piątek, 16 października 2015

Rozdział 24. Jesteś facetem czy pieprzoną ciotą?

(Amy)

- Jesteś pewna, że chcesz jechać? - zapytał Harry, jak tylko zatrzymał mój samochód na parkingu przed lotniskiem.
Był czwartkowy wieczór, a mój samolot do Londynu odlatywał za dwie godziny.
- Tak. Muszę mieć czas dla siebie, żeby móc wszystko sobie uporządkować - powiedziałam i odpięłam pas bezpieczeństwa.
- Rozumiem. Amy, dlaczego powiedziałaś tylko mi, że wyjeżdżasz?
- Bo wiem, że nie próbowałbyś mnie zatrzymywać.
- Co każe ci tak myśleć?
- To, że właśnie znajdujemy się przy lotnisku - odpowiedziałam i przewróciłam oczami.
Nikt nie wiedział, że wylatuję dziś do Londynu. Nie powiedziałam o tym nikomu, ponieważ wiedziałam, że taka Angela, Niall czy Josh zatrzymaliby mnie tu siłą. Nie chciałam też żeby Louis się dowiedział. Nie wyjeżdżam, aby od niego uciec, ponieważ nie chcę tego. Uznałam, że powinnam wyjechać, by zobaczyć co mogę stracić, jeśli zrobię to naprawdę.
- Zgodziłem się nikomu nic nie mówić tylko dlatego, że trzymam twoją stronę. Nie możesz robić czegoś wbrew sobie. Jeśli uważasz, że wyjazd ci pomoże, jedź. Po prostu chcę żeby wszystko w twoim życiu się ułożyło - powiedział Harry i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.
- Dziękuję, że akceptujesz moją decyzję, kiedy wszyscy zapewne by się z nią nie zgodzili.
- Sam byłem w podobnej sytuacji. Wiesz, kiedy zdradziłem Angelę, myślałem, że ją straciłem. Dopiero świadomość, że Angela mogłaby odejść, złamała mnie i uświadomiła mi jak bardzo ją kocham. Wiem, że jeśli wrócisz tu z powrotem, wszystko się zmieni. Na lepsze.
- To było... wow... takie prawdziwe i podnoszące na duchu - odpowiedziałam chcąc rozładować dramatyczny nastrój panujący w samochodzie, spowodowany moim kiepskim humorem.
- Bardzo śmieszne, mała. Powiedziałem ci to, czego sam doświadczyłem - Harry udał oburzenie i zmrużył na mnie oczy. - Jeśli nie chcesz żeby samolot ci uciekł, powinnaś udać się już na odprawę.
- Już idę, jeszcze jedna rzecz. W pokoju pod moim łóżkiem są prezenty świąteczne dla wszystkich i prezent urodzinowy Louisa. Czy możesz je wręczyć w moim imieniu?
- Jasne. Ale... mogę otworzyć już swój dzisiaj? - zapytał brunet z podekscytowaną miną.
- Możesz.
Oboje wysiedliśmy z samochodu, a Harry wyjął walizkę z bagażnika. Musieliśmy jechać moim samochodem, ponieważ wczoraj, kiedy Angela była na siłowni i na treningu, spakowałam swój bagaż i wrzuciłam do Nissana, tak aby moja przyjaciółka go nie zobaczyła. Jak tylko wyszłam z pokoju, skorzystałam z okazji i zrobiłam w pobliskiej galerii zakupy świąteczne, a wszystkie prezenty zapakowałam przed powrotem mojej współlokatorki.
Harry postawił przede mną walizkę i zobaczyłam, że w swoich dużych dłoniach trzyma zapakowane w ozdobny świąteczny papier, pudełko.
- Jako że nie będzie cię na święta, to jest prezent ode mnie i Angeli. Mamy nadzieję, że ci się spodoba. Tylko otwórz go dopiero w święta.
Harry wręczył mi pudełko, które nie było za ciężkie. Zaczęłam się zastanawiać, co to może być, ale postanowiłam, że zaczekam z tym do świąt.
- Dziękuję bardzo. Podziękuj też Angeli.
- Jasne, mała.
Przytuliłam bruneta. Schowałam pudełko do torebki i pożegnałam się z Harrym. Chwyciłam prawą dłonią rączkę walizki i chciałam już iść na swoją odprawę, kiedy chłopak złapał mnie za lewy nadgarstek. Zabolało mnie trochę, gdy dotknął moich cięć. Co prawda nie pocięłam się odkąd Angela zabrała wszystkie żyletki, ale rany wciąż były świeże i czasem jeszcze krwawiły.
- Amy, możesz mi coś obiecać?
- Co takiego?
- Obiecaj, że więcej się nie potniesz - powiedział Harry i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Wiem, że robisz to po części dlatego, że nigdy nie miałaś do kogo zwrócić się o pomoc, ale teraz jest inaczej. Jeśli coś się stanie, zawsze możesz do mnie przyjść, nawet w środku nocy. Nie mogę przysiąc, że ci pomogę, ale będę z tobą, okej? Tylko proszę, obiecaj, że więcej się nie potniesz.
- Obiecuję.
Harry uśmiechnął się delikatnie, a następnie przytulił do siebie. Był taki wysoki i umięśniony. Był wyższy od Louisa i teraz naprawdę czułam, jaka jestem mała.
Uśmiechnęliśmy się i pożegnaliśmy raz jeszcze, a później chwyciłam swoją walizkę. Kiedy odchodziłam usłyszałam jak chłopak za mną krzyczy:
- Wszystko się ułoży! Do zobaczenia wkrótce!
Odwróciłam się i pomachałam Harry'emu, po czym udałam się na odprawę, przed moim wylotem do Londynu.

***

Po siedmiogodzinnym locie na reszcie wylądowałam w Europie. Myślałam, że kiedy znajdę się na lotnisku London Heathrow poczuję, że z powrotem jestem w domu, ale zdałam sobie sprawę, że to nie Anglia jest teraz moim domem. Moje życie jest tam, gdzie osoba, którą się kocha, a przecież ja zostawiłam Louisa w Nowym Jorku.
O nie, Amy, nie zapędzaj się tam, zganiłam siebie w myślach. Przyjechałam tutaj, aby odpocząć od wszystkich problemów jakich nazbierałam podczas mojego pobytu w Stanach i chciałam spędzić święta z moim ojcem.
Od czasu jego wizyty zbliżyliśmy się do siebie, często dzwonił i nawet zadeklarował się, że odbierze mnie z lotniska.
Wzięłam swoją walizkę z taśmy i przeszłam na halę przylotów. Było na niej mnóstwo ludzi i minęło kilka chwil, zanim w tłumie odnalazłam swojego tatę. Podeszłam do niego, a ten szybko zamknął mnie w szczelnym uścisku. Kiedy się odsunęłam, ojciec wziął moją walizkę i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Jak tylko wyszliśmy uderzyło mnie wilgotne i chłodne powietrze Londynu i poczułam na sobie duże krople deszczu. Zdążyłam zapomnieć, że tu prawie ciągle pada, pogoda jest wietrzna, a słońce i ciepło są rzadkością. Zapięłam swoją parkę po samą szyję i cieszyłam się, że przygotowałam się na tak ponure powitanie. Właściwie pogoda idealnie oddawała stan mojego ducha, więc nie przeszkadzało mi to.
- Więc jak lot? - zapytał tata.
- Długi. Przepraszam, że tak nagle zdecydowałam się przyjechać, tym bardziej, że wcześniej odmówiłam.
- Jest w porządku - odpowiedział mi ojciec i objął mnie ramieniem. - To prawda, byłem w szoku, kiedy zadzwoniłaś, ale naprawdę się cieszę, że tu jesteś.
Doszliśmy do samochodu ojca i zdałam sobie sprawę, że musiał kupić inny. Naszym poprzednim wozem był czarny audi SUV, a przede mną stało białe BMW X5. Było duże i piękne. Tata wrzucił moją walizkę do bagażnika, a ja podeszłam do drzwi po prawej stronie, chcąc wejść na miejsce pasażera. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam kierownicę, po czym przypomniałam sobie, że w Anglii obowiązuje inna strona ruchu.
- Możesz prowadzić, jeśli chcesz - powiedział mi tata, kiedy zauważył moje zakłopotanie.
Uradowana wskoczyłam na fotel i zapięłam pas.
- Gdzie teraz mieszkasz? - zapytałam, kiedy ruszyliśmy z parkingu.
Przez chwilę miałam wrażenie, że jadące z naprzeciwka samochody wjadą we mnie, ale komfort jazdy białym BMW sprawił, że szybko zapomniałam o tym problemie.
- Jakieś pięć domów od twojej przyjaciółki Blair.
Blair, moja dawna przyjaciółka mieszkała w zupełnie innej dzielnicy Londynu niż ja przed wyjazdem. Żeby do niej przyjechać zajmowało mi to pół godziny samochodem, przy średnim natężeniu ruchu. Ojciec rzeczywiście wyprowadził się daleko od matki, jeśli ona nadal mieszka w starym domu.
Nie rozmawiałam z mamą od rozprawy rozwodowej rodziców, ponieważ nie miałam na to ochoty i siły, ale wiedziałam, że będę musiała ją odwiedzić, skoro przyjechałam tutaj na święta.
- Matka wie, że tu jestem? - zapytałam, chcąc wiedzieć czy powinnam uprzedzić ją o swojej wizycie.
- Powiedziałem jej wczoraj, kiedy spotkałem ją w firmie. Chyba nie masz mi tego za złe? - odpowiedział ojciec i spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem.
- Oczywiście, że nie. Myślę, że powinnam ją odwiedzić któregoś dnia.
- Tak, zapewne się ucieszy. Mogę cię o coś spytać?
- O co chodzi?
- Dlaczego Louis nie przyjechał z tobą? Wydawało mi się, że się lubicie.
Właściwie to go kocham tato, odpowiedziałam w myślach i ścisnęłam mocniej kierownicę. Przełknęłam gulę w gardle, zanim się odezwałam.
- Louis został na święta ze swoim tatą - odpowiedziałam cicho.
- Czy coś się między wami stało?
- Pokłóciliśmy się. To nic takiego, nie mówmy o tym - powiedziałam szybko i delikatnie się uśmiechnęłam, starając się nie wylać żadnej łzy.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała zawsze możesz na mnie liczyć, córeczko.
Poczułam dłoń taty na ramieniu i złapałam na chwilę z nim kontakt wzrokowy. Jego brązowe tęczówki były tego samego koloru co moje. Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym skierowałam swój wzrok z powrotem na jezdnię.
Czując ciepły dotyk ojca na moim ramieniu, pomyślałam, że dobrze było wrócić do swojego rodzinnego domu i że wszystko jeszcze ma szansę się ułożyć.

- Gdzie jest Samantha? - zapytałam taty, jak tylko weszliśmy do domu.
- W pracy. Pokażę ci twój pokój i też będę musiał jechać do firmy.
Poszłam za ojcem na drugie piętro. Dom był znacznie większy niż ten, w którym mieszkaliśmy. Był urządzony z klasą i byłam pełna podziwu, dla zdolności Samanthy, skoro ona zaprojektowała każde wnętrza.
Weszliśmy do dość dużej sypialni. Tata postawił moją walizkę w nogach łóżka, a ja przysiadłam na materacu. Był miękki, a pościel gładka, przez co szybko przypomniałam sobie, że był dla mnie środek nocy i ogarnęło mnie zmęczenie.
- Dziecko, czy ty mnie słuchasz? - zapytał nagle ojciec i pomachał mi przed twarzą ręką.
- Po prostu jestem trochę zmęczona - odpowiedziałam szybko.
- Za tymi drzwiami jest łazienka. Na tym piętrze, jest twój pokój, biblioteka, siłownia i gabinet Sam. Muszę już teraz iść. Masz cały dom do swojej dyspozycji. Jakbyś czegoś potrzebowała, dzwoń.
Przytaknęłam głową, a tata pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Zostałam w tym wielkim domu sama i prawdopodobnie do trzeciej po południu nikt tu nie wróci. Wstałam z łóżka i poszłam na mały spacer. Zaczęłam od swojego piętra. Biblioteka była doskonale wyposażona, a na regale zajmującym całą ścianę znalazłam nawet kilka swoich ulubionych książek. Siłownia była pełna dobrego sprzętu i gdyby nie fakt, że byłam zmęczona wskoczyłabym na bieżnię. Po rozejrzeniu się po pierwszym piętrze, zeszłam na dół, gdzie był olbrzymi salon i kuchnia połączona z jadalnią. Byłam trochę głodna, dlatego zaczęłam przeglądać szafki. Znalazłam pudełko Lucky Charms. Wsypałam płatki do miski i zalałam mlekiem.
W czasie kiedy jadłam włączyłam swój telefon i od razu przyszło mi kilka wiadomości.
Angela była trochę zmartwiona, że nic jej nie powiedziałam, ale zapewniła mnie, że jest ze mną i ma nadzieję, że wrócę jak najszybciej.
Dostałam wiadomości od Josha, Nialla, Ashtona i Cathy, który życzyli mi udanych świąt z tatą i prosili, żebym szybko wróciła.
Uśmiechnęłam się do ekranu iPhona, kiedy odczytałam smsa od Harry'ego.
" Powinnaś wrócić na Sylwestra, żeby zobaczyć mnie w tej świetnej koszuli :D Czapka też jest super! Dziękuję za prezent, mała. Wracaj szybko :* "
Poczułam pewien smutek, że nie miałam żadnej wiadomości od Louisa, ale przecież nie mogłam się dziwić. Wyrzuciłam go, raniąc go najbardziej jak potrafiłam, wyjechałam bez słowa, więc nie mogę oczekiwać, że Louis wciąż będzie się mną przejmował. Przez cały lot myślałam co powinnam zrobić.
Słowa Louisa cholernie mocno mnie zabolały i byłam w szoku, że mógł mnie o coś takiego posadzić, nawet słysząc moją rozmowę. Dodatkowo zraniło mnie to, że pocałował Eleanor. Nie wiem czy cokolwiek by to załagodziło, gdyby to była inna dziewczyna, ale w tamtej chwili poczułam się zdradzona i poniżona. To co wydarzyło się w przeciągu tamtych dwudziestu czterech godzin wywołało u mnie prawie taki sam szok, jak śmierć mojego brata.
Do głowy przyszło mi kilka opcji. Ostatnie wydarzenia przerosły mnie i nie postrafię wybaczyć sobie i Louisowi takiego obrotu spraw. Jeśli nie dam rady pogodzić się z tym co się wydarzyło, będę musiała wyjechać z Nowego Jorku. Nie byłabym w stanie żyć w tym samym mieście co Louis i prawdopodobnie widzieć go, układającego sobie życie. Mogłabym też postarać się wybaczyć nam to wszystko i zacząć na nowo, tym razem stawiając wszystkie sprawy jasno. O ile ten pierwszy pomysł jest moją definitywną porażką, nie mogę mieć pewności czy poprzez powrót do Nowego Jorku również siebie nie zranię. Nie wiem, czy Louis będzie chciał stworzyć ze mną związek, o którym marzę, kiedy powiedziałam mu, że żałuję, że go poznałam, a później wyjechałam bez słowa.
Poczułam jak głowa zaczyna mnie boleć od zmęczenia i nadmiaru trudnych myśli, dlatego wstałam od stołu, wrzuciłam miskę do zmywarki i poszłam na górę do swojego pokoju. Jak tylko znalazłam się w swojej tymczasowej sypialni, przebrałam się w legginsy i czarny T-shirt, który czystym przypadkiem należy do Louisa. Zasunęłam rolety, tak aby w pomieszczeniu było ciemno i położyłam się na dużym łóżku, otulając się szczelnie ciepłą i miękką kołdrą. Chwilę później odpłynęłam do krainy snów, gdzie spotkałam się z pięknym chłopakiem o niebieskich oczach.

(Louis)
- Jak to kurwa wyjechała?! - krzyknąłem chodząc po pokoju Harry'ego.
Mój przyjaciel siedział na łóżku i podpierał głowę na swoich dłoniach.
- Po prostu powiedziała, że wyjeżdża na jakiś czas do Londynu.
- Jak mogłeś ją zawieść na to pieprzone lotnisko?! - krzyczałem jednocześnie wyrywając sobie włosy.
- Możesz być ciszej? Jest czwarta nad ranem - jęknęła zaspanym głosem Angela.
W tym momencie gówno mnie obchodziło, która jest godzina. Dowiedziałem się, że moja Amy wyjechała z Nowego Jorku. Nie odbierała moich telefonów, a ja czułem, że ją straciłem. I miałem pieprzone wrażenie, że już na zawsze. Miałem ochotę krzyczeć, płakać, niszczyć wszystko co wpadłoby mi w ręce. Świadomość, że mógłbym już nigdy więcej nie zobaczyć dziewczyny, którą kocham, zabijała mnie od środka.
- Louis! - Harry stanął przede mną. - Uspokój się. Wracaj do pokoju, wszystko będzie dobrze, Amy niedługo wróci.
- Czy ty siebie, kurwa, słyszysz?! Jak może być dobrze, skoro moja dziewczyna wyjechała i nie chce mnie znać?!
- Amy nie jest twoją dziewczyną - powiedziała spokojnie Angela.
- Dowal mi jeszcze bardziej, śmiało! - krzyknąłem.
Zastanawiałem się czy moim krzykiem nie obudziłem całego bractwa, ale w tym momencie pieprzyłem to. Wziąłem długi, głęboki oddech, aby się uspokoić.
- Kocham ją. Nie mogę jej stracić - powiedziałem i czułem jak mój głos się łamie.
- Wiemy to, ale niczego nie zmienisz. Amy potrzebuje przestrzeni, dlatego wyjechała.
- Angela, naprawdę mi nie pomagasz.
- Nie będę cię pocieszać. Jesteś facetem czy pieprzoną ciotą? Ogarnij się, bo jeśli Amy tu wróci, będzie chciała zobaczyć w tobie prawdziwego faceta, wiedzącego co chce, a nie dupka, którym jesteś przez cały czas.
- Wiem, że to co się kiedyś wydarzyło boli cię. Ale to przeszłość. Wyciągnij z niej wnioski i żyj dalej. Wiesz co powinieneś zrobić - odezwał się Harry.
Przemyślałem sobie szybko słowa moich przyjaciół.
- Tak, wiem. Macie rację. Przepraszam za pobudkę - powiedziałem i wyszedłem.
Jak tylko znalazłem się w swoim pokoju, wziąłem gitarę i zacząłem grać ulubione piosenki Amy, których nauczyłem się specjalnie dla niej. Nie obchodziło mnie, która jest godzina i że przeszkadzam mieszkańcom bractwa. Wyobrażałem sobie tą piękną brunetkę, słuchającą muzyki płynącej z wnętrza gitary. Musiałem grać, żeby się uspokoić i zachować zdrowy umysł.

***
(Amy)

Obudziłam się, czując się wyjątkowo wypoczęta. Od kilku dni nie spałam za dobrze, ponieważ nawet w nocy moje myśli pędziły ku Louisowi całującego Eleanor. Oczywiście teraz też mi się śnił Louis, ale to ja byłam razem z nim, nikt inny. Może to Londyn uczynił, że cały bagaż moich problemów został w Nowym Jorku, a ja będę mogła tutaj wszystko na spokojnie przemyśleć. Spojrzałam na zegarek. Było po czwartej. Zaczęłam się zastanawiać czy mój tata bądź Sam, wrócili już z pracy. Wytężyłam słuch, starając się wyłapać jakieś kroki, ale przypomniało mi się, że ten dom jest cholernie duży, więc i tak bym nic nie usłyszała.
Usiadłam na łóżko i przyjrzałam się pokojowi. Ściany były pomalowane na jasny wrzos, a szafa, komoda i zbyt duże, jak na jedną osobę łóżko były białe. Nie było tu żadnych obrazów, czy innych dekoracji, ale myślę, że Samantha specjalnie zostawiła niewykończony pokój, abym sama mogła się tym zająć. Nie żebym oczywiście zamierzała tutaj mieszkać, bo to się nigdy nie zdarzy.
Zeszłam z łóżka i poszłam wziąć szybki prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju, wyjęłam z walizki ubrania, w które się przebrałam. Wzięłam swój telefon i zerknęłam na wyświetlacz. Miałam dwadzieścia nieodebranych połączeń od Louisa. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że pierwszy raz zadzwonił, kiedy w Nowym Jorku była trzecia w nocy. Nie miałam zamiaru zastanawiać się, czego ode mnie chciał, dlatego włożyłam iPhona do kieszeni moich jeansów i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, ubrałam swoją parkę, timberlandy oraz swoją czarną beanie, ponieważ byłam pewna, że wiatr w Londynie jak zawsze da mi się we znaki. Z półmiska stojącego na komodzie wzięłam pęk kluczy i ruszyłam w stronę drzwi. W momencie, w którym chciałam chwycić klamkę, drzwi się otworzyły, a do środka weszła Samantha. Jak tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się promiennie. Gdyby tylko wiedziała, że za nią nie przepadam...
- Amy! Tak się cieszę, że przyjechałaś! - powiedziałam blondynka i przytuliła mnie na powitanie.
- Taaak. Ja też się cieszę - odpowiedziałam obojętnym głosem.
- Twój tata wróci dzisiaj później. Kazał cię przeprosić.
- Spoko i tak mnie nie będzie.
- Idziesz się spotkać z przyjaciółmi? Peter mówił, że niedaleko mieszka twoja najlepsza przyjaciółka - Sam najwyraźniej chciała nawiązać ze mną jakiś kontakt.
Spojrzałam na moją macochę. Oczywiście po całym dniu pracy jej makijaż był perfekcyjny a loki idealnie podkręcone. Trochę mi przykro, że pomimo jej starań wciąż jestem dla niej taka oschła.
- Po prostu wychodzę. Cześć - powiedziałam i wyszłam z domu.
Szłam wzdłuż pustej ulicy. Na dworze było już ciemno i tylko lampy oświetlały drogę przede mną. Kojarzyłam tę okolicę, ponieważ mieszkała tutaj Blair. Mijałam kolejne domy, które wyglądały równie ekskluzywnie jak mojego ojca. Przewróciłam oczami. Od dziecka byłam przyzwyczajona do posiadania pieniędzy, ale nigdy nie lubiłam tego okazywać. Było mnie stać na torebkę od Prady, ale zawsze wolałam kupić zwykłą w centrum handlowym. Przez całą szkołę średnią duża ilość pieniędzy była mi potrzebna na alkohol, imprezy i trawkę.
- Od zawsze przewracałaś oczami - odezwał się damski głos.
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam zbliżającą się w moją stronę dziewczynę. Była ubrana cała na czarno, a jej krótkie jasne włosy były rozwiane od wiatru.
- Cześć Blair - powiedziałam.
- Kogo my tu mamy - dziewczyna podeszła bliżej i zamknęła mnie w szczelnym uścisku. - Co tu robisz?
- Wróciłam do ojca na święta.
- Mieszka niedaleko mnie. Tylko nie widziałam tutaj twojej mamy.
- Wzięli rozwód - powiedziałam.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Właściwie liczyłam, że nigdy więcej już nie spotkam swoich dawnych przyjaciół.
- Co u ciebie? - zapytała Blair i wyjęła z kieszeni bluzy paczkę papierosów. Poczęstowała mnie, a ja odpaliłam fajkę, znalezioną w parce zapalniczką.
- Wszystko dobrze - skłamałam.
- Jaki jest Nowy Jork?
- Wielki - Blair się zaśmiała z mojej odpowiedzi. - A co u ciebie? Jak Sam i Adam?
- Jest okej. Wieczorem idziemy na imprezę, chcesz dołączyć?
- Nie tym razem, ale dzięki za zaproszenie - naprawdę nie miałam ochoty na imprezowanie, szczególnie z moją dawną paczką.
- Oczywiście, że nie - zakpiła.
- O co ci chodzi? - zapytałam i zmarszczyłam brwi.
- O co mi chodzi? Zostawiłaś nas. Odkąd twój głupi brat zginął w wypadku, nie poszłaś z nami na żadną imprezę.
- Miałam żałobę! To wy mnie zostawiliście, kiedy was najbardziej potrzebowałam.
- Przestań pieprzyć. Każdy się rodzi, a potem umiera. Taka jest kolej rzeczy, Amy.
- Mój brat umarł, a ty liczyłaś, że pójdę z wami pić i jarać zielsko?
- Zrobiłaś się taka dobra. Założę się, że nie imprezujesz już każdego pieprzonego dnia, co?
- Nie twój interes.
- Dobrze zgadłam. Ale wiesz co? Dobrze, że ciebie już tu nie ma? Teraz mogę być z Samem.
- Chcesz powiedzieć, że stałam ci na drodze?
- Odkąd raz się z nim przespałaś latał za tobą jak pies, bo liczył, że będziecie razem.
- To się przeliczył - powiedziałam obojętnie. Rzeczywiście, zdawałam sobie sprawę, że mój przyjaciel czuł do mnie coś więcej, niż ja do niego, ale to był jego problem.
- Wiesz, że żadne z nas ci nie współczuje, prawda? - zapytała dziewczyna i wyzywająco spojrzała mi w oczy.
- Jesteś suką, Blair - powiedziałam i rzuciłam niedopałek papierosa na ziemię.
- Wszystkiego nauczyłam się od ciebie. Już nie pamiętasz? To zawsze ty rządziłaś, byłaś najlepsza z nas wszystkich...
- Wiesz co? Skończ pieprzyć i idź ssać kutasa Sama. Myślę, że twoje usta mogą jeszcze zrobić jakiś pożytek. Cześć.
Zostawiłam Blair na środku drogi, stojącą z szeroko otwartymi oczami. Jednak się nie zmieniłam aż tak bardzo, skoro potrafiłam dowalić komuś, tak aby mógł przestać gadać. Nie poznawałam tej dziewczyny. Kiedyś to ja byłam w naszej grupie tą pyskatą, która umiała się postawić. Blair zawsze była cicha i zgadzała się z tym co ja miałam do powiedzenia. Ale przecież ludzie się zmieniają, a ja jestem tego najlepszym przykładem. Odkąd Ryan umarł, stałam się cicha i nieśmiała, kiedy znajdowałam się w obcej grupie. Jednak porównując moją wcześniejszą osobowość do tego, jaka jestem teraz, mogę śmiało stwierdzić, że zmieniłam się na lepsze.
Poczułam jak zaczyna padać deszcz i naciągnęłam kaptur na głowę. Mogłam zapomnieć o dalszym spacerze, dlatego odwróciłam się z kierunku, z którego przyszłam i skierowałam się z powrotem do domu mojego taty.

____________________
  
Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania. Zostaw coś po sobie :)
 
+ chcesz być informowany o nowym rozdziale? Wejdź TUTAJ


7 komentarzy:

  1. Takie smutne a wspaniałe :( kurde niech walczą o te miłość noo.... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Chce następny ! Szkoda że tak rzadko je dodajesz 😭

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały są raz tydzień, więc wydaje mi się, że są często w porównaniu do innych ff. Staram się pisać je długie, ponieważ nie chcę ograniczać Was do jednego nic znaczącego wątku. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Do następnego piątku! :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Jasne.:) Chodzi mi o to że są naprawde świetne I chciałabym czytać je codzinnie :)

      Usuń
  3. Kiedy oni się pogodzą nooo :((((((((((

    OdpowiedzUsuń