czekać na dokończenie tego, dlatego złączyłam nasze palce razem i przeniosłam je na moje kolano. Louis kciukiem pocierał kółka na moich knykciach, a ja przymknęłam powieki. Było mi ciepło, wygodnie i mogłam się odprężyć.
Kiedy jakiś czas później otworzyłam oczy, Louis parkował samochód przy pobliskim parku. Wysiadłam z Range Rovera i rozejrzałam się po okolicy. Wszędzie było mnóstwo śniegu, który okrywał ziemię, jak i drzewa. Nie było tu żywej duszy i mogłam słyszeć cichy szelest gałęzi falujących na wietrze. Lubiłam zimę, kiedy nie zamarzałam, a wszystko dookoła było pokryte bielą. Poczułam, jak Louis owija ręce wokół moich ramion, a jego broda opiera się na czubku mojej głowy. Odwróciłam się do chłopaka i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ponieważ nie miałam pojęcia, po co mnie tu zabrał.
- Dlaczego tu jesteśmy?
- Pomyślałem, że moglibyśmy pojeździć na sankach - odpowiedział i wzruszył ramionami.
- Co?
- Jeśli nie chcesz...
- Cicho. Zabrałeś mnie na sanki?
- No tak.
- Czy to jest jedna z tych romantycznych randek? - zapytałam. Wiedziałam, że Louis zawsze czuje się skrępowany jeśli chodzi o te wszystkie sprawy związane z byciem w związku, dlatego lubiłam go tym dręczyć, ponieważ wyglądał wtedy uroczo.
- Boshe, powiedziałaś kiedyś, że chciałabyś iść na sanki, dlatego cię tu zabrałem. Wiesz, że nie znam się na randkach i tym całym gównie - powiedział speszony, a ja się cicho zaśmiałam.
- Jesteś uroczy, kiedy jesteś zestresowany - pocałowałam Louisa w usta, a chłopak nie tracąc czasu wsunął język pomiędzy moje wargi.
Było mi niewygodnie stać na palcach, dlatego brunet podniósł mnie do góry i posadził na masce samochodu. Owinęłam nogi w jego talii i odpowiedziałam na jego pocałunek.
Był środek zimy, padał na mnie śnieg podczas, gdy ja całowałam swojego chłopaka, a rzeczy nigdy nie miały się lepiej. Byłam szczęśliwa.
Odsunęliśmy się od siebie i poczekaliśmy chwilę chcąc by nasze oddechy się unormowały.
- Idziemy na te sanki? - zapytałam chwilę później.
Louis poprawił mi moją beanie, a następnie podał mi swoją dłoń, abym mogła zeskoczyć z samochodu. Chłopak poszedł do bagażnika i wyjął z nich drewniane sanki.
- Nie mów, że kupiłeś te sanki tylko po to żeby zabrać mnie na romantyczną randkę - powiedziałam uśmiechając się i udając podekscytowanie.
- Pożyczyłem je od mojego rodzeństwa. Wsiadaj.
- Co?
- Usiądź na sankach. Pociągnę cię.
- Nie dasz rady, jestem ciężka.
- Och przestań. Jesteś lekka jak piórko. Dawaj no.
Louis zrobił zniecierpliwioną minę, dlatego usiadłam na sankach i wyciągnęłam nogi przed siebie oraz złapałam się deseczek po bokach. Chłopak mruknął coś pod nosem i ruszył przed siebie. Sanki płynnie sunęły po śniegu, a ja odwróciłam głowę i patrzyłam na ślady, które zostawiły po sobie płozy. Mijaliśmy nagie drzewa, a po kilku minutach okazało się, że znajdujemy się na szczycie górki. Louis wyciągnął do mnie rękę i podniósł do góry. Stanęłam koło niego, a chłopak przytulił mnie do siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy, kiedy do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
Uwolniłam się z uścisku Louisa, po czym odbiegłam kawałek dalej i schowałam się za drzewem. Ukucnęłam i zebrałam w dłonie okryte czarnymi rękawiczkami, śnieg. Uformowałam z niego kulkę i podniosłam się. Wychyliłam się zza drzewa i spojrzałam na Louisa, który wciąż stał przy sankach i patrzył na mnie ze śmiechem w oczach.
- Kochanie, jesteś większym dzieckiem niż moje rodzeństwo, przysięgam - powiedział, a ja się zaśmiałam.
Louis dołączył do mnie i teraz w parku słychać było nasze śmiechy. Mój chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego co planuję i nawet nie zauważył, że zaczęłam iść w jego stronę, ponieważ wciąż się śmiał. Zamilkł dopiero wtedy, gdy śnieżka zderzyła się z szarym materiałem jego czapki.
- Co do kurwy? - zapytał zaskoczony i strzepnął z głowy resztki śniegu.
Posłałam Louisowi szeroki uśmiech. Chłopak posłał mi groźne spojrzenie, jednak wiedziałam, że był rozbawiony, poprzez tańczące iskierki w jego oczach. Zaczął iść w moją stronę, a kiedy schylił się żeby zebrać śnieg, zdałam sobie sprawę, że Lou chce się na mnie zemścić. Odwróciłam i zaczęłam uciekać, jednak wydałam z siebie pisk, gdy śnieżka zderzyła się z moimi pośladkami. Postanowiłam nie dać za wygraną i szybko zrobiłam kulkę ze śniegu i rzuciłam nią w Louisa. Po chwili zaczęliśmy wojnę na śnieżki i wszystko szło dobrze, dopóki chłopak nie zaczął się zbliżać w moją stronę. Na odległość radziłam sobie z unikami, ale teraz kiedy byłam na wyciągnięcie jego rąk, nie było już tak łatwo. Chciałam rzucić śnieżką w Louisa, ale została mi ona strzepnięta z ręki, a ja zostałam złapana. Chłopak przytulił mnie do siebie i zmusił żeby spojrzała w jego oczy.
- Myślałaś, że wygrasz, co? - zaśmiał się i pocałował mnie w usta.
W mojej głowie utworzył się kolejny pomysł, dlatego stanęłam na palcach pogłębiając pocałunek. Przygryzłam zębami dolną wargę Louisa, dzięki czemu nasze języki mogły się złączyć. Ręce chłopaka znalazły się na moich pośladkach, a ja czułam jak oboje zatracamy się w pocałunku. W pewnym momencie zebrałam w sobie całą siłę i popchnęłam Louisa na śnieg. Chłopak pociągnął mnie za sobą i wylądowałam w jego ramionach, co zamortyzowało mój upadek. Leżeliśmy tak w śniegu, a ja pochyliłam się ku brunetowi.
- Chyba jednak wygrałam - wyszeptałam mu do ucha, a następnie ponownie pocałowałam.
Przekręciłam się na plecy i umożliwiłam Louisowi podniesienie się. Wyciągnął rękę w moją stronę, jednak zamiast tego postanowiłam zrobić anioła ze śniegu. Kiedy wstałam popatrzyłam na swoje dzieło.
- Jesteś jak dziecko - powiedział Lou, a następnie pomógł mi się otrzepać ze śniegu, co oznaczało, że ręce Louisa szczególnie długo były na moich pośladkach.
- Chcesz pojeździć na tych sankach czy wracamy?
- Przecież po to tu przyjechaliśmy - odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku naszych sanek.
Ustawiłam sanki w kierunku spadu górki. Usiadłam i kiedy chciałam odepchnąć się i zjechać, Louis pociągnął mnie do tyłu.
- Zjedziemy razem - powiedział i usiadł za mną.
Louis przyciągnął mnie do siebie, a później zjeżdżaliśmy już z niezbyt stromej, ale dużej górki. Uśmiechałam się szeroko i spojrzałam w górę na twarz mojego chłopaka. Jego grzywka wystawała mu spod beanie, a kilkudniowy zarost dodawał mu męskości. Nie mam pojęcia jak ktoś tak cholernie przystojny i świetny może być ze mną. Ale skoro to działo się naprawdę, mogłam jedynie cieszyć się tym i pragnąc, aby nigdy się nie skończyło.
- Pociągnij mnie z powrotem na górę - powiedziałam, kiedy już zjechaliśmy.
- Nie, masz nogi.
- Proszę - zrobiłam minę szczeniaczka. Louis pokręcił w rozbawieniu głową i wiedziałam już, że wygrałam.
Po tym jak chłopak wciągnął nas na szczyt górki, zjechaliśmy jeszcze kilkanaście razy. Świetnie się bawiłam, a mój brzuch nie wytrzymywał bólu spowodowanego ciągłym śmiechem z kiepskich żartów Louisa.
Było po trzeciej i właśnie zaczął padać śnieg. Dopiero teraz poczułam, że trzy godziny na świeżym zimowym powietrzu sprawiły, że zmarzłam i zrobiłam się głodna.
- Obiad na mieście? - zaproponował Louis, gdy trzymając się za ręce szliśmy do samochodu chłopaka.

- Jeśli chcą możemy ich zabrać ze sobą - zaproponowałam.
- Chcesz zabrać moje rodzeństwo do kina? - zapytał Louis. W przyszły weekend jego tata i Hannah wyjeżdżają na jakąś służbową konferencję i Lou jako starszy brat zobowiązał się zostać z Toby'm i Maggie.
- Czemu nie? Przecież i tak planowaliśmy iść.
- Amy, pójście z dziećmi do kina oznacza oglądanie bajki. Naprawdę chcesz iść na kucyki Pony?
- Oczywiście, że tak. Przynajmniej nikt nie będzie się na mnie dziwnie gapił, kiedy będę oglądała bajkę - powiedziałam, jakby pójście na film dla maluchów w wieku prawie dwudziestu lat był najzwyczajniejszą rzeczą.
- Jesteś najlepsza, wiesz? - zapytał Louis i uśmiechnął się do mnie czule.
- Wiem.
Upiłam łyk gorącej czekolady. Siedzieliśmy z Louisem w małej restauracji w Queens. Po naszym wypadzie na sanki nieźle zmarzliśmy, więc pojechaliśmy na obiad, a teraz rozkoszowaliśmy się naszym słodkim deserem. Oparłam się wygodniej na krześle i spojrzałam przez okno. Na dworze robiło się już szarawo i znowu zaczął padać śnieg.
Lubię zimę, kiedy siedzę w ciepłym miejscu, ale naprawdę chciałabym już cieszyć się słońcem i upalnymi dniami. Przypomniałam sobie o prezencie świątecznym mojego taty. Miałam prawo wyboru, w jakim terminie chcę lecieć do Tokio. Wyjazd miał trwać dwa tygodnie, dlatego teraz, kiedy znowu zaczęły się zajęcia na uczelnie nie mogłam sobie na to pozwolić.
- O czym myślisz? - Louis wyrwał mnie z moich rozmyśleń i przyjrzał mi się swoimi niebieskimi tęczówkami.
- Na święta dostałam od taty wycieczkę do Tokio - zaczęłam.
- To fajnie, wiem, że chciałaś tam pojechać.
- Tak właściwie mam dwa bilety.
- Więc? - Louis uniósł brwi do góry.
- Polecisz ze mną? - zapytałam wprost.
- Chcesz żebym ci towarzyszył?
- Tak.
- Okej - odpowiedział zwyczajnie.
- Okej, co?
- Zgadzam się, jeśli chcesz żebym z tobą leciał, to okej, będziemy zwiedzać Tokio.
- Świetnie - przesłałam Louisowi całusa nad stolikiem, a następnie napiłam się gorącej czekolady.
Kiedy odstawiłam kubek nad stolik, spojrzałam na swojego chłopaka. Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie miałam jak, ponieważ Louis zaczął się śmiać. Zmarszczyłam brwi, gdyż nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Kiedy chłopak się uspokoił wziął swoją serwetkę i pochylił się nad stolikiem. Zamarłam, gdy jego dłoń zaczęła zbliżać się do mojej twarzy, po czym przyłożył chusteczkę do kącika moich ust. Zrozumiałam, że zrobił mi się wąs z czekolady, dlatego nie mogąc nic na to poradzić zarumieniłam się i spuściłam głowę w dół. Louis zaśmiał się z mojej reakcji, a następnie pocałował mnie szybko w czoło i usiadł na swoim miejscu.
- Do twarzy ci tak było - zakpił ze mnie, a ja spojrzałam na chłopaka morderczym wzrokiem. Lou uśmiechnął się szeroko. Nie wiem dlaczego umawiam się z chłopakiem, który uśmiecha się przez dziewięćdziesiąt pięć procent swojego życia i rzadko kiedy jest poważny...
- Jesteś stuknięty - ale cię kocham, dopowiedziałam w myślach.
- Może? Rozmawiałaś z Perrie na temat urodzin Zayna?
- Tak, pójdziemy wszyscy do baru, a później tak jak chcieliście idziecie z Zaynem na gokarty.
- Więc ty i dziewczyny nie idziecie z nami?
- Nope.

***

Była dziesiąta wieczorem, kiedy weszliśmy do pokoju Louisa. Po tym jak przyjechaliśmy do bractwa, spotkaliśmy w salonie chłopaków oraz Cathy i Angelę, więc zostaliśmy z nimi. Oczywiście chłopcy musieli grać w Fifę, ponieważ oni zawsze to robili. Wszyscy byli zdziwieni, kiedy Cathy rzuciła Samowi wyzwanie i wzięła od Louisa pada. Siedziałam z Angelą i piłyśmy piwo, przyglądając się, jak nasza przyjaciółka skopywała Samowi tyłek.
Zdjęłam swoje botki i powiesiłam kurtkę na wieszaku koło drzwi. Louis podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i poprowadził do łóżka. Usiadłam na materacu, a następnie spojrzałam na chłopaka.
- Zamknij oczy - polecił.
- Po co?
- Proszę - Louis ponowił swoją prośbę i pocałował mnie w czoło.
Zamknęłam oczy. Poczułam jak dłonie Louisa, które były na moich kolanach znikają. Westchnęłam głośno, ponieważ nie miałam pojęcia o co może chodzić mojemu chłopakowi i położyłam się na łóżku.
Chwilę później Louis złapał moją dłoń i pociągnął mnie w górę, tak abym usiadła.
- Teraz możesz otworzyć oczy.
Wykonałam polecenie i spojrzałam do góry. Nade mną stał Louis, jak zwykle ze swoim zachwycającym uśmiechem. W rękach trzymał zapakowane w ozdobny papier pudełko.
- Przez to wszystko co się działo, nie dałem ci prezentu świątecznego - powiedział. - Wesołych świat.
Zaśmiałam się cicho, ponieważ było już ponad dwa tygodnie po świętach, a ja o tym całkowicie zapomniałam. Chłopak wręczył mi pudełko. Otworzyłam je i zajrzałam do środka. Louis podarował mi czarną bluzę z napisem 'Tomlinson' i dużym numerem 7 na plecach.
- Skoro tak często chodzisz na moje mecze, pomyślałem, że w tym będziesz wyglądała jak mój osobisty kibic.
Przewróciłam oczami i odłożyłam miękką bluzę na bok. Na dnie pudełka była jeszcze koperta. Wzięłam ją i otworzyłam. Wyjęłam ze środka dwa bilety i po tym, jak przeczytałam na czyj koncert one są, zeskoczyłam z łóżka i zarzuciłam Louisowi ręce na szyję.
- The Fray? Przecież bilety zostały wyprzedane dawno temu - zapytałam zaskoczona swoim prezentem. Będę na koncercie pieprzonego The Fray!
- Jeśli czegoś się chce, wszystko jest możliwe, kochanie.
- Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie - powiedziałam i pocałowałam Louisa w usta.

[1] Fragment z książki Cassandry Clare „Miasto Kości”

____________________
 
Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania. Pokaż, że jesteś (:

8 komentarzy:

  1. jezuu! to jest świetne,cudne,zajebiste boże nie wiem co jeszcze... same najlepsze określenia! <3 jak dobrze, że wreszcie się im układa! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. przez ten rozdział chcę już zimę :C

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jak ja się cieszę że oni są razem są taką słodką parą *.*

    OdpowiedzUsuń